ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Umarł wieczorem 19 czerwca i jego ojczym nie miał z tym nic wspólnego. Umarł,
kiedy Ben Hanscom siedział w domu, oglądając telewizję ze swoją matką; kiedy
matka
Eddiego Kaspbraka dotykała trwożliwie jego czoła, by sprawdzić, czy nie ma oznak
jego
ulubionej choroby - widmowej gorączki; kiedy ojczym Beverly Marsh - mężczyzna,
który
przynajmniej pod względem temperamentu przypominał przybranego ojca Eddiego i
Dorseya
Corcoranów - wymierzył dziewczynie silne kopnięcie w tylną część ciała i
powiedział:
Ruszaj stąd i pozmywaj naczynia, tak jak ci matka kazała; kiedy paru
licealistów
przejeżdżających starym dodgeem obok domu Hanlonów, stojącego w niezbyt dużej
odległości od farmy szalonego ojca Henryego Bowersa, obrzucało obelgami
pielącego
chwasty w ogródku Mikea Hanlona, kiedy Richie Tozier przeglądał zdjęcia
półnagich kobiet
w Gemie, który znalazł na dnie szuflady ze skarpetkami i bielizną ojca i bawił
się przy tym
setnie, a Bill Denbrough z przerażeniem i niedowierzaniem cisnął o ścianę
albumem swego
brata. Choć później żadne z nich nie przypomni sobie, aby to robiło dokładnie w
chwili
śmierci Eddiego Corcorana, każde z nich uniosło głowę... jakby usłyszało
dochodzący z
oddali krzyk.
Gazeta Derry News miała rację w jednym względzie - świadectwo Eddiego było tak
marne, że faktycznie mógł obawiać się o swoją skórę po powrocie do domu. Poza
tym jego
matka i ojczym ostatnio stałe mieli jakieś zatargi. To jeszcze pogorszyło całą
sprawę. Kiedy
scysje przeradzały się w gwałtowne sprzeczki, matka zwykle nie przebierała w
słowach.
Ojciec z początku zwykle reagował stłumionymi pomrukami, które stopniowo
zmieniały się
w okrzyki mające na celu uciszenie jej, a potem we wściekły ryk, przypominały
ryk
rozwścieczonego dzika, któremu wbiła się w ryj cała masa kolców jeżozwierza.
Eddie nigdy
nie widział, aby ojczym i na nią Podnosił rękę, i wydawało mu się, że nie
odważyłby się tego
zrobić. W dawnych czasach oszczędzał pięści na Eddiego i Dorseya, a teraz kiedy
Dorsey nie
żył, Eddie miał przejąć po nim należną porcję cięgów. Pyskówki powtarzały się
cyklicznie.
Najczęściej pod koniec miesiąca, kiedy należało uiścić wszystkie opłaty.
Zawołany przez sąsiadów gliniarz wpadał raz czy dwa, kiedy zdawało się, że
sytuacja
była krytyczna, i upominał ich, aby zachowywali się ciszej. Zwykle to kończyło
sprawę. Jego
matka była w stanie pokazać gliniarzowi, gdzie się zgina i prowokować, żeby
wsadził ją za
kratki, ale ojczym zwykle siedział cicho. Eddie uważał, że ojczym bał się
policji. Podczas
tych okresów kłótni Eddie starał się nie rzucać w oczy. Tak było mądrzej. Jeżeli
jesteście
innego zdania, to przypomnijcie sobie, co się stało z Dorseyem. Eddie nie znał
szczegółów i
znać nie chciał, niemniej jednak dobrze znał Dorseya. Uznał, że musiał on po
prostu być o
niewłaściwej porze w niewłaściwym miejscu, jakim niewątpliwie okazał się garaż w
ostatnim
dniu miesiąca.
Powiedzieli Eddiemu, że Dorsey spadł z drabiny w garażu...
- Jeżeli powiedziałem raz, żeby się nie zbliżał do drabiny, to tak, jakbym to
zrobił
sześćdziesiąt razy - stwierdził ojczym, ale matka unikała jego wzroku... a kiedy
ich spojrzenia
przypadkiem się spotkały, Eddie dostrzegał w jej oczach drobniutkie iskierki
przerażenia i
wcale mu się to nie podobało. Stary siedział w milczeniu przy kuchennym stole,
popijając
rheingolda i nie widząc nic spod swoich wpółprzymkniętych powiek. Eddie starał
się go
unikać.
Kiedy jego ojciec wrzeszczał, to zwykle - choć nie zawsze - wszystko było w
porządku. Musiałeś mieć się na baczności, gdy przestawał. Dwa wieczory temu
cisnął w
Eddiego krzesłem, kiedy chłopiec chciał zobaczyć, co było w telewizji na innym
programie -
po prostu podniósł jedno z okrągłych kuchennych aluminiowych krzeseł, zamachnął
się nim
nad głową i rzucił. Trafił Eddiego w tyłek, a siła uderzenia była tak duża, że
chłopiec
przewrócił się na ziemię. Wciąż jeszcze bolało go siedzenie, ale wiedział, że
mogło być
gorzej. Mógł przecież dostać krzesłem w głowę.
Któregoś wieczoru stary po prostu wstał i zupełnie bez powodu wtarł Eddiemu we
włosy garść tłuczonych ziemniaków
|
WÄ
tki
|