ďťż

Wszyscy starcy, łącznie z tymi, których synowie brali udział w walkach, niestrudzenie powtarzali słowa zaniepokojenia i troski o los ojczyzny w przekonaniu, że tak przystoi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jednakże nie było wśród nich ani jednego, który dopuściłby do siebie nawet cień przypuszczenia, że Ameryka może przegrać, choć i taką ewentualność omawiali w nieskończoność. Możliwość, by stopa wroga, Niemca czy Japończyka, spoczęła na ziemi zasiedlanej przez ich przodków, wydawała się starcom tak nierealna i nie do wyobrażenia, że omawiali ją ze spokojem właściwym na przykład dyskusji o postrzeganiu pozazmysłowym. Łatwo się na ten temat mówi czy słucha, bo człowiek po prostu w to nie wierzy. Gdyby jakiś obcy zawitał do Peyton Place z okolic, gdzie przeszła pożoga, mógłby stanąć jak wryty ze zdumienia nad kompletnym tu brakiem widocznych śladów wpływu wojny. Największa zmiana dokonała się w Zakładach Cumberlandzkich, które od ponad roku przestawiły się na produkcję wojenną. Teraz pracowały na trzy zmiany, okrągłą dobę, lecz fakt, że więcej ludzi miało obecnie więcej pieniędzy do wydania, nieszczególnie rzucał się w oczy, gdyż wraz z tą nową prosperity nie wzrosło zaopatrzenie sklepów i właściwie nie było co kupić za zarobione pieniądze. Dla starców u Tuttle’a wojna była prawie grą, grą w słowa, podejmowaną, gdy wyczerpią się wszystkie inne tematy. Selena Cross była jedną z niewielu osób w miasteczku emocjonalnie zaangażowaną w sprawy wojenne. Jej przyrodni brat, Paul, walczył gdzieś na Pacyfiku, a jego żona pracowała w zakładach lotniczych w Los Angeles. Zimą 1943 roku Selena zmagała się ze stałym uczuciem niepokoju i frustracji. - Szkoda, że nie jestem mężczyzną - powiedziała kiedyś do Michaela Kyrosa. - Nic by mnie wtedy nie powstrzymało. Od razu zgłosiłabym się na ochotnika. Niemal w tej samej chwili pożałowała swoich słów, przypomniawszy sobie, iż Mike kilkakroć próbował zaciągnąć się do wojska, ale go nie przyjęto ze względu na wiek - miał już powyżej czterdziestki - a także i dlatego, że w przeszłości doznał złamania obu nóg. Wzburzona i sfrustrowana Selena walczyła także z poczuciem winy. Wiedziała, że powinna się cieszyć, iż Ted Carter jest bezpieczny studiując prawo na uniwersytecie, został bowiem zwolniony ze służby czynnej za dobre wyniki w nauce i wcielony do ROTC, Korpusu Szkolenia Oficerów Rezerwy, ale jakoś wcale nie czuła z tego powodu radości. Była przeświadczona, że Ted powinien walczyć ramię w ramię z Paulem i innymi równymi sobie, i irytowało ją, kiedy przyjeżdżał do domu na weekendy czy pisał entuzjastyczne listy, podkreślając swoje szczęście, że „udało mu się zostać na uczelni”. To dobrze, kiedy mężczyzna wie, czego chce, a przecież Ted nie jest tchórzem, przekonywała siebie. Jest gotów do walki i chętnie pójdzie na wojnę, kiedy skończy studia. - Jeśli uda mi się utrzymać na miejscu jeszcze jeden rok, łącznie z sesją letnią, dostanę stopień magistra. Kto wie, może do tego czasu będzie już po wojnie? - spekulował Ted. Selenę ogarnęła złość. - Brzmi to tak, jakbyś nie chciał iść walczyć. A przecież wiesz, że twoja ojczyzna jest w niebezpieczeństwie. - To wcale nie dlatego - odparł Ted, zrażony jej brakiem rozsądku. - Po prostu w ten sposób nie tracimy czasu i możemy wcześniej wziąć ślub. - Czas! - prychnęła dziewczyna. - Pozwólmy więc wkroczyć tutaj Niemcom lub Japończykom, a zobaczymy, jakie znaczenie ma czas! - Ależ, Seleno. Przecież to wszystko planowaliśmy od lat... właściwie od dzieciństwa. O co ci chodzi? - O nic! Nie potrafiła jasno odpowiedzieć Tedowi. Zdawała sobie sprawę z infantylności i bezsensowności swojego myślenia, ale ta wojna tak właśnie ją nastrajała. Nie umiała zapanować nad irytacją, uświadomiwszy sobie, że silny i zdrowy mężczyzna woli pozostać w sennym miasteczku akademickim, gdy nad światem przetacza się wojna. Po śmierci Nellie i pojawieniu się w Peyton Place Paula i Gladys, ze wszystkimi konsekwencjami tego kroku, stosunek Carterów do Seleny uległ pewnej poprawie. Mimo wszystko, powiadali, trzeba prawdziwej smykałki i inteligencji, żeby prowadzić sklep zupełnie bez pomocy właścicielki. Ta Selena to zmyślna dziewczyna. Connie, odkąd wyszła za tego Greka, prawie wcale nie zagląda do firmy, a Selena wszystko ciągnie sama. A żeby osiemnastoletnia dziewczyna mogła temu podołać, musi być naprawdę sprytna. Teraz, gdy Selena została tylko z młodszym bratem, Roberta czasami zapraszała oboje na niedzielny obiad. Nalegała też zawsze, by Selena czytała listy przysyłane przez Teda do rodziców, miała bowiem nadzieję, że dziewczyna uczyni podobny gest. Selena nigdy tego nie zrobiła. Nie lubiła Roberty ani Harmona; nie potrafiła też im zaufać. Przyjmowała zaproszenia na obiad, bo nie umiała wymyślić uprzejmego sposobu, by się od nich wykręcić, ale w domu Carterów nigdy się dobrze nie czuła. Zawsze, kiedy kończyła się ta wizyta, oboje z Joeyem zachowywali się jak para uczniaków zwolnionych z lekcji. Biegli, całą drogę do domu chichocząc radośnie, a gdy się już znaleźli pod własnym dachem, Selena nieodmiennie smażyła hamburgery. Podczas jedzenia Joey przedrzeźniał sztuczne, przesadnie dostojne maniery Roberty, a siostra zaśmiewała się z tego do rozpuku. Nie mam na co narzekać, dumała Selena, kiedy pewnego mroźnego grudniowego wieczora wracała do domu po zamknięciu sklepu. Gdyby tliła się we mnie choć iskra rozsądku, byłabym wdzięczna losowi za to, co mam. Tuż przed wejściem do domu zatrzymała się jeszcze na chwilę i podniosła wzrok na ciężkie od chmur, mroczne niebo. Spadnie śnieg, pomyślała i pospieszyła do ciepłego wnętrza, gdzie Joey zaczął już szykować kolację, a na stoliku czekał list od Teda. Joey wcześniej rozpalił w kominku, wiedząc, że siostra lubi spoglądać w płomienie podczas jedzenia
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.