ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Poszedłem w tamtą stronę - światełko jak ognik świętojański balansowało przed wzrokiem, zatrzymało się i... poleciałem w głąb.
Wylądowałem w połyskliwej przestrzeni, z lewej strony świeciła ściana zielonkawego akwarium, wewnątrz pływały delfiny.
Podbiegłem radośnie: delfiny to bezpieczeństwo, to przyjaźń. Jeszcze Platon pisał, że delfiny należą do zwierząt które przywiązują się do człowieka bezinteresownie, jedynie delfina bogowie obdarzyli skłonnością do niesamolubnej miłości, o jakiej marzyli i marzą najszlachetniejsi myśliciele.
Mam takiego przyjaciela, Rika. Obecność delfinów w tym nieprzyjaznym świecie znaczyła bardzo wiele.
Za ścianą metalicznego szkła wyraźnie odcinały się trzy sektory. Z lewej urzędowały matki z niemowlakami.
Znowu wspomniałem Rika. Był oseskiem, kiedy go dostałem, chłeptał mleko i popiskiwał. Jego matka zginęła w Oceanie, poławiacze uratowali wysychającego na plaży malca. Riko wyrósł w basenie. Dziesięć lat przyjaźni, wiele, wiele godzin wspólnych zabaw i wspólnej nauki - Riko korzystał z wolności, wypływał w morze, ale wracał do basenu. Zawsze wracał...
Kto nie znalazł się w tak dziwnej sytuacji jak ja, nie zrozumie dziecięcego niemal rozrzewnienia. Porwała mnie nieodparta tęsknota za lądem, nieprzezwyciężone pragnienie powrotu.
Stanąłem przy sektorze młodych. Każde poruszenie waleni świadczyło o zdrowiu i sile.
Smutniejszy był sektor ze starcami. Poruszały się leniwie, dłużej przebywały przy powierzchni, nawet drobniutkie rybki pływały nie dojedzone wokół ich melonów.
Obraz delfinarium był obrazem naturalnego środowiska waleni, w którym - jak i tu - panują podziały. Myślałem, że brakuje pośród nich przewodnika, który podporządkował sobie stado. Myliłem się, był. Zjawił się wraz z człowiekiem.
Treser klaśnięciem rąk poruszył młodych. Wypłynął przewodnik: okazały i szybki delfin.
- Do ćwiczeń gotooowi! - zagrzmiało przez tubę. Teraz delfin działał wspólnie z człowiekiem - ogonem podrywał ospalszych, gnał w stronę pustego sektora. Podbiegłem tam, zdawało mi się, że przy krawędzi ściany przytwierdzone były dziwaczne przedmioty. Przewodnik kierował pojedyncze osobniki do oddzielnych stanowisk - każdy delfin podpływał pod wystający ładunek - kontrolował pozycję, dotykał przycisków, wtedy na grzbiety zwierząt spadały bagaże. Kiedy przyjrzałem się, rozróżniłem opływowy kształt, podobny do dalekosiężnych rakiet.
Delfiny zamarły w oczekiwaniu na rozkaz.
- Ek! - krzyknął człowiek, co znaczyło naprzód.
Pierwszy z danego szeregu oderwał się i zginął w niezmierzonej dali, skąd dobiegł po chwili krótki, jasny błysk.
- Ek! Ek! Ek!
Kolejno startowały. Naliczyłem ponad sto dwadzieścia sztuk. Uwolnione od bagażu wracały do basenu. Serin ćwiczeń skończyła się na dziewięciu powtórzeniach. Później nastąpił kolejny szturm - ruszyły wszystkie jednocześnie. Dopiero po tej olbrzymiej batalii ssaki znalazły się w sektorze mieszkalnym, gdzie czekało przygotowane żarcie.
Dobre poczciwe delfiny otrzymywały zapłatę. Trese klepał podpływające cielska, dziękował za wysiłek.
Odpoczynek trwał pięć minut, tresura zaczynała się od początku. Migały błyski, lśniły tłuste karki zwierząt.
Wstrząsnął mną widok ćwiczeń. Te mądre, kochające ludzi walenie będą użyte przeciw człowiekowi! Jeżeli teraz wyrzucają nieszkodliwe pociski, to z chwilą wybicia owej 20.05 dostaną zapewne nową, nieznaną, ale straszną w skutkach broń.
Jeśli Rika złapią, zaprzęgną go do jarzma i...
Jak piorun uderzyła myśl: uwolnić delfiny! Wypuścić je!
To było dziecinne marzenie. Wiedziałem, że od strony Oceanu cała Kolonia odgrodzona jest potężnymi zaporami. które otwierał X2.
Nadzieja jest we Franzu i w X2.
Nagle rozległo się nawoływanie:
- Kapitanku, Kapitanku!
Oddalałem się od delfinów - głos zacichał, przywoływał mnie. I znów bez udziału woli zostałem uniesiony i znalazłem się z powrotem w granicach błyskotliwego światełka. W powietrzu zafalował świetlny obraz. Niewyraźna twarz mężczyzny.
- Chodź, Kapitanku!
- Kim jesteś? Gdzie jesteś? - zdumiałem się.
- Nie poznajesz? To ja wyprowadziłem cię z Polonii.
Nie pomógł opór, zatrzymałem się dopiero przed drzwiami srebrnego domku, jednego ze stojących w półkolach.
Przeszedłem próg i stanąłem przed wysokim człowiekiem, który zapraszał:
- Chodź, czekam na ciebie. Jestem Bazyli.
- Ja Łukasz Pomian
|
WÄ
tki
|