Nareszcie si wy[pisz

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie musisz co noc tu do mnie. Jak nie bdziesz spracowany. Mnie te| nie co noc kusi. Ale teraz [pij. Dzisiaj jak w rodzinie. Brat z siostr. MogBabym by twoj starsz siostr. Czemu nie? Nie takie ró|nice si zdarzaj. Chocia| nieraz sByszy si, |e i brat z siostr. Nic ju| nie ma [witego na tym [wiecie. - PogBaskaBa mnie, pocaBowaBa w czoBo, przycisnBa do siebie, a| mi si nos wgniótB w jej puchat pier[. - Eh ty, ty. Powiem panu, zaczBem si jej ba. Mo|e dlatego, |e có| ja wiedziaBem wtedy o kobietach. I gdybym nie byB taki [picy, mo|e wstaBbym, |e zachciaBo mi si zapali, pójd, przynios papierosy. Tylko |e nie miaBem odwagi i wsta. - Zpij, [pij. - Znów mnie do siebie przycisnBa. - Nie ta jedna noc przed nami. Bdziemy mieli jeszcze nocy! PytaBam si waszego kierownika, mówiB, |e dBugo wam tu jeszcze zejdzie. To si 343 nawierzymy sobie. Drzwi z kuchni tu do mnie bd aby przypiera, |eby[ nie musiaB rusza klamk. I powiem jutro, niech zawiasy w nich nasmaruj. A teraz [pij. Nie bd si odwraca, posBucham, jak [pisz. Jak kto [pi, mo|na nieraz pozna, co jest. Jeden jak dziecko, a drugi nie daj Bo|e. W snach ju| wychodzi z niego. Czy przewraca si z boku na bok, czy na jednym caB noc [pi, czy na tym do ciebie, mo|na pozna. Czy w kBbek zwinity, jakby do mamusi lgnB. Najgorsi s na wznak, jak te moje pijaki. I jeden, i drugi na wznak. MusiaBam ich przewala na boki, |eby mi tak nie chrapali. Pomy[l sobie o nich, to mi si od razu odechciewa spa, |ebym nie wiem jak [pica byBa. Powinno si o czym[ miBym my[le, kiedy chce si zasn. Tylko skd bra tyle miBego, |eby na ka|de zasypianie starczyBo. Przewa|nie niemiBe do gBowy si ci[nie, bo tego nigdy nie brak. O, sBonko chyba wstaje. ZasBonka w oknie poja[niaBa. I Pana Jezusa zaczyna by wida. Zawsze go pierwszego wida, kiedy sBonko wstaje. Ale zd|ysz si cho troch przespa. Zbudz ci tak, |eby[ tu| przed nimi wstaB. Pójdziesz si ubra, to jakby[ za potrzeb tylko wyszedB i wróciB. Zpij. DBugo i tak si ju| nie na[pisz, ale nie bdziesz tak zmarnowany, jakby[ w ogóle nie spaB. Jeszcze przy tym prdzie robisz. Matko Zwita, jakby ci tak zBapaBo. Matko Zwita. Mnie tak |elazko kiedy[ zBapaBo. DotknBam aby, czy gorce. A tu ciarki a| do ramienia. Co si strachu najadBam. Poszw przypaliBam. SByszy si, |e choroby z tego prdu bd. Prawda to? Nie wiem jednak, czy zaprzeczyBem, |e nieprawda, czy mi si ju| [niBo, |e zaprzeczyBem.  Nie powiem, jest z takim |elazkiem wygoda. Ile to si czBowiek przedtem namachaB, |eby wgle rozpali, a nachuchaB. Kiedy[ brwi sobie przypaliBam, musiaBam potem czerni. Odtd ju| czerni. Na dusz te| nie byBy lepsze. Ci|kie i dusza co troch 344 stygBa. Wci| j trzeba byBo w ogieD wkBada, wyjmowa. Wci| paliBo si pod kuchni. Raz mi na nog roz|arzona spadBa. Szcz[cie, |e byBam w trzewikach. Teraz aby si wBczy. O, jest wygoda. Tylko jakby tak choroby... Nie daj, Panie. Ale co my[le zawczasu o chorobach. Przyjd, to si bdzie znosiBo, lepiej, gorzej czy od razu si umrze. Dobrze byBoby od razu. Bez prdu te| przychodzi czas na choroby. Tak ju| to |ycie uBo|one. Póki co, wol sobie my[le, jak mi z tob bdzie. Pierwszy raz. Matko Zwita. A| si boj. Czy to Bó|ko by si kiedy[ spodziewaBo. Musz tylko po[ciel oblec. W haftowane nam oblek
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.