ďťż

Czy to właśnie chciał mi pokazać Stary? Czy dlatego Nyueng Bao tak dobrze się powodziło, podczas gdy każdy inny stawał się coraz chudszy? Czyżby buszowali po...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Niebawem usłyszałem odległe zawodzenie. - Możemy nie przybyć na czas, Wojowniku. Pośpiesz się. Nie wykończyłem go tylko dlatego, że rakieta obudziłaby czujność śpiewających. Wiedziałem, że to Narowie, zanim jeszcze cokolwiek ujrzałem. Słyszałem już kiedyś tę melodię i znałem ten rytm, choć nie słyszałem nigdy tego właśnie wiersza. Niegdyś zawsze w ich pieśniach przy pracy i wszelkich uroczystościach brzmiała radość. Ta pieśń była zimna i posępna. Wujek Doj zostawił świecę i pociągnął mnie za łokieć. Dalej szliśmy bocznymi uliczkami, aż nagle znaleźliśmy się w zwykłym przejściu pomiędzy domami, a nie w ciasnych, tajnych przesmykach za murem. Nic nie zasłaniało wejścia do ukrytej drogi. Zwykły, ocieniony kąt, nie wzbudzający niczyich podejrzeń. Na zewnątrz paliły się świece w nie przysłoniętych lichtarzach. Pomimo swego bogactwa ludzie z dowództwa byli oszczędni. Wujek Doj położył palec na ustach. Byliśmy blisko niebezpiecznych ludzi, którzy w jednej chwili mogli nas odkryć. Opadł na kolana i poprowadził mnie prosto do dużej komnaty, gdzie zebrała się większość Narów. Nie było tu oświetlenia. Doj stanął za kolumną, a ja przycupnąłem jak najniżej za zakurzonym stołem stojącym w przejściu. Żałowałem, że nie jestem tak śniady jak Narowie. Moje czoło lśniło pewnie jak księżyc w pełni. Tutaj życie czyni cię twardym. Widziałeś już tak wiele, że kiedy spotyka cię znowu coś strasznego, nie wrzeszczysz i nie biegasz w kółko za własnym ogonem. Większość z nas jednak nadal nie może znieść widoku potworności. A to było potworne. Stał tam ołtarz. Mogaba i Ochiba odprawiali jakąś ceremonię. Nad ołtarzem stała niewielka figurka z ciemnego kamienia. Przedstawiała tańczącą kobietę o czterech ramionach. Stałem zbyt daleko, aby dostrzec szczegóły, ale byłem niemal pewny, że ma wampirze kły i sześć piersi. Na szyi nosiła chyba naszyjnik z czaszek niemowląt. Narowie mogli nadać jej inne imię, ale to była Kina. Pisma Jaicuri nie opisy wały jednak czci oddawanej jej przez Narów. Kłamcy nie chcieli rozlewu krwi. Dlatego nazywano ich Dusicielami. Narowie natomiast nie tylko przelewali krew w imieniu swej bogini, ale też pili ją. Wyglądało na to, że robią to już od jakiegoś czasu w tym miejscu. Pozbawione krwi ciała wisiały obok. Ich ostatnie ofiary, nieszczęsnych Jaicuri, powieszono z tamtymi wkrótce po moim przyjściu. Narowie byli praktyczni w swoich wierzeniach. Po ponurej ceremonii zaczęli oprawiać jedno z ciał. Zbiegłem na dół i wyczołgałem się stamtąd. Gówno mnie obchodziło, co sobie pomyśli Wujek Doj. Widziałem wiele, odkąd przystałem do Kompanii. Tortury i okrucieństwa przekraczające ludzkie pojęcie i zezwierzęcenie, które nie mieściło mi się w głowie, ale nigdy nie widziałem społecznie usankcjonowanego ludożerstwa. Nie zwymiotowałem ani nie wybuchnąłem wściekłością. To byłoby głupie. Po prostu odsunąłem wszystko od siebie, dopóki nie byłem w stanie mówić, nie martwiąc się, że ktoś może nas podsłuchiwać. - Dość już widziałem. Chodźmy stąd. Wujek Doj odpowiedział bladym uśmiechem i uniósł brew. - Muszę o tym opowiedzieć. Muszę o tym napisać. Możemy nie przeżyć tego oblężenia. Oni tak. Przetrwa też słowo o tym, kim są. - Przyglądał mi się uważnie. Czyżby się zastanawiał, czy tak samo rozkoszujemy się pieczoną wieprzowiną? Prawdopodobnie tak. Tego rodzaju wydarzenia mogłyby tłumaczyć niechętne powitanie nas w tych stronach. Mogaba tego nie przeczyta. Gdyby się nie dowiedział, że mroczne tajemnice Narów wyszły na jaw, mógłbym zostawić zapis w Kronikach, aby ocaliła je Pani albo Stary. - Wszyscy są na dole - powiedział Wujek. - Wrócimy więc krótszą drogą. - Znaczyło to, że będziemy przechadzać się zaułkami, jakbyśmy tu mieszkali. - Co to za hałas? - zapytałem. Ruchem ręki nakazał mi ciszę. Podkradliśmy się naprzód. Trafiliśmy na grupę tagliańskich żołnierzy zamurowujących bramę wypadową, którą moglibyśmy stąd wyjść. Dlaczego to robili? Wrót nie można było otworzyć z zewnątrz. Ciągle jeszcze chroniło je zaklęcie Władczyni Burz. Wujek pociągnął mnie do tyłu i ruszył w przeciwnym kierunku. Najwyraźniej nieźle znał cytadelę. Nietrudno mi było wyobrazić sobie, jak wałęsa się tu całymi dniami dla samego cholernego wałęsania. Wyglądał na takiego. 66 - Wyglądasz, jakby ktoś zeżarł ci ulubionego szczeniaczka - stwierdził Goblin. Podobne dowcipy słyszało się teraz bez przerwy. Nie było już psów. Zostały tylko dwa źródła mięsa i oba eksploatowali Narowie. My ograniczaliśmy się do głupich wron. Opowiedziałem Goblinowi i Jednookiemu, co widziałem. Wujek Doj stał za moimi plecami i gderał pod nosem, bo przed wizytą u Mówcy chciałem zobaczyć swoich ludzi. Byłem prawie w połowie opowieści, kiedy przerwał mi Jednooki. - Musisz to opowiedzieć całej Kompanii, Dzieciaku. - Był poważny jak nigdy dotąd. I jak nigdy dotąd Goblin zgodził się z nim bez marudzenia i jęczenia, jak ciężkie jest życie. - Musisz przekazać tylko tyle, ile mają wiedzieć. Będzie dużo gadania, a nie chcesz przecież, żeby narosły plotki. - No to zbierz wszystkich. Zaczekam i przejrzę tamte księgi Jaicuri. Może znajdę coś jeszcze, co będę musiał im powiedzieć. - Pozwolicie, że się dołączę? - zapytał Wujek Doj. - Nie. Idź i powiedz Staremu, że przyjdę, jak tylko będę mógł. To sprawa rodziny. - Jak sobie życzysz. - Powiedział coś do Thai Deia i oddalił się dumnym krokiem. Kubeł przerwał mi czytanie. - Zebrałem ich, Murgen. Wszyscy z wyjątkiem Cletusa. Poszedł na dziwki i nawet jego bracia nie wiedzą, gdzie go szukać. - W porządku. - Coś nie tak? Dziwnie wyglądasz. - Aha. - Czy może być jeszcze gorzej, niż jest? - Za chwilę dowiesz się wszystkiego. Po upływie pięciu minut stanąłem przed sześćdziesięcioma mężczyznami i snułem swoją opowieść, dziwiąc się, że tak słaba i nieliczna grupka może budzić taki strach. Dziwiłem się też, że jest nas tak wielu - niecałe dwa lata temu całą Czarną Kompanię stanowiło siedmiu z nas. - Może byście zaczekali, aż skończę? - Wiadomości wywołały ponure poruszenie. - Słuchajcie. Oto, co wam powiem. Oni składają ofiary z ludzi i jedzą ich ciała. Ale to jeszcze nie wszystko. Od kiedy dołączyli do nas w Gea-Xle, przebąkiwali coś, albo nawet mówili wprost, że mają nas, ludzi z północy, za heretyków. A to znaczy, że ich zdaniem cała Kompania robiła kiedyś to samo co oni. Wszyscy zaczęli naraz gadać i wrzeszczeć
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.