ďťż

Wtedy cicho zanuciłem hajda-macką pieśń 73 Oj} poizżaje po Ukraini ta kozaczeńko Szwaczka...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
* Od tej umiłowanej przeze mnie pieśni przeszedłem do drugiej, niemniej miłej sercu. Oj zijdy, zijdy, ty zirońko, ta weczirniaja.** Melancholia tej pieśni przypomniała mi ten wieczór, kiedy ja i młoda żona77 Kulisza śpiewaliśmy ją na dwa głosy. Było to następnego dnia po weselu, w tragicznym 1847 roku. Czy ujrzę jeszcze kiedykolwiek tę uroczą blondynkę? Czy zaśpiewam kiedyś jeszcze tę czułą pieśń? Ukołysały mnie wspomnienia; słodko usnąłem i śnił mi się Now-gorod-Siewierski (prawdopodobnie dzięki niedawnej lekturze Alek-sieja Odnoroga78). Ulicą jechały ogromne, rude, pijane mnichy w staroświeckiej olbrzymiej karocy, a wśród nich znalazł się mój trzeźwy przyjaciel Siemion Gułak-Artiemowski79. Przypuszczam, że wszystkie te metamorfozy zawdzięczałem pielmieniom. 12 lipca. Pierwszy miesiąc mego pamiętnika zakończyłem datą 11, liczbą nieparzystą, ale dla mnie szczęśliwą. Jakiż dobry geniusz natchnął mnie wówczas tym pomysłem ? Co bym robił w ciągu tego nieskończenie długiego miesiąca? Chociaż jest to również zajęcie przelotne, wyrywa jednak dokuczliwej nudzie kilka godzin dziennie. Teraz oddaje mi to wielką przysługę. Z początku nie podobało mi się to zajęcie, jak zresztą zwykle nie podoba się nam żadne, dopóki go sobie nie przyswoimy, dopóki nie stanie się naszym chlebem powszednim. W pieiwszych dniach traktowałem pamiętnik jak obowiązek, jak paragrafy regulaminu, jak karabinową musztrę, ale teraz, a zwłaszcza od tego szczęśliwego dnia, w którym zaopatrzyłem się w miedziany imbryk, pamiętnik stał się dla mnie tak niezbędny, jak chleb z masłem przy herbacie. I gdyby nie to dokuczliwe oczekiwanie, ta nużąca bezczynność, do głowy by mi nigdy nie przyszło zao- * Oj, rozjeżdża po Ukrainie Kozak Szwaczka. ** Oj, wzejdź ty, zorzo, wieczorna zorzo. 74 fl: patrzyć się w ten elastyczny sprzęt, przy którym każdego ranka odpoczywam tak beztrosko. Słusznie się mówi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziś rano po wpisaniu szczęśliwej daty 11 przyszło mi do głowy skosztować szynki własnego wyrobu. W tym celu wypiłem fundamentalny kieliszek wódki, zagryzłem świeżą rzodkwią, potem zabrałem się do "własnego wyrobu". Szynka okazała się wspaniała i świeża, mimo że była przygotowana jeszcze w styczniu. Pierwszego stycznia bieżącego roku otrzymałem radosny list z Petersburga od hrabiny Tołstoj i tegoż dnia zacząłem przygotowywać się do podróży. Ponieważ marszruta mojej podróży prowadziła - może nawet jeszcze teraz będzie prowadziła - wzdłuż srebrzystych brzegów Uralu, gdzie bogobojni Uralczycy, przede wszystkim zaś Uralki, mnie, jako odszczepieńcowi, nie dadzą nawet pić, przygotowałem więc na trudną drogę ten konieczny wędzony produkt. Nie wiem, czym się zachwyca na Uralu Niebolsin80, ten statystyk-humorysta a w dodatku kłamczuch ? Nie znam niczego bardziej brudnego i ordynarnego od tamtejszych staroobrzędowców. Sąsiadujący z nimi Kir-gizi, stepowe dzikusy, są tysiąckroć bardziej towarzyscy od tych w prostej linii potomków Stieńki Razina. A wyżej wymieniony kłamczuch zachwyca się ich wspólnotą i pozorną gościnnością. Prawdopodobnie jakiś tam Żeleznow81 podyktował mu w jakiejś brudnej winiarni artykulik pt. Uralscy Kozacy, zapisał go więc pod-ochocony, a w dodatku zadedykował W. Dalowi. Bezwstydni, szkodliwi i podli są tacy "zapisywacze". Spróbowałem podróżnego produktu i stwierdziwszy, że jest bardziej niż udany, usadowiłem się zadowolony pod moją ulubioną wierzbą i zabrałem się do Libelta. Dziś jego książka stanowczo mi się podobała: albo jest istotnie dobra, albo tylko wydaje mi się taka, już od dwóch dni bowiem nawet niepociągające rzeczy wydają mi się pociągającymi. Szczęśliwy stan ducha! Libelt, na przykład, bardzo słusznie dostrzega i wykłada tę, może niezbyt już nową, prawdę, krótko i węzłowato, w sposób dobitny: religia starych i nowych narodów zawsze ma swe_źródło w sztukach pięknych, a zarazem jest ich motorem. To słuszne. Nie~~ćałBem zaś ma rację w innym twierdzeniu: autor stawia człowieka-twórcę - w dziedzinie sztuk pięknych w ogóle, 75 a więc i w malarstwie - ponad naturę rzekomo dlatego, że natura działa w zakreślonych dla niej*na stałe ramach, a człowiek w swej twórczości niczym nie jest ograniczony
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.