ďťż

W każdym razie nikt o tym nie wątpił...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Widziano kilkakrotnie, jak wylewał wodę z dzbana na ziemię. A przecież woda rozlana na ziemię przybiera kształty diabłów. Na drodze do Saint-Sampson, naprzeciw fortu numer 1, leżą jeden na drugim w formie stopni trzy kamienie. Stał na nich ongiś krzyż, jeżeli nie szubienica. Te kamienie są bardzo złośliwe. Ludzie znający się na rzeczy i najzupełniej wiaro-godni twierdzili, że widzieli, jak koło tych kamieni Gilliatt rozmawiał z ropuchą. A na Guernesey nie ma ropuch; Guernesey ma wszystkie żmije, a Jersey wszystkie ropuchy. Ta ropucha musiała przybyć wpław z Jersey na rozmowę z Gilliattem. A rozmawiali po przyjacielsku. Te fakty zostały stwierdzone; najlepszy dowód, że owe trzy kamienie tkwią w dalszym ciągu. Kto by miał jakieś wątpliwości, może pójść je obejrzeć; niedaleko stamtąd stoi dom, na którym wisi szyld: „Handel inwentarzem żywym i martwym; stare liny, żelastwo, kości i odpady; kupiec wypłacalny i usłużny." Nikt w dobrej wierze nie może zaprzeczyć istnienia tych kamieni i tego domu. To wszystko przemawiało przeciw Gilliattowi. Tylko ludzie nieświadomi rzeczy mogą nie wiedzieć, że największym niebezpieczeństwem na wodach kanału La Manche jest Król Wodników. Nie ma straszliwszej istoty morskiej. Kto go ujrzał, zatonie między jednym a drugim Świętym Michałem. Jest mały, będąc karłem, i głuchy, będąc królem. Zna imiona wszystkich, którzy zginęli na morzu, i miejsca, gdzie się znajdują. Dokładnie zna cały cmentarz oceanu. Masywna od dołu i zwężająca się ku górze głowa, przysadzisty korpus, miękki i bezkształtny brzuch, guzy na czaszce, krótkie nogi, długie ręce, płetwy zamiast stóp, szpony zamiast dłoni, szeroka, zielonkawa twarz — tak oto wygląda ów król. Szpony połączone są płetwą, płetwy zakończone pazurami. Wyobraźcie sobie rybę-widmo o ludzkiej twarzy. Aby z nim skończyć, trzeba by odmówić nad nim egzorcyzmy lub go wyłowić. A póki co, jest złowrogi. Nic bardziej nie przejmuje trwogą i niepokojem niż jego widok. Ponad bałwanami wzburzonego morza można czasem dostrzec poprzez gęstą mgłę jakieś zarysy: to jest On! niskie czoło, brwi jak szewrony, spłaszczony nos i uszy, olbrzymie, bezzębne, niebiesko-zielone usta wykrzywione szyderczym uśmiechem, duże, wesołe oczy. Jest czerwony, gdy błyskawica rzuca siny odblask, i blady, gdy błyskawica jest purpurowa. Ma sztywną, ociekającą kwadratową brodę, rozpostartą na błonie w kształcie pelerynki, z czternastu muszelkami, siedmioma z tyłu i siedmioma z przodu. Każdy, kto zna się na muszlach, osądzi, że nie są to zwykłe muszelki. Król Wodników zjawia się tylko wówczas, gdy morze jest niespokojne. Jest posępnym tancerzem burzy. Zarys jego postaci wyłania się we mgle, w czasie nawałnicy lub deszczu. Pępek jego jest ohydny. Boki ma osłonięte skorupą z łuski jak kamizelka. Wyłania się w pozycji stojącej znad grzbietów skłębionych fal, które wytryskują w górę pod naporem podmuchów wichru i skręcają się jak wióry lecące spod stolarskiego hebla. Król unosi się cały ponad pianę; a jeśli na horyzoncie jakiś statek znajduje się w niebezpieczeństwie, bielejący w ciemnościach karzeł zaczyna tańczyć z twa rzą rozjaśnioną nieokreślonym uśmiechem o szaleńczym i groźnym wyrazie. Jest to okropne spotkanie. W okresie, gdy imię Gilliatta było na wszystkich ustach w Saint- Sampson, ludzie, którzy ostatni widzieli Króla Wodników, twierdzili, że na jego pelerynce zostało już tylko trzynaście muszelek. Trzynaście; jest więc tym bardziej niebezpieczny. Cóż się jednak stało z czternastą? Ofiarował ją komuś? Komu mógł ją ofiarować? Nikt nie umiał na to odpowiedzieć, gubiono się w domysłach. Jedno jest pewne, że pan Lupin-Mabier z Les Godaines, człek cieszący się powszechnym zaufaniem, właściciel oszacowany na osiemdziesiąt działek ziemi, gotów był przysiąc, że widział kiedyś w ręku Gilliatta muszlę bardzo dziwnego kształtu. Nieraz można było usłyszeć taki oto dialog dwóch chłopów: — Prawda, mój sąsiedzie, że mam tu pięknego wołu? — Jest wzdęty, sąsiedzie. — Ha, rzeczywiście. — Ma więcej tłuszczu niż mięsa. — Ver dia! — Czy jesteście pewni, że Gilliatt na niego nie spojrzał? Gilliatt zatrzymywał się czasem na skraju pola koło oracza lub przy jakimś ogrodzie koło ogrodnika i przemawiał tajemniczymi słowy: — Kiedy zakwitnie psianka, trzeba sprzątać ozime żyto. (Nawiasem mówiąc psianką nazywa się skabioza.) — Jesion puszcza liście, już nie będzie przymrozków. — Letnie przesilenie dnia z nocą, kwitnie oset. — Jeśli w czerwcu nie pada, zboża zbieleją. Strzeżcie się śnieci. — Dzika wiśnia owocuje, miejcie się na baczności w czasie pełni księżyca. Jeśli w szóstym dniu księżyca pogoda jest taka sama jak w czwartym albo piątym, to będzie taka sama przez cały miesiąc w dziewięciu wypadkach na dwanaście, jeśli szło o czwarty dzień, i w jedenastu na dwanaście, jeśli szło o piąty. — Uważajcie na sąsiada, z którym się procesujecie. Strzeżcie się złośliwych figlów. Świnia, którą napojono gorącym mlekiem, zdycha. Krowa, której potarto zęby dzikim bzem, przestaje jeść. — Stynka płynie na tarło, strzeż się gorączki. — Żaby się pokazują, siej melony. — Wątrobnica kwitnie, siej jęczmień. — Lipa kwitnie, trzeba kosić łąki. — Kwitnie biała topola, otwieraj inspekty. — Tytoń kwitnie, zamykaj cieplarnie. A najstraszliwsze było to, że ten, kto stosował się do jego wskazówek, dobrze na tym wychodził. Pewnej czerwcowej nocy, gdy grał na kobzie na wydmie położonej koło Demie de Fontenelle, połów makreli nie udał się. Kiedyś wieczorem, w czasie odpływu, na wybrzeżu naprzeciw Domu na Pustkowiu, przewrócił się wózek naładowany wodorostami
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.