ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
To powstrzymywanie się przed
przekroczeniem
pewnych granic i połknięciem doktora Daruwalli w całości lub po kawałeczku było
dlań istną
torturą. Kiedy w końcu puścił stopę, obaj - i on, i doktor - dyszeli głęboko.
Śpiący Farrokh był
przekonany, że obłąkana kobieta już go załatwiła - odgryzła jego święty palec,
powodując
dramatyczny ubytek cudownych zwłok w stosunku do tego, co pierwotnie złożono do
grobu.
Kiedy Rahul zaczął się rozbierać, doktor Daruwalla wycofał swą okaleczoną stopę
z
niebezpiecznego zewnętrznego świata; instynktownie zwinął się w kłębek, bo
ogarnął go
strach, że nadchodzą emisariusze z Watykanu żeby zabrać do Rzymu jego ramię.
Farrokh
daremnie próbował dać głośno wyraz swej trwodze przed zbliżającą się amputacją,
Rahul zaś
szykował się do zgłębienia tajemnic, jakie kryła moskitierą.
Wydawało mu się, że byłoby najlepiej, gdyby John D. obudził się z twarzą wtuloną
między jego piersi, bo one właśnie należały do najwspanialszych atrybutów jego,
Rahula,
kobiecości. Ale po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że skoro coś tak
perwersyjnego jak
ssanie i ukąszenie palucha najwyraźniej podnieciło młodzieńca, być może powinien
zaryzykować śmielszy atak. Przyczyną najgłębszej frustracji zalotnika było to,
że nie może
zastosować żadnego z wariantów, dopóki nie uda mu się rozwiązać irytującej
zagadki, jak
dostać się pod moskitierę. I właśnie w takich
295
to skomplikowanych okolicznościach Farrokhowi udało się wreszcie wyartykułować
swoje przerażenie. Rahul, który rozpoznał głos doktora, usłyszał wyraźnie jego
okrzyk:
- Nie chcę być świętym! Ta ręka jest mi potrzebna - to bardzo dobra ręka!
W hallu zaszczekał pies stróżującego chłopca i ten znów przemówił do zwierzęcia.
Rahul nienawidził doktora Daruwalli równie gorąco, jak pragnął Johna D., a zatem
fakt, iż
przed chwilą pieścił, ssał i kąsał stopę doktora, zaszokował go do tego stopnia,
że zakręciło
mu się w głowie. Ubrał się pospiesznie, wściekły i zdetonowany. Gorzki posmak
talku
pozostawał na jego języku jeszcze gdy schodził po winorośli na patio; psa w
hallu zaala-
rmowały odgłosy spluwania i znów zaszczekał. Tym razem chłopiec otworzył drzwi z
klucza
i wyjrzał bojaźliwie, wypatrując czegoś na zasnutej mgłą plaży.
Z balkonu dotarł do niego okrzyk doktora Daruwalli:
- Ludożercy! Katoliccy maniacy! - Nawet niedoświadczonemu młodemu hindusowi
taka kombinacja wydała się szokująca. W tym momencie pies zaniósł się ujadaniem,
zaskoczony, podobnie jak jego pan, nagłym pojawieniem się w drzwiach Rahula.
- Nie zamykaj - szepnął Rahul. Chłopiec wpuścił go do środka i wręczył mu
klucz
od pokoju. Rahul miał na sobie obszerną spódnicę, z rodzaju tych, które
łatwo założyć i
zdjąć. Jego jask-rawożółty stanik przyciągał nieśmiałe, ukradkowe spojrzenia
chłopca
zaintrygowanego kształtnym biustem Rahula. W innych okolicznościach Rahul ująłby
oburącz głowę chłopca i przyciągnął go do swych piersi, a potem poigrał z jego
małym
kutaskiem lub ob-całował chłopca, wsuwając mu język do gardła tak głęboko, że
ten straciłby
dech. Ale teraz Rahul nie był w nastroju do takich karesów.
Znalazłszy się w swoim pokoju, szczotkował zęby tak długo, aż smak talku doktora
Daruwalli zniknął. Potem rozebrał się i położył na łóżku, z którego mógł
podziwiać swoje
odbicie w lustrze. Nie miał ochoty się onanizować. Zaczął rysować, ale nic mu
nie
wychodziło. Rahul był wściekły na doktora Daruwallę za to, że spał w hamaku
Johna D.;
rozsierdziło go to tak bardzo, że nie mógł się nawet podniecić. W sąsiednim
pokoju chrapała
Promila.
296
Na dole, w hallu, chłopiec próbował uciszyć psa. Dziwiło go to, że pies jest tak
wzburzony; zwykle nie zwracał uwagi na kobiety. Tylko bliskość mężczyzny mogła
sprawić,
że jeżyła się na nim sierść albo zaczynał krążyć na wyprężonych łapach, węsząc
wszędzie
tam, gdzie przeszedł intruz. To, że pies zareagował w ten sposób na Rahula,
zdumiało
chłopca. On sam też musiał się uspokoić, bo widok biustu Rahula zrobił na nim
mocne
wrażenie; był tak podniecony, że miał solidną - jak na tak młodego chłopca -
erekcję.
Wiedział przy tym doskonale, że hali hotelu Bardez" nie jest miejscem
odpowiednim do
folgowania fantazjom. Nie mogąc nic poradzić, położył się na macie, po czym
przywabił psa,
żeby położył się obok niego, i zaczął przemawiać do niego tak, jak to czynił
przedtem.
Farrokh nawrócony
O świcie, na drodze do Pańdżimu Nancy udało się szczęśliwie obudzić współczucie
w
motocykliście, który zauważył, że dziewczyna utyka. Nie był to jakiś okazały
motocykl -
zaledwie 250cc - ale lepszy niż żaden. Kierownicę zdobiły czerwone plastikowe
frędzle, na
szkle reflektora czerniała kropka, przy tylnym kole zamontowany był po lewej
stronie
ochraniacz zabezpieczający przed wkręceniem się sari. Nancy miała na sobie
dżinsy, więc po
prostu siadła okrakiem na siodełku za chudym kilkunastoletnim motocyklistą. Bez
słowa
objęła chłopaka w pasie; wiedziała, że wyrostek nie potrafi jechać tak szybko,
żeby ją
wystraszyć.
Motocykl wyposażony był w sterczący masywny zderzak, osłaniający prawie cały
przód pojazdu. W środowisku zawodowym doktora Daruwalli te tak zwane zderzaki
nazywano łamaczami piszczeli, ponieważ zwykle podczas karambołu gruchotały
piszczele
motocyklistów ale za to chroniły przed uszkodzeniem zbiornik paliwa.
Ciężar Nancy wprawił początkowo młodego motocyklistę w zakłopotanie, bo wpływał
zasadniczo na sposób pokonywania zakrętów - chłopak musiał zwolnić.
- Czy to może jechać szybciej? - zapytała Nancy. Nie za bardzo rozumiał, co do
niego
mówi, a może jej głos zabrzmiał mu w uszach
297
podniecająco; niewykluczone, że to nie jej utykanie zwróciło jego uwagę, lecz
opięte
dżinsy, jasne włosy - lub wręcz rozkołysane piersi, które teraz przyciskały się
do jego pleców.
- Tak lepiej - powiedziała Nancy, kiedy odważył się dodać gazu. Czerwone
plastikowe frędzle
targane pędem powietrza furkotały jak oszalałe; zdawały się przynaglać Nancy w
jej pędzie
ku przystani i wybranemu przeznaczeniu czekającemu na nią w Bombaju.
Sprzymierzyła się ze złem; rozczarowało ją to głęboko. Była grzesznicą
poszukującą
daremnie zbawienia; uważała, że tylko nie tknięty zepsuciem i odporny na nie
policjant może
na powrót obudzić tkwiące w niej dobro. Wyczuła w inspektorze Patelu pewien
wewnętrzny
konflikt. Wiedziała, że jest prawy i uczciwy, ale jednocześnie była przekonana,
że potrafi go
uwieść; logika jej rozumowania polegała na tym, iż wierzyła w możliwość
przejęcia jego cnót
i poczucia honoru
|
WÄ
tki
|