ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
216
Reymont, nim zjawił się na Podlasiu 1909 roku, poznał już dobrze historie prześladowań unitów. Zapewne wysłuchał niejednej wstrząsającej relacji, skoro w roku 1904 ukazał się w Krakowie jego niewielki - ale jakże przejmujący - tomik prozy Z ziemi fez i knui z podtytułem opowiadanie z ziemi chełmskiej na tle prawdziwego zdarzenia". Książeczka opublikowana pod nazwiskiem Antoni Kopczyński zawierała dramatyczną i przejmującą historię ubożuchnej wieśniaczki, która po powrocie z zesłania poszukuje swych synów i córek. Kobieta trafiła na Syberię, gdyż odważnie oświadczyła przed sądem, iż zmuszona była zabić swe dzieci, by nie musiały wyznawać innej religii niż katolicka. Kłamała, nie popełniła zbrodni, potrafiłajednak dzieci bezpiecznie ukryć, a na Sybir powędrowała spokojna, gdyż ukazała się jej Matka Przenajświętsza i zapewniła dzielną kobietę o opiece roztoczonej nadjej dziećmi. Powracała z zesłania w rodzinne strony i przystępowała do poszukiwań ufna i pełna wiary w bożą opiekę.
Reportaże publikowane w Tygodniku Ilustrowanym" w roku 1909 zebrał autor w niewielkiej książeczce Z ziemi chełmskiej. Znalazły się w niej równie dramatyczne opowieści jak publikowane pięć lat wcześniej w Krakowie. Warto podumać nad historią, która miała miejsce w Janowie Podlaskim w roku 1883. Agnieszka Semeniuk, gorliwa katoliczka, przed swą śmiercią zaklęła rodzinę i znajomych, by raczej pochowano ją na pastwisku, w dole po kartoflach niż na cmentarzu prawosławnym. Dlaczegóż w dole po kartoflach? -ktoś zapyta. Bo na cmentarzach katolickich grzebać zabroniono, strzeżono je w dzień i w nocy, by ktoś nie złamał zakazu. Ajednak orszak żałobny otaczający zmarłą Agnieszkę Semeniuk odważnie ruszył na stary cmentarz. Żałobnikom przyszło więc stoczyć bitwę z carskimi strażnikami. Wynik starcia łatwo było przewidzieć: żałobników przepędzono, trumnę rozbito, ciało zmarłej legło w pyle drogi, z martwych rąk wypadł drewniany krzyżyk, rozdeptały go żołnierskie buty. Ale to przecież nie mógł być finał akcji. Kozacy wrzucili zwłoki na trumienne deski, a kilku nich pośpieszyło szukać jakiegoś woźnicy. Gdzieś za miasteczkiem znaleźli furmana, który - nieświadomy zajść w Jano-
217
wie - na lichym wozie zdążał w świat w sobie tylko znanych sprawach. Zmuszono biedaczynę do zawiezienia nieboszczki do cerkwi, pop odśpiewał żałobną pieśń i samotnie poczłapał za rozbitą trumną na prawosławny cmentarz.
- Mówią, że dźwigał w cyrku ciężary - opowiada księża gospodyni z Ło-
maz.
- Ee, ciężary? Chudy był przecież i w okularach - przypomina sobie postać pisarza ksiądz Bakuła, sam rosły i krzepkijak zapaśnik wagi ciężkiej.
- Chudy, chudy, ale silny! - sprzeciwia się kobieta swemu chlebodawcy. Milkną oboje, każde przekonane o swych racjach.
Przez Podlasie przetoczyły się - w pierwszym półwieczu XX wieku - fronty trzech wojen. Prześladowania i cierpienia unitów przysłoniły nowe bóle i krzywdy, legenda Reymonta ocalała. Nie wspomina się jednak wędrówki pisarza przez unickie morze łez i krwi, wspomina się Reymontowską ekspedycję z cyrkiem. Najwidoczniej sprawy bolesne wyrzucono z pamięci, przetrwała zaś anegdota, baśń, plotka.
Niewątpliwie przejazd przez Podlasie w 1909 roku stworzył tutejszą legendę Reymonta - cyrkowca. Pisarz zatrzymywał się w zajazdach, w tej czy innej plebani, w organistówkach, dworkach i rządcówkach. Spotykał ludzi życzliwych, chętnie podejmujących popularnego pisarza, więc swymi opowieściami rewanżował się za gościnę. Wspominał swe cyrkowe wyczyny u Pol-lera w Krakowie, opowiadał więc o nich i w okolicach, które wywołać musiały szczególną nostalgię, wszak przypominały żywo owe cyrkowe epizody. Nikt tych opowieści nie zapisał, nie znalazł się bowiem wśród słuchaczy osobnik czujący smak do litery, ale trafiali się ludzie gościnni, którzy przygody niezwykłego gościa i jego przedliterackie wyczyny nie tyle spopularyzowali, co nie puścili w niepamięć.
Reymont strażakiem
W okolicach Zawichosta, Dwikozów, Czyżowa, Winiar ciągle żywa jest legenda o pobycie w tych stronach Władysława Reymonta. Opisał nawet pożar Winiar i śmierć podpalacza! - głoszą znawcy lokalnych niezwykłości. Według ich zapewnień podpalacz został wrzucony w ogień przez pogorzelców, zginął w płomieniach, choć sam pisarz usiłował go ratować.
Był to - bez wątpienia - samosąd. Naszego noblistę zawsze intrygowało wymierzanie sprawiedliwości przez pokrzywdzonych. Jest przecież także autorem mało znanego już dziś opowiadania Sąd, swoistego uzupełnienia powieści Chłopi Tematem utworu jest samosąd mieszkańców wsi, włościan -jak powiadano wówczas - nad koniokradami.
Reymont posiada w swym dorobku również opowiadanie Sprawiedliwie, którego bohater - młody mężczyzna nazwiskiem Winciorek - po ucieczce z więzienia ukrywa się w swej wsi przed carskimi strażnikami. Urzędnicy zmęczeni nieudolnością strażników wyznaczają nagrodę za ujęcie Winciorka - całe 50 rubli. Nagroda kusi miejscowych włościan, decydują się pochwycić swego krajana, choć to przecież człowiek niewinny. Ten traci szansę na wymknięcie się z obławy, w geście rozpaczy podpala wieś, a wieśniacy pochwyconego wrzucają w ogień.
219
Reymont był realistą, nie zmyślał, nie fantazjował, jeśli już rzecz opisał, musiał ją widzieć bądź uzyskać informacje od rzetelnego informatora.
Czy więc widział w Winiarach samosąd nad podpalaczem i czy -jak głosi lokalna legenda - usiłował pośpieszyć z pomocą nieszczęśnikowi?
Opowiadanie Sprawiedliwie opublikowane zostało w roku 1899. Data publikacji upewnia, że tragicznego zdarzenia nie mógł widzieć w Winiarach. Do pałacu w Czyżowie, jak też nieodległego dworu w Winiarach, przybył przecież dopiero w roku 1917. Pisze o tym w swym tomie Wspomnień Juliusz Tar-gowski, syn właścicieli Czyżowa i wnuk ziemian z Winiar. Autor Wspomnień w roku 1917 był chłopcem, zapamiętał Reymonta, owszem, opisuje nawet figle płatane wybitnemu pisarzowi, ale dziełko Targowskiego nie przynosi jakichś rewelacji o pobycie noblisty w regionie nadwiślańskim. Targowski z większą pasją prawi o polowaniach niż o dziełach Reymonta. Niewiele rewelacji o tych odwiedzinach znajdziemy także w opowieści biograficznej Reymont autorstwa Barbary Kocówny. Ta autorka, wybitny biograf naszego noblisty, wspomina jedynie, iż z gościny w Czyżowie zachowały się dwie Reymontowskie sentencje wpisane do albumu Anny Mrozińskiej, jedna - z 30 VIII 1917 -brzmi: "Większość życiowych zawodów pochodzi z tego, że młodość nie wierzy, aby się mogła zestarzeć". I ani słowa o pożarach!
Ale pożary w pierwszych latach XX wieku, jak i w czasach wojny, wybuchały często. Paliły się chłopskie zabudowania w Winiarach latem 1917 roku. Mógł być świadkiem tego zdarzenia, choć trudno sobie wyobrazić, aby biegł z wiadrem wody gasić ogień. Miał wtedy 50 lat, od dawna nosił okulary, byl korpulentny, miewał zadyszki
|
WÄ
tki
|