- Tak samo jak i ty...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. - komes ukry³ zmieszanie - ...a wszystko tu jednak wychodzi na moje: - doda³ szybko - dopilnowali by¶ spa³, pokiereszowali co trzeba, sprowadzili drugiego, a zreszt± przypomnij sobie, co mówi³e¶ po obejrzeniu pierwszego trupa... - Ale kto to zrobi³?! O kim wy mówicie?! - wybuchnê³a Hanti. - Oczywi¶cie, nikt inny, jak tylko nasi umi³owani têpiciele - odpar³ Ksin kpi±co - pamiêtasz jacy wspaniali byli z nich jasnowidze... - spojrza³ na Darona - tylko trzeba nam wiêcej dowodów... - Ostatecznie móg³bym te¿ byæ i ja... - odezwa³ siê tamten. - Nie obra¼ siê mój drogi, ale to trochê zbyt zawi³a, jak na ciebie, intryga... - Mara z miejsca zamknê³a mu usta. Br±zowe oczy mê¿a ³ypnê³y na ni± z³owrogo. - ... k³opot w tym, jak je zdobyæ - ci±gn±³ dalej koto³ak - trzeba by ich... - zamy¶li³ siê nagle. - S³uchaj... - za moment rzek³ do Darona - chcia³bym zobaczyæ cia³a dwóch ostatnich zabitych. - Mo¿esz obejrzeæ tylko tego z dzisiejszej nocy - pad³a odpowied¼ - tamci ju¿ pochowani, ale b±d¼ pewien, ¿e wygl±dali tak, jak i ten pierwszy... - z odraz± skrzywi³ siê na samo wspomnienie. - Byæ mo¿e... - Ksin wsta³ i siêgn±³ po wisz±cy na ko³ku p³aszcz. Za³o¿y³ go i naci±gn±³ kaptur tak, aby ca³kiem zas³oni³ mu twarz. - Alliro... - odezwa³ siê do milcz±cego dot±d setnika. - Na rozkaz, panie! - stan±³ wyprostowany. - Powiesz o wszystkim naszym ludziom. Przygotujcie siê i czekajcie na znak. Id¼. - Tak, panie - z³o¿y³ uk³on i znikn±³ za drzwiami. - Chod¼my - Ksin zwróci³ siê do pozosta³ych. - Ale kobiety lepiej niech pójd± do siebie - Daron ruchem g³owy pokaza³ kierunek. - Zgoda - Mara skinê³a twierdz±co i wyprowadzi³a Hanti. Komes i koto³ak zeszli do zamkowych podziemi i niebawem stanêli przed wej¶ciem do niewielkiej salki, w której zazwyczaj przygotowywano zmar³ych do pogrzebu. Daron odprawi³ pilnuj±cego lochu wartownika, ka¿±c mu przy tym natychmiast wezwaæ zarz±dcê Zerena. Umyte ju¿ cia³o zamordowanego ¿o³nierza le¿a³o na zbitym z surowych desek stole. Gotowa trumna czeka³a pod ¶cian±, a na jej pokrywie po³o¿ono przyszykowany do zawiniêcia zw³ok ca³un. Trup by³ nagi, jedyne p³ótno, jakie go okrywa³o, narzucono powy¿ej ramion, a zarys, który zaznacza³ siê pod nim, w niczym nie przypomina³ twarzy, ani nawet zwyczajnej ob³o¶ci g³owy... Ksin podszed³ bli¿ej; tors ramiona i uda pokrywa³y dziesi±tki g³êbokich ran o ró¿nej szeroko¶ci i rozmaitym kszta³cie. Te na brzuchu zaszyto, aby nie wyp³ynê³y jelita. Inne, szeroko otwarte, pozwala³y zobaczyæ poszarpane miê¶nie i obna¿one gdzieniegdzie ko¶ci. Koto³ak patrzy³ zadumany, pocieraj±c lekko brodê grzbietem d³oni. - Widzia³e¶ ju¿ kiedy¶ takich? - zapyta³ Daron. - Tak i to parê razy - odpowiedzia³. - I dalej chcesz mówiæ, ¿e to nie... - Niby wszystko siê zgadza - Ksin wpad³ mu w s³owo - tylko... trochê za bardzo siê zgadza, rozumiesz? - doda³ z naciskiem. - Nie... Machn±³ rêk± i zdecydowanym ruchem podwin±³ rêkawy. Zacz±³ badaæ rany, starannie, jedn± po drugiej. Bez odrazy wpycha³ w nie palce, obmacywa³ brzegi i wnêtrza. Po chwili Daron nie móg³ ju¿ na to patrzeæ. - I czego ty tam szukasz?! - parskn±³ zirytowany, staj±c do niego plecami. - Jeszcze nie wiem... - mrukn±³ Ksin, nie przerywaj±c oglêdzin - ale... W progu stan±³ wezwany zarz±dca. - O, dobrze, ¿e jeste¶! - zawo³a³ Daron, nie zwracaj±c uwagi na os³upienie swego pomocnika. - Ale¿... - wystêka³ tamten, wymownie patrz±c na pochylonego nad zw³okami Ksina. Koto³ak nawet na niego nie spojrza³. - B±d¼ cicho i s³uchaj uwa¿nie - komes powstrzyma³ go i krótko opowiedzia³ o wszystkim. Oczy przyby³ego rozszerzy³y siê ze zdumienia. - Szybko! Dajcie mi jakie¶ szczypce! - okrzyk Ksina przerwa³ wyja¶nienia Darona. Tamci dwaj z po¶piechem zbli¿yli siê ku niemu. - Co...? - Tutaj co¶ jest... - obie d³onie trzyma³ w rozleg³ej ranie w okolicy lewego barku - tkwi w ko¶ci, palcami nie wyjmê. - Jak to wygl±da? - zainteresowa³ siê Zeren. - Jakby grot strza³y... - mrukn±³ koto³ak - no gdzie te szczypce?! - Rusz siê! - sykn±³ zniecierpliwiony Daron. Zarz±dca wybieg³ z komnaty, a Ksin dalej grzeba³ w wyszarpanej ranie. - To chyba jednak nie strza³a... - odezwa³ siê chwilê pó¼niej - zagiête jest... Komes z napiêt± uwag± patrzy³ na jego rêce. Mimo najszczerszych chêci nie móg³ w czerwonosinej masie dostrzec nic szczególnego. Czas oczekiwania up³ywa³ z irytuj±c± powolno¶ci±. Nareszcie otworzy³y siê drzwi i do salki wpad³ Zeren wymachuj±c katowskimi cêgami. - Nie mog³e¶ od cie¶li po¿yczyæ?! - ofukn±³ go Daron. - Bli¿ej do izby tortur mia³em... - usprawiedliwi³ siê zarz±dca. - Dawaj! - Ksin wyrwa³ mu z rêki narzêdzie. Za moment, bez skutku, spróbowa³ wcisn±æ je do rany. - Masz sztylet? - zwróci³ siê do Darona. - Mam - tamten siêgn±³ do pasa. - Przetnij tu - pokaza³ - o tak, a teraz podwa¿ to ¿ebro..., dziêki... - zrêcznie manewrowa³ szczypcami. - O, jest! - poci±gn±³ mocno i w zaci¶niêtych kleszczach pojawi³ siê pod³u¿ny, szpiczasty przedmiot. - Z±b koto³aka! - wykrzykn±³ Daron. Ksin zbli¿y³ zdobycz do oczu... - A od kiedy to koto³aki maj± ¿elazne zêby...? - zapyta³ drwi±co. Daron chwyci³ kie³ w palce i obejrza³ dok³adnie. - Rzeczywi¶cie... - wysapa³.. D³ug± chwilê, w milczeniu, podawali go sobie z rêki do rêki. Szczêk broni, szelest szat i kroki wielu ludzi rozleg³y siê na schodach wiod±cych do przydzielonych têpicielom komnat. Na czele szed³ Ksin w otoczeniu swoich gwardzistów, za nimi Daron z Zerenem i kilkunastoma dru¿ynnikami. Pochód zamyka³o dwóch czarno odzianych urzêdników oraz skryba s±dowy z rulonem papierów pod pach±, pêkiem piór i ka³amarzem w gar¶ci. - Otwieraæ, ¶cierwa! - deski w drzwiach zadygota³y od potê¿nych kopniaków Ksina. Stuknê³a zasuwa i w powsta³ej za moment szczelinie pojawi³a siê twarz jednego z têpicieli. - Czego... - g³os uwi±z³ mu w gardle, kiedy rozpozna³ Ksina. - Wpuszczaj, mam sprawê do Berta... - Tamten wykrzywi³ siê z pogard±. - Brat Bert nie zwyk³ mówiæ z czym¶ takim... - spojrza³ znacz±co - ruszaj precz piekielny bêkarcie! - spróbowa³ zatrzasn±æ drzwi. - Milan... - rzuci³ Ksin krótko. Zwalisty gwardzista jak nied¼wied¼ wyforsowa³ do przodu i szybkim pchniêciem obydwu ramion utorowa³ drogê dowódcy. Têpiciel niczym z katapulty wylecia³ na ¶rodek komnaty i nim zdo³a³ odzyskaæ równowagê, Milan zdzieli³ go mocno w twarz. Zatoczy³ siê, lecz ¿o³nierz nie pozwoli³ mu upa¶æ. B³yskawicznie chwyci³ go za ubranie, przyci±gn±³ do siebie i trzymaj±c za ko³nierz zada³ dwa szybkie ciosy otwart± d³oni± na odlew. Z powrotem postawi³ przed Ksinem
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.