ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kochała Jareda i wiedziała, że jeśli go teraz nie opuści, nie uda jej się odejść nigdy potem. - Nie!-krzyknęła Josette. - Dlaczego miałabyś wyjeżdżać? Wszystko tak dobrze się układa. Ja nie muszę wracać do szkoły. Ty dostałaś od Jareda Morganę. Możemy wspaniale spędzać czas. - Josette. Ja nie mogę tu zostać. Zapomniałaś o moim ojcu? Josette przed chwilę milczała. - Tak mi żal, że musisz wyjechać. Jared cię nie wypuści. - W takim razie muszę to zrobić bez jego wiedzy, prawda? - Masz jakieś pieniądze? - Około sto funtów, które ojciec zostawił Lani. - Lani wyjedzie z tobą? - A potem sama odpowiedziała na to pytanie. - Oczywiście że tak. Po prostu tak się do was obydwu przyzwyczaiłam. Będę za wami tęskniła... - My także będziemy za tobą tęskniły. - Naprawdę? Cassie skinęła głową. - Naprawdę. Ale muszę wyjechać. - Ostatnio trudno jest dotrzeć do Francji. Wątpię, czy znaj dziecie jakiś statek. I jak się dostaniecie do portu? Nie sądzę, by udało się wam opuścić Morland bez wiedzy Jareda. - Jeszcze nie wiem. - Cassie potrząsnęła głową. Jeszcze się nie pogodziła z odkryciem, że kocha Jareda. Na razie nie była w stanie myśleć o niczym innym. - Zastanowię się później. Teraz idę spać. I ty także powinnaś się położyć. - A co z dokumentami? Myślę, że jednak powinnyście zostać. Cassie potrząsnęła głową. - W takim razie chyba muszę wyruszyć z wami. - Co? - Cassie odwróciła się i spojrzała na nią zdumiona. - Mogłabym was przewieźć przez kanał na mojej żaglówce. W małym, nieznanym porcie nie będziecie miały kłopotów z powodu braku dokumentów. 268 POGANKA - Zrobiłabyś to dla nas? - Potrzebujecie mnie - odparła Josette z szerokim uśmie chem. - A jeśli chodzi o ucieczki, to jestem bardzo doświad czona. Odkąd Jared oddał mnie do Carradine Hall, uciekałam co najmniej dwa razy w roku. Myślisz, że łatwo było umknąć maszkaronowi? Jestem do tego lepiej przygotowana niż ty byłabyś za rok. - Carradine Hall to nie Morland. - Cassie ostygła z pierw szego zapału. - Nie mogę ci na to pozwolić. - Jestem bardzo dobrą żeglarką - namawiała ją Josette. Wysadzę ciebie i Lani na brzegu koło jakiejś wioski i wrócę. To wcale nie jest niebezpieczne. - Jared bardzo by się na ciebie gniewał. - Niedługo. A poza tym wolę się narazić na gniew Jareda, niż umierać z niepokoju o was. Była to bardzo kusząca propozycja. Rozwiązanie wszyst kich problemów. - Zastanowię się nad tym. Josette skinęła głową. - Zobaczysz, że to najlepszy sposób. Zacznę już wszystko planować. Trzeba dużo namysłu, żeby zorganizować udaną ucieczkę. W obliczu nowego przedsięwzięcia Josette natychmiast po weselała. Cassie zazdrościła jej łatwości zmiany nostroju. Czuła smutek i cały świat wydawał jej się pogrążony w mroku. Miała ochotę pobiec do Lani i usłyszeć od niej, że wszystko będzie dobrze. Lecz teraz nie mogła tego zrobić. Lani nie byłaby w stanie zrozumieć, że Cassie pokochała śmiertelnego wroga własnego ojca. Cassie także nie mogła tego pojąć. Na dodatek nie miała żadnej pewności, czy Jared także ją kocha. Pragnął jej, ale namiętność to nie to samo co miłość. Przez wiele długich lat zżerała go nienawiść do jej ojca, więc sądzić, że kiedykolwiek ją pokocha, byłoby szaleństwem. Z oczu znów popłynęły jej łzy. Dosyć już tego głupiego mazgajenia się. Musi wyratować tatusia i wrócić do domu na wyspie. Musi sobie ułożyć życie z dala od Jareda. Na drugim krań cu świata...
14
Nie chciałabym w ten sposób wykorzystywać Josette powiedziała Lani, siedząc na swoim ulubionym fotelu w bib liotece. - To może być dla niej niebezpieczne. - Nie mamy wyboru - odparła Cassie. Jej także nie podo bał się ten pomysł, ale nie widziała innego rozwiązania. Jeżeli zostawi nas na brzegu i natychmiast powróci do Anglii ryzyko będzie mniejsze. - To prawda. I mamy do przepłynięcia tylko około trzydzie stu pięciu kilometrów. Ludzie z mojego plemienia przebywa ją o wiele większe dystanse na canoe. Czy wiesz już, gdzie zaczniesz szukać Charlesa? Może jeszcze nie dotarł do Pary ża. Wspominałam ci o wiadomości, którą Jared otrzymał od swojego człowieka, Guilliame'a, że jeszcze go tam nie ma. Nie wiem, może później nadeszła inna wiadomość. Pierwszą z nich potraktował podejrzanie beztrosko. Wydaje mi się, że chciał, abym ją znalazła. Ale ojciec prawdopodobnie jeszcze tam nie dotarł, po myślała Cassie. W przeciwnym razie Jared już by tam wyru szył. - Mam nadzieję, że jeszcze go tam nie ma. Kiedy tam trafi, pójdzie wprost do Jacąues-Louisa Davida po informacje na temat Raoula Cambre. - Myślisz, że to niebezpieczne posunięcie? Cassie zadrżała. - Widziałam Cambre'a tylko raz, ale nie spodobał mi się. - Dziecko może się mylić. - Ale ma doskonały instynkt. Nie chcę, żeby tatuś znalazł się blisko niego. 270
POGANKA - A my pójdziemy do tego Davida i poprosimy, żeby nas skontaktował z Charlesem, gdy się do niego zwróci? Cassie skinęła głową. - Do tego czasu możemy się zatrzymać w małym pensjona cie niedaleko posiadłości Davida. - Jesteśmy cudzoziemkami. Będą nas wypytywać. - Mogę się czuć jak cudzoziemka, ale nie zapominaj o tym, że urodziłam się we Francji. Mam nadzieję, że zaakceptują mnie tam bez problemów. Powiemy, że jesteś... - Zastanawiała się nad tym. Złocista skóra Lani wyglądała egzotycznie i rzu cała się w oczy. - Egipcjanką. Wdową po jednym z napoleoń skich oficerów. Poznaliście się, gdy tam stacjonował, i zabrał cię ze sobą do Paryża
|
WÄ
tki
|