ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Hej słyszę. Podskakuję i obracam się.
To Don. Nie spodziewałem się zobaczyć tutaj Dona. Nie spodziewałem się też
zobaczyć tutaj Marjory. Ciekawe, czy inni członkowie grupy szermierczej też
robią w
tym sklepie zakupy.
- Cześć, brachu dodaje. Ma na sobie koszulkę w prążki i ciemne, luźne
spodnie. Nie widziałem wcześniej, żeby ubierał się w coś takiego; na fechtunek
przychodzi w Tshircie i dżinsach albo kostiumie.
- Cześć, Don mówię. Nie mam ochoty na rozmowę z Donem, chociaż jest
przyjacielem. Jest za gorąco, a ja muszę zawieźć zakupy do domu i je pochować.
Podnoszę pierwszą torbę i umieszczam ją na tylnym siedzeniu.
- Robisz tutaj zakupy? pyta. Głupie pytanie, skoro sterczę przy
samochodzie z
torbami pełnymi produktów. Może myśli, że to wszystko ukradłem?
- Przyjeżdżam tutaj we wtorki odpowiadam. Patrzy z dezaprobatą. Może
uważa,
że wtorki nie są odpowiednie na zakupy spożywcze, ale w takim razie co sam tutaj
robi?
- Przychodzisz jutro na szermierkę? pyta.
- Tak odpowiadam. Wkładam do auta drugą torbę i zamykam tylne drzwi.
- Wybierasz się na ten turniej? Patrzy na mnie w taki sposób, że mam
ochotę
odwrócić wzrok lub wbić go w ziemię.
- Tak mówię. A teraz muszę jechać do domu. Mleko powinno być
przechowywane w temperaturze nie wyższej niż 38 stopni Fahrenheita. Na parkingu
jest co najmniej 90 stopni i zakupione przeze mnie mleko zaraz się nagrzeje.
- Prawdziwy rutyniarz z ciebie, co? pyta.
Nie wiem, czy istnieje fałszywy rutyniarz. Zastanawiam się, czy to coś takiego
jak
prawdziwa kosa.
- Robisz codziennie te same rzeczy? chce wiedzieć.
- Nie te same rzeczy codziennie prostuję. Te same rzeczy w te same dni.
- Och, w porządku uspakaja. Cóż, do zobaczenia jutro, mój systematyczny
przyjacielu. Śmieje się. To dziwny śmiech, jakby Don wcale nie był rozbawiony.
Otwieram przednie drzwi i wsiadam do samochodu. Don nic nie mówi ani nie
odchodzi. Włączam silnik, a on gwałtownie wzrusza ramionami, jakby coś go
ukąsiło.
- Do widzenia mówię uprzejmie.
- Tak mruczy przeciągle. Cześć.
Wciąż tam stoi, kiedy ruszam z miejsca. Widzę go we wstecznym lusterku, dopóki
nie
wyjeżdżam na ulicę. Skręcam w prawo.
Gdy się oglądam, już go nie ma.
* * *
W moim mieszkaniu jest ciszej niż na zewnątrz, ale nie jest tak naprawdę cicho.
Piętro
niżej policjant Danny Bryce ma włączony telewizor i wiem, że ogląda show z
udziałem publiczności. Wyżej pani Sanderson przeciąga krzesła do kuchni; robi
tak co
wieczór. Słyszę tykanie budzika i cichutki szum zasilacza swojego komputera.
Waha się
nieznacznie wraz ze zmianami natężenia mocy. Z zewnątrz napływa hałas: stukot
pociągu
podmiejskiego, jęk ruchu ulicznego, głosy na podwórku.
Trudniej mi ignorować hałasy, kiedy jestem rozgniewany. Włączam muzykę.
Nakłada się na inne dźwięki, lecz one wciąż są obecne, niczym zabawki wepchnięte
pod
gruby dywan. Chowam zakupy, ścierając z kartonu z mlekiem kropelki
skondensowanej
wilgoci, i nastawiam głośniej muzykę. Nie za głośno; nie powinienem denerwować
sąsiadów. W odtwarzaczu znajduje się płyta z Mozartem. Zwykle pomaga. Czuję, jak
powolutku opuszcza mnie napięcie.
Nie wiem, dlaczego zaczepiła mnie tamta kobieta. Nie powinna była tego robić.
Sklep spożywczy to teren neutralny; nie powinna tam rozmawiać z nieznajomymi.
Byłem
bezpieczny, dopóki nie zwróciła na mnie uwagi. Gdyby Emmy nie mówiła tak głośno,
nic
by nie zauważyła. Sama tak powiedziała. Nie przepadam za Emmy. Czuję, jak
czerwienieje mi kark na myśl o tym, co wygadywała ona i tamta kobieta.
Rodzice mówili, że nie powinienem obwiniać ludzi za to, iż dostrzegają, że
jestem inny.
Nie powinienem mieć pretensji do Emmy. Powinienem raczej przyjrzeć się sobie i
rozważyć, co się wydarzyło.
Nie chcę tego robić. Nie uczyniłem nic złego. Muszę robić zakupy w spożywczym.
Miałem powód, żeby tam być. Zachowywałem się odpowiednio. Nie rozmawiałem z
nieznajomymi ani nie mówiłem do siebie na głos. Nie zajmowałem w alejce więcej
miejsca, niż powinienem. Marjory jest moją przyjaciółką. Rozmowa z nią nie była
niczym
złym, tak samo okazana jej pomoc w odszukaniu ryżu i folii aluminiowej.
Emmy się myliła. Emmy mówiła za głośno i to dlatego tamta kobieta zwróciła na
nas
uwagę. Mimo to powinna była zajmować się własnymi sprawami. To nie moja wina, że
Emmy mówiła za głośno.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Muszę wiedzieć, czy to, co czuję, jest tym, co czują normalni ludzie, kiedy są
zakochani
|
WÄ
tki
|