ďťż

Postaw na straży domu dwa androidy i po wyjściu ekipy zaplombuj drzwi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
I pospiesz się. Musimy obejrzeć galerię i pracownię Bissela. - Skoro jesteśmy partnerkami, czemu to ja muszę znakować dowody? - odkrzyknęła Delia. - I kiedy coś zjemy? Pracujemy już sześć godzin, poziom cukru mi spada. Czuję to. - Rusz dupę - odparowała Eve, ale się uśmiechnęła. Jak to dobrze, że nadal pracowała z kimś, kto potrafił marudzić. W geście wdzięczności zaparkowała wóz na drugiego przed sklepem całodobowym i pozwoliła Peabody skoczyć po coś do jedzenia, tym bardziej że przypomniała sobie, iż sama od zeszłego wieczoru nie miała nic w ustach. Obie musiały na parę godzin zejść ze służby, trochę się przespać. Najpierw jednak chciała rzucić okiem na pracownię Blaira i włączyć do dowodów wszystkie urządzenia elektroniczne oraz dyski z systemu monitoringu. Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodziło jej do głowy, było takie, że zabójca chciał się zabezpieczyć. Wynikałoby z tego, że to Reva stanowiła główny cel. Te morderstwa zmuszały ją do usunięcia się na bok. jeśli sprawca nie miał powodów osobistych, by chcieć się jej pozbyć - a i taką wersję Eve zamierzała sprawdzić - musiał działać z pobudek zawodowych. A jeśli to Reva była celem, Roarke też mógł być zagrożony. Dlatego Eve nie miała chwili do stracenia i zamierzała zebrać jak najwięcej dowodów nim zrobi następny krok. Jej partnerka wybiegła ze sklepu z wielgachną torbą. - Mam kanapki z bagietek. - Stęknęła i zwaliła się na fotel. - Co, dla całej brygady? - I inny prowiant. - Bo jedziemy na safari? Delia z godnością wyjęła starannie zapakowaną kanapkę i podała ją Eve. - Napoje, czipsy sojowe, suszone morele... - Na wypadek, gdyby potwierdziły się plotki o nadchodzącym końcu świata. - I herbatniki, do cholery. - Peabody nasrożyła się i zrobiła obrażoną minę. - Jestem głodna, a jak dalej będziemy w takim gazie, to może nie zobaczę jedzenia, aż zostaną ze mnie same kości. Nie chcesz, to nie jedz. - Ostentacyjnie rozpakowała kanapkę. - Nikt cię nie trzyma pod Masterem. Eve zajrzała do swojej kanapki i zobaczyła coś, co udawało wieprzowinę. Niech będzie. - W razie gdyby rozpętał się Armagedon, mam nadzieję, że w tych herbatnikach jest choć trochę czekolady. - Być może. - Kiedy Eve złapała kierownicę, jedną ręką ugryzła kanapkę, Peabody, nieco udobruchana, otworzyła pepsi i włożyła ją w miejsce na napoje. Zanim dotarły do budynku Flatiron, zdążyła pochłonąć kanapkę i większość czipsów. Od razu odzyskała humor i siły. - To mój ulubiony nowojorski budynek - powiedziała. - Kiedy się tu sprowadziłam, poświęciłam cały dzień na fotografowanie miejsc, o których czytałam. Flatiron był na czele mojej listy. Wiesz, jest taki niedzisiejszy, a mimo to wciąż stoi Najstarszy zachowany drapacz chmur w mieście. Eve nie wiedziała o tym. Z drugiej strony, nie kolekcjonowała takich ciekawostek. Owszem, czasem spoglądała z podziwem na unikatowy trójkątny gmach, ale tylko przelotnie. Dla niej budynki były po prostu budynkami, niczym więcej. Służyły ludziom za mieszkania i miejsca pracy, zajmowały przestrzeń, nadawały miastu kształt. Postanowiła nie szukać miejsca do parkowania na Broadwayu, gdzie o każdej porze dnia i nocy odbywały się jakieś imprezy. Skręciła w Dwudziestą Trzecią i wcisnęła się do strefy załadunku. Następny dostawca albo odbiorca towaru, który się tu zjawi, nie będzie zadowolony, ale Eve zostawiła za szybą tabliczkę z napisem „Na służbie” i wysiadła. - Bissel wynajmował pomieszczenia na ostatnim piętrze. - Jezu, to musi kosztować! Eve skinęła głową i ruszyły w stronę wejścia. - Sprawdziłam jego finanse, mógł sobie na to pozwolić. Okazuje się, że ten jego szmelc chodził za dużą kasę. Poza tym Bissel miał własną galerię, kupował i sprzedawał dzieła sztuki. - Stąd znał Felicity Kade? - Najwyraźniej. Była klientką Revy Kupowała u niego i u niej, to właśnie ona wzięła Revę na wystawę, na której poznała Blaira. - Korzystny zbieg okoliczności. Idąc przez hol, Eve zerknęła z uznaniem na swoją partnerkę. - No właśnie. Zbyt korzystny, jak na mój gust. Jak więc sądzisz, po co Felicity przedstawiła przyjaciółce swojego kochanka? - Może wtedy jeszcze nie byli kochankami. Albo nie spodziewała się, że ci dwoje będą się mieli ku sobie. - Może
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.