ďťż

Służący pospieszył...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Nawet mój chytry ojciec, Gasparino Kortejo nie poznałby mnie teraz! — mówił do siebie Alfonso, przeglądając się w wystawowych szybach. W hotelu d’Aigle nastąpiło rozczarowanie! Otóż Sternau wyjechał do Moguncji. Wieść ta przeraziła go. — Pojadę za nim. Muszę go spotkać, może mnie widzieć, najprawdopodobniej i tak mnie nie pozna. Służącego, który wie o mej maskaradzie, pozbędę się. Niech jedzie do Rouen. Nie zobaczy mnie więcej. Zadzwonił na służącego. — Jedź do Rouen do hotelu „Pod trzema koronami”. Mam tam być jutro. Zapytasz o panią hrabinę Rossey. Masz pieniądze, tam będziesz na mnie czekał. Pozbywszy się służącego wyszedł na przechadzkę. Nie zauważył, że jest śledzony przez młodego kowala. Po wieczornym spektaklu wracał z teatru do domu jedną z najciemniejszych i najniebezpieczniejszych ulic Paryża, de la Poterie. Za nim szedł ktoś szybkim krokiem. Chciał ustąpić, jednak w tej chwili poczuł, że go schwycono z tyłu za gardło. Nie mógł zaczerpnąć oddechu. Padł na ziemię. Kowal garotował tęgo. Zgiął się nad zemdlonym, wyjął zegarek, łańcuszek, sakiewkę i pugilares z notatkami, pozdejmował pierścienie. — Lekko poszło! — mruczał zadowolony. Z łupem udał się do jednej z knajp, gdzie schodziły się najgroźniejsze indywidua nocy. W notatce przeczytał: „Alfonso, hrabia de Rodriganda y Sevilla”. Mowy w jakiej pisana była notatka nie rozumiał, ale schował ją, będąc święcie przekonanym, że posiada ona swoją wartość. Do Terbillona nie myślał wrócić. U Etienna Lecouvert właściciela knajpy, sprzedał zdobycz, a pieniądze, które za łup otrzymał, postanowił obrócić na nowe gospodarstwo. Zamierzył bowiem żenić się z Mignon, jedną z dziewcząt oddanych rozpuście, z uliczki de la Poterie. Właśnie weszła do knajpy, ale nie sama, tylko w towarzystwie Alfonso. Dom, przed którym kowal garotował hrabiego, należał do jednego z gniazd rozpusty. Tutaj przyniesiono na pół martwego Alfonso. Szybko przyszedł do siebie, pokrzepił się, powiedział, że jest markizem Acrozza i opowiedział o całym wypadku. Nie żal mu było brylantów, zegarka, ani pieniędzy, tylko notatki, którą mu z pugilaresem zabrano. Była dla niego bardzo ważna. Mogła niejedno odkryć, czego się obawiał fałszywy Rodriganda i fałszywy Acrozza w jednej osobie. Alfonso nie poznał Gerarda. Wszczęli rozmowę. Gerard obiecał jakimś sposobem „wykręcić” między znajomymi wiadomość o notesie. Ale to miało bardzo dużo kosztować. Kowal za zdobyte pieniądze miał spłacić długi za swą przyszłą żonę, wykupić ją z domu niewoli i wstydu… Gerard długo zwlekał z przyniesieniem notatki, wykręcał się na różne sposoby, mnożąc trudności i ciągle żądając dodatkowych pieniędzy. Jednego razu hrabia prowadził z nim rozmowę: — Garoter może przelewać krew, prawda? Czasem może nawet tak się zdarzyć, że ofiara umrze w jego rękach! — Czasem. — Hm, hm… Potrzebowałbym, mówiąc szczerze, takiego mężczyzny, co byłby w stanie przelać krew… Sądzę, że pan to potrafi. — Bardzo możliwe. — Chodzi o wroga, który jest w stanie zniszczyć całą moją egzystencję, może mi pan pomóc? Sam nie jestem w stanie tego uczynić, nie znam niemieckiego, a to jest w tej sprawie niezbędne. Pan jak słyszałem, władasz tym językiem. — Rozumiem. Zgodzę się na wszystko, ale tu koniecznie trzeba spełnić moje warunki. Mam narzeczoną i ojca, przyszłość ich leży mi na sercu. Będzie to jakieś tysiąc franków… Dalej mam zniszczyć dwa życia, mężczyzny i kobiety. To trzy tysiące franków. Ryzykuję życiem lub wolnością, tysiąc franków! Razem pięć tysięcy. Trzy tysiące z góry, bo ich potrzebuję. Hrabia wyraził zgodę, kowal wyszedł. Postanowił dowiedzieć się w hotelu, kogo to tak pragnął pozbyć się Alfonso. Zapytał stajennego o lekarza Sternaua. Ten opowiedział mu coś na jego temat. — Doktor, lekarz — mówił potem do siebie. — On Niemiec, ona Hiszpanka. Co to wczoraj opowiadała Anneta, kiedy byłem u niej? Niemiec lekarz uratował ją… Resztę historii poznam później. Udał się do swojego ojca, powiedział, że wyjeżdża i że ma zamiar się żenić. — Teraz będziesz prowadzić inne życie, stary! Czas już na życie porządniejsze. Nie będziesz więcej kraść. Jedzenie zapłacę ci w restauracji pani Merveille. Codziennie dostaniesz trochę pieniędzy na tytoń czy na coś innego. Mieszkanie też za ciebie zapłacę. Poszli zapłacili wikt i czynsz za dwa miesiące z góry. Wieczorem wynajął sobie Gerard pokoik w skromnym hotelu, siedział całą noc i odpisywał notatkę hrabiego. Rano udał się do pewnego księgarza i dowiedział się, że notatka jest sporządzona po hiszpańsku, potem stanął przed hrabią. — Ten drab garoter, żąda tysiąc franków za notatnik i powiada, że ona ma wielką wartość dla policji. Może to ta? Pokazał odpisaną stronę z notesu. — Tak to część mego notesu! — rzekł hrabia. — Dostanę go za wynagrodzenie jakiego żąda. — Dobrze. Za parę godzin przyszedł z notesem. — To ten? — zapytał. — Tak. — Proszę o pieniądze. — Muszę zobaczyć czy jest w nim wszystko. — Rozumie się. — Wszystko. A teraz, pieniądze! Alfonso zapłacił i otrzymał swą własność. Niezadługo mieli odjechać. Gerard wstąpił do zakładu św. Magdaleny, do którego oddał swoją Mignon. Przeorysza poznała go i przywitała przychylnie. — Jak tam sprawuje się moja narzeczona? — Jestem z niej zadowolona, chociaż przeszłość jej była taka… — Wszystko minęło, wszystko jest w stanie naprawić, bo to dobra dziewczyna, ma wszelkie dane na dobrą żonę. Oto pieniądze, które przynoszę do przechowania. Mignon o niczym nie może wiedzieć. To na nasze gospodarstwo, na wesele, na kuźnię… Jadę teraz w świat, służba nie drużba. Jeżeli za trzy miesiące nie powrócę, pieniądze otrzymuje Mignon, jednak pod warunkiem, że będzie pielęgnować mego ojca. Podpisał wystawiony przez przeoryszę kwit depozytowy i wrócił do Alfonsa. Wyjechali, a wraz z nimi ogromne niebezpieczeństwo dla Sternaua. Był schyłek zimy, robiło się coraz cieplej, stąd też ogromne powodzie. Najmniejsza rzeczułka wylewała morze wody. Urzędnicy kolejowi otrzymali rozkaz doglądać gorliwie torów. W jednej z budek strażniczych niedaleko Kreuznach siedział dróżnik z naszym znajomym Kurtem i prowadził bardzo interesującą rozmowę o truciźnie, którą zjadła hrabianka Róża i dlatego zachorowała tak strasznie, że nie pojmowała co się dookoła niej działo. Dopiero doktor Sternau ją wyleczył. Za dwie minuty miał nadjechać pociąg pospieszny. Dróżnik wyszedł i stanął ze znakiem. Pociąg jechał wyjątkowo szybko, jak smok ogniem ziejący. Nagle dał się słyszeć w dali dziwny szum, niby wycie jakiegoś dzikiego zwierza. — Mój Boże, trzęsienie ziemi! — Nie, to pociąg! Światło! Trzeba spieszyć na ratunek! Pobiegli. Woda przerwała groblę, lokomotywa wryła się w ziemię. Krzyki, wrzaski, płacze wprost nie do opisania
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.