ďťż

Robię się mniejszy i mniejszy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jeszcze jestem, ale ciekawość niedługo mnie pożre. Nie będzie mnie. Dojedźmy już tam, gdzie mamy dojechać! Panie Nikt, koniec na razie z tymi gadkami. 1 nie powiem panu, dokąd jedziemy. Daj mi pan trochę spokoju. Potem panu opowiem więcej. A jak będzie się pan upierał, żebym dalej opowiadał, to panu powiem: „ Fakju!" Przed chwilą wysiedliśmy z autobusu. Teraz stoimy na peronie dla wysiadających. Tato zapina guziki przy kurtce Nadii, Dawid dłubie w nosie, a Tytus śmieje się z niego. No a ja stoję kilka metrów od nich i się im przyglądam. - Chodźta - mówi tato, kiedy kończy zapinać guziki przy kurtce Nadii. Idziemy. Po chwili wychodzimy z dworca. Tato zatrzymuje się i wyciąga kartkę z kieszeni. Czyta. Po chwili zatrzymuje starszą kobietę i pyta się jej, jak dojechać na ulicę Szczęśliwą. Kobieta patrzy się na nas jak na zjawy, po czym odpowiada, że trzeba wsiąść w autobus miejski / z numerem 7, 25, 30 lub 51. / - Z przystanku obok tego budynku - i pokazuje ręką na budynek po drugiej stronie ulicy. - A po co pan tam jedzie? Tato mówi: dziękuję, i odchodzi od kobiety, lecz ona go zatrzymuje i mówi, że mu wytłumaczy. Tato patrzy się na kobietę, a ona mówi, że 7 jedzie do ulicy Równej i trzeba się jeszcze kawałek przejść. 25 jedzie na ulicę Szczęśliwą, ale kursuje bardzo rzadko. A jeśli się pojedzie 30, to także trzeba kawałek przejść. Natomiast 51 jedzie tylko do ulicy Głębokiej i trzeba jeszcze iść przez mały park, a potem ulicą Równą, żeby dojść do Szczęśliwej. Tato, słuchając tego wszystkiego, drapie się po głowie, dziękuje kobiecie i mówi, że i tak tego wszystkiego nie zapamięta, bo on nie jest z tego miasta, tylko ze wsi, a gdzie ma wysiąść, to będzie się pytał ludzi w autobusie. - Ale ja panu wytłumaczę - nalega kobieta. - Zapamięta pan. I tato, słuchając kobiety dalej, non stop jej dziękuje i mówi, że nie zapamięta, a ona dalej mu tłumaczy, jak ma dojechać na ulicę Szczęśliwą. - A najlepiej będzie, jak pan będzie się pytał ludzi w autobusie, gdzie ma pan wysiąść, bo to jest daleko i może pan nie zapamiętać - kończy kobieta po kilku minutach tłumaczenia. - To pana dzieci? - pyta się taty, patrząc na nas. . - No! - odpowiada tato. - Moje. - A skąd pan jest? - Z Cornego Lasu. , 8 - A gdzie to jest? - Dziękuję pani. - Tato odchodzi od kobiety i mówi do nas: - Chodźta, dzieci. Idziemy. Obok taty idzie Nadia. Za nimi idzie Tytus z Dawidem. A ja idę na końcu i oglądam się za siebie, i widzę, że kobieta ciągle stoi w miejscu i patrzy się na nas, jak się oddalamy. Nie polubiłem tej kobiety, chociaż wytłumaczyła nam, jak mamy dojechać na ulicę Szczęśliwą. A nie polubiłem jej dlatego, bo przypomina mi pewną kobietę, która przyjeżdża na moją wieś podczas wakacji do swojej rodziny i wszystko ją interesuje, a szczególnie moja rodzina. W zeszłe wakacje czasem wchodziłem z moim kolegą Marcinem między kłosy żyta lub chowaliśmy się w krzakach i rzucaliśmy w jej stronę jabłkami, kiedy ona spacerowała. Wtedy ona rozglądała się wokół siebie i nie wiedziała, skąd nadlatują jabłka, i mamrotała pod nosem: „Jezus Maria, skąd te jabłka?". No i dalej rozglądając się wokół siebie, szybko się oddalała, a my cicho chichotaliśmy tam, gdzie byliśmy schowani. A może ta baba teraz patrzy się tak na nas, jak się oddalamy, bo jesteśmy obdarci i mamy obciachowe ubrania? Ciekawe, czy ona wie, że jedziemy do domu dziecka?... Panie Nikt, teraz opowiem panu, dokąd jedziemy. Ponad miesiąc temu tato powiedział nam, że będzie nas musiał oddać do domu dziecka. Wtedy spytałem się go: „Co to jest dom dziecka?". A on odpowiedział, że mieszka tam dużo dzieci, a może mało, i my będziemy mieszkać tam razem z nimi, a on czasem będzie nas odwiedzał. A jak jest w domu dziecka, to on nie wie, bo tam nigdy nie mieszkał ani choćby przez chwilę tam nie był. Mama dodała, że wreszcie będzie miała od nas spokój i w końcu sobie od nas odpocznie, a my. przynajmniej będziemy mieli co jeść, bo ojciec przepija wszystkie pieniądze. Na co tato, akurat nie naprany w trzy dupy, powiedział jej żeby prze- stała pierdolić, bo ją znowu zamknie w wariatkowie lub jej zaraz przypierdoli. Potem już było jak zwykle. Po chwili dodawał, żeby się umyła, bo śmierdzi, a on nie będzie wkładał swojego fiuta w śmierdzącą pizdę. Mama odpowiadała, że i tak ją gwałci po pijanemu i że jego pijacki kutas również śmierdzi. Ojcu wówczas piana szła z pyska, więc się dalej kłócili, wyzywali i często rzucali w siebie tym, co mieli pod ręką: łyżką, widelcem, talerzem, kubkiem, stołkiem, drewnem, młotkiem. Te kłótnie i walki zawsze wygrywał tato, a mama zapłakana i zakrwawiona wybiegała z domu. Po kilku godzinach wracała i ojciec dalej ją prał
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.