ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nigdy przedtem
nie robiłam czegoś na tak wielką skalę, zadzwoniłam jednak do
cioci Cheri, a ona jeszcze raz podniosła mnie na duchu mówiąc:
[Cindy, myślę, że wiesz, co powinnaś zrobić]. I tym razem miała
rację. Od tamtych chwil upłynęły już prawie dwa lata; przez ten
czas Bóg posługiwał się mną w cudowny sposób po prostu dlatego, że
byłam do Jego dyspozycji i chciałam działać".
Ciocia Cheri miała istotnie pozytywny wpływ na życie Cindy.
Zastanówmy się, czy jesteśmy taką ciocią Cheri lub ciocią Jean dla
kogoś, kogo znamy? Być może jest ktoś, kto potrzebuje słowa
wsparcia i zachęty. Ja staram się mieć oczy i uszy otwarte na to,
dokąd prowadzi mnie Bóg. Kiedy kieruje mnie ku jakiejś osobie,
często widzianej po raz pierwszy w życiu - idę.
Cindy kończy swój długi list zapewnieniem, że będzie podtrzymywać
innych ludzi na duchu tak, jak jej ciotka podtrzymuje ją. Ma
nadzieję, że uda jej się tak wpływać na innych, by "stali się tym,
czym dla mnie jest ciocia Cheri. Wsparcie i zachęta z jej strony
odegrały w moim życiu ogromną rolę. Często zastanawiam się, czy
znalazłabym w sobie dość siły i pewności siebie, by przebrnąć
przez te wszystkie lata, gdyby nie jej budujące słowa. Tak, słowa
naprawdę mają ogromne znaczenie!"
Słowa są potężnym narzędziem - zarówno pozytywne, jak i negatywne.
Jeśli pochodzą z ust rodziców lub innych osób, od których dziecko
jest w jakiś sposób zależne, mogą mieć istotny wpływ na całe jego
życie. Mąż i czwórka dzieci Raquel cieszą się, że postanowiła ona
w końcu wrócić do szkoły, by uzupełnić braki w wykształceniu. A
Raquel wyznaje: "Moja matka nigdy nie miała dla mnie żadnych słów
zachęty. W rezultacie nie ukończyłam szkoły średniej". Kiedy
powiedziała matce, że wraca do szkoły, usłyszała jedynie:
"Najwyższa pora".
W piątej klasie nauczycielka muzyki powiedziała Loreen, że ta
nieładnie się śmieje. Loreen wspomina, jak wielki wpływ miały te
słowa na jedenastoletnie dziecko: "Do piętnastego roku życia ani
razu nie roześmiałam się głośno".
Kiedy Elizabeth chodziła do szkoły podstawowej, ojciec nigdy nie
pomagał jej odrabiać lekcji z matematyki. Tłumaczył, że jako
dziewczynka i tak nigdy matematyki nie zrozumie. Przez całą szkołę
średnią otrzymywała z tego przedmiotu trójki i dwójki. Dwadzieścia
lat później, gorąco namawiana przez męża, zapisała się na kurs
algebry, i oto ta dziewczynka, która nie była w stanie pojąć
matematyki, dostała szóstkę!
Rodzice Christine rozwiedli się, kiedy dziewczynka była jeszcze
bardzo mała. Tata mieszkał w Teksasie, mama zaś przeniosła się z
dziećmi do Kalifornii. Mama obdarowywała dziewczynkę "srebrnymi
puzdereczkami" słowami wsparcia i zachęty. Kiedy jednak Christine
jechała do ojca, ten nie tylko nie mówił niczego budującego, ale
wykazywał się szczególnym talentem do odbierania jej tych
drogocennych skarbów, które już posiadała.
Christine opowiadała mi: "Mając dziewiętnaście lat zostałam
chrześcijanką i Bóg zaczął działać w moim życiu. Postanowiłam
przenieść się do Teksasu, pod pretekstem podjęcia nauki w
college'u, aby odnowić kontakty z ojcem. Bóg nie zmienił mojego
taty, ale mnie - tak! Chętnie rozdawałam [srebrne puzdereczka],
czułam jednak, że potrzebuję ich od mojego taty bardziej niż od
kogokolwiek innego. W końcu zrozumiałam, że Bóg jest moim Ojcem i
od Niego mogę przyjmować [srebrne puzdereczka], które powinien
dawać mi mój ziemski ojciec. Dzięki temu mogłam pozbyć się
złudnych oczekiwań, wytrzymać kolejne chwile odrzucenia przez
tatę, a także nauczyć się kochać go bezwarunkowo i przebaczać mu.
Mój ojciec nadal kocha mnie warunkowo i czasami burzy moją wieżę z
klocków, ale ja uczę się obdarowywać go [srebrnymi puzdereczkami],
zamiast odgradzać się od niego murem. Wciąż nie tracę nadziei, że
pewnego dnia on odpłaci mi tym samym".
Gdy Rod miał dziewięć lat, postanowił uczynić coś, co poprawiłoby
sytuację finansową jego rodziny. Był niezwykle dumny, że sam, bez
niczyjej pomocy, znalazł pracę przy roznoszeniu gazet. Jego
entuzjazm szybko jednak wygasł, bo gdy wpadł do domu jak burza,
żeby podzielić się ze wszystkimi wspaniałą nowiną, zamiast
okrzyków podziwu usłyszał: "Czy zdajesz sobie sprawę, ile ci to
zajmie czasu? Nie dasz rady wstawać tak wcześnie! Chłopcy w twoim
wieku nie mogą wykonywać takiej pracy" - i podobne komentarze. Rod
był zdruzgotany; zrezygnował z pracy jeszcze przed jej
rozpoczęciem. Kiedy trzydzieści lat później dzielił się ze mną tą
historią dodał, że nigdy więcej o niczym rodzicom nie opowiadał.
Nigdy nie pytał ich o zdanie ani nie dyskutował na temat swych
decyzji. Nie otrzymał od nich "srebrnych puzdereczek".
Loree miała trzy starsze siostry, bardzo ładne i zdolne. Wszystkie
śpiewały w zespole i cieszyły się dużą popularnością. Żyjąc w ich
cieniu, Loree czuła się brzydka, pozbawiona talentu i niewiele
warta; uważała, że nie może się z nimi równać. Wyrosła na bardzo
niepewną siebie nastolatkę. Wydawało się, że nic ani nikt nie jest
w stanie jej pomóc, aż pewnego dnia usłyszała przypadkiem fragment
rozmowy, jaką prowadzili rodzice jednej z jej koleżanek. Pan
Clithroe stwierdził: "Gdyby tylko Loree czuła się kochana, byłaby
najładniejsza z całej czwórki". Loree wyznała mi, że to jedno
zdanie zmieniło całe jej życie.
Kathy Gozur z czułością wspomina słowa zachęty, jakie słyszała od
ojca: "Tata był wspaniałym wzorem prawdziwego chrześcijanina.
Choćby moje pomysły były nie wiem jak bezsensowne lub zwariowane,
zawsze zachęcał mnie, bym je zrealizowała. Powtarzał często: [Nie
przekonasz się, dopóki nie spróbujesz]. Uważał, że powinniśmy sami
podejmować decyzje, czy to słuszne czy niesłuszne, dobre czy złe.
Tylko w ten sposób możemy się nauczyć ponoszenia konsekwencji
swoich czynów. Mówił nam tak: [Jeśli wy, dzieci, podejmiecie złą
decyzję, to my, rodzice, będziemy przy was i pomożemy wam
pozbierać to, co pozostało]
|
WÄ
tki
|