ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Inspektor Kesey stwierdził grzecznie, że panna Rowan ma zapewne rację, ale on nie może zaakceptować teorii samobójstwa, chyba, że wyjaśni mu ona, jak pannie Springer udało się strzelić do siebie z odległości co najmniej czterech stóp i spowodować zniknięcie pistoletu.
Panna Rowan odparowała kwaśno, że policja jest znana ze swoich uprzedzeń do psychologii.
Potem ustąpiła miejsca Ann Shapland.
- No, panno Shapland - powiedział inspektor Kelsey, patrząc z sympatią na jej ujmującą i poważną postać. - Jakie światło potrafi pani rzucić na tę sprawę?
- Obawiam się, że żadne. Mam własny gabinet i nie widuję nauczycielek często. Cała historia wydaje się nie do wiary.
- W jakim sensie nie do wiary?
- Po pierwsze, że panna Springer została w ogóle zastrzelona. Powiedzmy, że ktoś włamał się do sali gimnastycznej, a ona poszła zobaczyć, kto to jest. W porządku, ale kto miałby ochotę włamywać się do sali gimnastycznej?
- Może paru miejscowych chłopców chciało wziąć sobie jakiś sprzęt sportowy, albo ktoś, kto zrobił to dla kawału?
- Jeśli tak, to nie mogę się oprzeć uczuciu, że panna Springer powinna była powiedzieć: - A cóż wy tutaj robicie? Już was nie ma! A oni poszliby sobie.
- Czy zauważyła pani kiedykolwiek, że panna Springer ma szczególny stosunek do pawilonu sportowego?
- Szczególny stosunek?
- Chodzi mi o to. czy traktowała go jako swój własny teren i nie lubiła, jak inni ludzie tam chodzili?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego miałaby to robić? To jest po prostu część szkolnych budynków.
- Sama pani niczego nie zauważyła? Nie stwierdziła pani, że obecność pani w pawilonie gniewa ją, nic w tym rodzaju?
Ann Shapland potrząsnęła głową. - Byłam tam zaledwie parę razy. Nic mam na to czasu. Poszłam tam raz czy dwa z poleceniem panny Bulstrode dla jednej z dziewcząt. To wszystko.
- Nie wiedziała pani. że panna Springer nie życzyła sobie obecności panny Blanche w pawilonie?
- Nie, nie słyszałam o tym. Zaraz, chyba jednak tak. Mademoiselle Blanche pewnego dnia była rozgniewana z jakiegoś powodu, ale ona jest trochę nadwrażliwa. Słyszałam coś o scysji z nauczycielką rysunków, która zrobiła jej uwagę na temat przeszkadzania w lekcji. Oczywiście, panna Blanche nie ma wiele pracy. Uczy tylko jednego przedmiotu, francuskiego, więc ma dużo wolnego czasu. Wydaje mi się - zawahała się - wydaje mi się, że jest trochę wścibska.
- Uważa pani za możliwe, że poszła do pawilonu sportowego i myszkowała w szafkach?
- W szafkach uczennic? No, nie wykluczyłabym tego. Mogłaby się bawić w ten sposób.
- Panna Springer miała tam również szafkę?
- Naturalnie.
- A gdyby mademoiselle Blanche została przyłapana na szperaniu w rzeczach swojej koleżanki, ta rozgniewałaby się na nią?
- No pewnie!
- Czy wiadomo pani coś o prywatnym życiu panny Springer?
- Chyba nikt nic nie wie - odparła Ann. - Ciekawe, czy w ogóle miała prywatne życie?
- Może jest jeszcze coś, coś związanego z pawilonem sportowym, czego mi pani nie powiedziała?
- Cóż... - Ann zawahała się.
- Śmiało, panno Shapland.
- To właściwie nic takiego - powiedziała wolno Ann. - Chodzi o jednego z ogrodników - nie o Briggsa, o tego młodego. Pewnego dnia widziałam, jak wychodził z pawilonu, a nie miał żadnego powodu, żeby tam pójść. Oczywiście, to pewnie ciekawość z jego strony, a może wymówka, żeby trochę migać się od pracy: przybijał właśnie siatkę dookoła kortu tenisowego. Przypuszczam, że nic w tym nic ma.
- A jednak wspomniała pani o tym - zauważył inspektor. - Dlaczego?
- Myślę... - zmarszczyła brwi. - Chyba dlatego, że zachowywał się nieco dziwnie. Był wyzywający. I zadrwił na temat wielkich pieniędzy wydanych dla dziewcząt.
- A, postawa tego rodzaju... Rozumiem.
- Nie sądzę, żeby miało to jakieś znaczenie.
- Prawdopodobnie nie, ale jednak zanotuję to sobie.
- No i dookoła Wojtek - powiedział Bond, kiedy Ann wyszła. - Wałkuje się wciąż te same rzeczy! Na miłość boską, miejmy nadzieję, że wydostaniemy coś ze służby.
Ale od służby uzyskali niewiele.
- Nie ma mnie po co pytać, młody człowieku - oświadczyła pani Gibbons, kucharka. - Po pierwsze nie słyszę, co mówisz, a po drugie nic nie wiem. Poszłam spać wieczorem i spałam bardzo mocno. W ogóle nie słyszałam całego zamieszania. Nikt nie obudził mnie, żeby mi powiedzieć
|
WÄ
tki
|