ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
.. Wiele z
owych przedmiotów przeszło przez antykwariaty i domy aukcyjne, zanim zdołano
zinwentaryzować to, co zaginęło bądź zostało skradzione.
- Nie wydaje mi się prawdopodobne, aby kolekcjoner chciał płacić ciężkie
pieniądze za obiekt, o którym dobrze wie, że został skradziony - stwierdził Sandecker. - Z
pewnością nie mógłby go wyeksponować bez ryzyka wpadki i aresztowania. Cóż więc miałby z
takim fantem począć?
- Można to nazwać psychologiczną odchyłką - odrzekł Ragsdale - ale i ja, i
Gaskill potrafimy wyrecytować z pamięci dowolną liczbę przypadków, kiedy kolekcjoner
trzyma gorące dzieło sztuki w sejfie czy tajnym lochu, aby raz dziennie czy raz na
dziesięć lat pogapić się na nie miłosnym wzrokiem. I nic go nie obchodzi, że nie może
pochwalić się nim przed bliźnimi. Raduje go świadomość, że ma coś, czego nie posiada nikt inny.
Gaskill pokiwał głową.
- Namiętność kolekcjonerska prowadzi czasem do makabrycznych poczynań. Nie
dość, że profanuje się indiańskie groby, aby wydobyć z nich, a później sprzedać
czaszki i zmumifikowane ciała... Znane są przypadki zbieraczy pamiątek z wojny secesyjnej,
którzy w poszukiwaniu konfederackich i unionijnych klamer do pasów rozkopują cmentarze
chwały narodowej.
- Ponury aneks do historii ludzkiej chciwości - powiedział z zadumą Sandecker.
- Historie o rabunkach grobów można by snuć bez końca - podjął Ragsdale - a
szczątki zmarłych z każdej rasy i kultury, poczynając od kości neandertalczyków, bywają
traktowane jak bezużyteczny chrust. Wobec perspektywy zysku spokój zmarłych przestaje mieć
jakiekolwiek znaczenie.
- Kolekcjonerzy, z racji swej nienasyconej żądzy posiadania antyków, stają się
też podstawowymi ofiarami wszelkich oszustw - wtrącił Gaskill. - Stwarzany przez
nich olbrzymi popyt dał impuls niebywałemu rozkwitowi lukratywnej branży fałszerskiej.
Ragsdale żywo przytaknął.
- Nie poddane odpowiednim badaniom kopie, mogą bezkarnie krążyć po rynku. Wiele
szacownych muzeów eksponuje dzieła sztuki i nikt nie zdaje sobie sprawy, że to
podróbki. Nie ma kustosza czy też kolekcjonera, który przyznałby się bez bicia, że dał się
nabrać przez fałszerza, bardzo niewielu ekspertów natomiast potrafi wykrzesać z siebie dość
odwagi cywilnej, aby oświadczyć, że potwierdzili swym podpisem autentyczność wątpliwego
obiektu.
- I najsłynniejsze dzieła sztuki nie stanowią tu wyjątku - przejął pałeczkę
Gaskill. - Obaj z agentem Ragsdale'em znamy wypadki, kiedy takie czy inne arcydzieło
zostało najpierw skradzione, później skopiowane przez specjalistów, a wreszcie,
pokrętnymi kanałami, "zwrócone" w zamian za znaleźne i gratyfikację od firmy
ubezpieczeniowej. Kustosz, nie mając bladego pojęcia, że wciśnięto mu kopię, z radością i ulgą w
sercu wieszał ją w swoim muzeum czy galerii.
- W jaki sposób dokonuje się dystrybucji i sprzedaży trefnych obiektów? -
zapytał Sandecker.
- Rabusie grobów i złodzieje dzieł sztuki wykorzystują do sprzedaży łupów
czarnorynkową siatkę handlarzy, przy czym ci wykładają pieniądze i dobijają
transakcji przez swoich agentów, pozostają zatem anonimowi.
- Czy nie dałoby się do nich dotrzeć śledząc odgałęzienia siatki?
Gaskill pokręcił głową.
- I dostawcy, i dystrybutorzy działają w sposób tak zakamuflowany, iż żadnym
cudem nie potrafimy dotrzeć do ludzi na szczycie tej przestępczej piramidy.
- Ponieważ w niczym nie przypomina to typowego śledztwa w sprawie o narkotyki -
uzupełnił Ragsdale - gdzie od ćpuna możemy dojść do detalisty, od detalisty do
hurtownika, stąd zaś, po kolejnych szczebelkach drabiny, do baronów narkotykowych, w
przeważnej mierze prymitywnych kmiotków, którzy nie zawracają sobie głowy ukrywaniem
własnej tożsamości i sami często biorą. Tu musimy wetrzeć się intelektualnie z doskonale
wykształconymi facetami o znakomitych układach w świecie wielkiego biznesu i
polityki. Są przenikliwi i sprytni. Poza wyjątkowymi i doprawdy bardzo rzadkimi przypadkami
nie dokonują transakcji osobiście. Ilekroć podejdziemy do nich za blisko, chowają
się w skorupach i otaczają falangami najdroższych adwokatów, żeby zablokować nasze
śledztwo.
- Czy zatem możecie się poszczycić jakimikolwiek sukcesami? - zaciekawił się
Sandecker.
- Zwinęliśmy kilku pomniejszych, działających na własną rękę handlarzy - odrzekł
Ragsdale. - No i obie nasze agencje odzyskały sporo skradzionego towaru, po
części przechwyconego podczas transportu, po części - u nabywców, którzy zresztą prawie
nigdy nie trafiają do więzienia, bo utrzymują, iż nie mieli pojęcia, że kupują przedmioty
skradzione. To jednak, cośmy odnaleźli, jest zaledwie ułamkiem procenta zagrabionej całości.
Bez solidnych dowodów nie jesteśmy w stanie powstrzymać nielegalnego obrotu dziełami sztuki.
- Wygląda więc na to, że przeciwnik bije was na głowę strategią i uzbrojeniem -
stwierdził Sandecker.
- I nawet nie staramy się tego ukryć - przytaknął Ragsdale.
Sandecker przez chwilę kołysał się w swym obrotowym fotelu, trawiąc słowa obu
agentów.
- W czym NUMA mogłaby okazać się panom pomocna? - zapytał wreszcie.
Gaskill przechylił się przez biurko.
- Sądzimy, że stworzył pan niepowtarzalną szansę, nieświadomie koordynując swoje
poszukiwania skarbu Huascara z akcją największego na świecie syndykatu
zajmującego się obrotem trefnymi dziełami sztuki.
- Zolar International.
- Tak, rodzinnej firmy, której macki sięgają w każdy zakątek branży
|
WÄ
tki
|