ďťż

Trégomain wraz z Julianem podziwiali te prześliczne widoki, ale zdaje się, że nie zatarły one w ich umyśle wspomnienia spokojnych wybrzeży ukochanej rzeki Rance...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W pobliżu La Calle okręt, oddalając się nieco od tunetańskiego brzegu, skierował się ku przylądkowi Bon. Wieczorem dnia 5 marca wzgórza Kartaginy odrysowały się wyraźnie na jasnem tle nieba, podczas gdy słońce zachodziło wśród mgły. Pogoda dosyć sprzyjała; niekiedy padał deszcz, ale horyzont wyjaśniał się wkrótce. Wyspy ukazywały się tu na powierzchni morza i znowu znikały w jego falach, jak na przykład wyspa Santorin i wiele innych, nieznanych nawet z nazwiska. To też Julian miał słuszność, gdy się odezwał do wuja: – Jakie to szczęście, że Kamylk-Pasza nie wybrał jednej z wysepek, znajdujących się w tej stronie, na przechowanie swego skarbu! – Prawda, że to wielkie szczęście, potwierdził pan Antifer. I pobladł na samą myśl o tem, że jego wysepka mogła być jedną z tych, którą podziemne siły wynoszą ponad powierzchnię fal morskich. Na szczęście w zatoce Oman nie przytrafiają się podobne wypadki. Dno morskie nie podlega tam podobnym wstrząśnieniom i można było być pewnym, że wysepka znajduje się na tym samym miejscu, gdzie określały jej położenie wskazówki geograficzne. Minąwszy Maltę, Steersman zbliżył się do brzegów Egiptu. Kapitan Ryx dostrzegał już Aleksandryę. Potem, gdy minęli sieć ujść Nilowych, które roztaczają się jak wachlarz pomiędzy Rosettą i Damiettą, okręt zawinął do Port-Sa?d rano dnia 7 marca. Wtedy budowano dopiero kanał Suezki, którego otwarcie nastąpiło zaledwie w roku 1869. Okręt musiał się więc zatrzymać w Port-Sa?d. Tu na wązkiem, piasczystem wybrzeżu, ciągnącem się pomiędzy morzem, kanałem i jeziorem Menzaleh, wznoszą się domy zbudowane w guście europejskim. Dokoła widać wspaniałe budowle, piękne wille i malownicze domki. Ziemię, wydobytą przy kopaniu kanału, zużyto do zasypania części bagna, na którem wzniosło się miasto; niczego tu nie brak: jest kościół, szpital i fabryki okrętów. Malownicze budowle wznoszą się nad morzem Śródziemnem, a jezioro zasiane jest mnóstwem zielonych wysepek, pomiędzy któremi krążą łodzie rybackie. Pan Antifer i jego towarzysze rozstali się serdecznie z kapitanem Ryx i podziękowali mu, że ich przyjął na pokład swego statku, a nazajutrz wyjechali koleją żelazną, która łączyła wtedy Port-Sa?d z Suezem. Podróżni nasi żałowali bardzo, że kanał Suezki nie był jeszcze skończony, gdyż ta przeprawa byłaby bardzo zajęła Juliana, a Gildas Trégomain mógłby się był łudzić, że znajduje się na falach rzeki Rance i że płynie wśród jej krętych wybrzeży. Złudzenie jego jednak psułby widok jezior Gorzkich, które bynajmniej nie są podobne do okolic Dinan i Dinard. Pan Antifer najmniej zachwycał się cudami natury i dzieł ludzkich; dla niego na całym świecie istniała tylko jedna wysepka w zatoce Oman, która pociągała ku sobie i hypnotyzowała wzrok jego. Nie zwrócił nawet uwagi na miasto Suez, które zajmuje tak ważne stanowisko geograficzne, lecz wysiadając z wagonu, spostrzegł natychmiast dwóch ludzi, z których jeden kłaniał się kilkakrotnie, a drugi zachowywał powagę właściwą mieszkańcom Wschodu. Byli to Ben-Omar i Nazim. Rozdział XI Tak więc wykonawca testamentu Kamylk-Paszy, Ben-Omar, i jego dependent stawili się na umówionem miejscu. Można się było spodziewać, że nie zapomną o terminie. Już od dni kilku byli w Suez i czekali z wielką niecierpliwością. Ale na dany przez pana Antifera znak ani Julian, ani Gildas Trégomain nie ruszyli się z miejsca. Wszyscy trzej wydawali się bardzo zajęci rozmową. Ben-Omar przysunął się do nich, przybierając zwykłą swą uniżoną postawę. Lecz pan Antifer udawał, że go nie widzi. – Nareszcie przybywasz pan, odezwał się Egipcyanin, starając się nadać głosowi dźwięk jak najprzyjemniejszy. Pan Antifer odwrócił głowę i popatrzył na niego badawczo, jakby go nie poznał. – Panie… to ja… to ja… powtarzał, kłaniając się notaryusz. – Co za ja? zapytał pan Antifer. Dobrze, że nie dodał jeszcze: – Czego chce ode mnie ten cudak?… ta zasuszona mumia? – Ależ to ja, Ben-Omar… notaryusz z Aleksandryi… Czy pan mnie nie poznaje? – Czy my znamy tego pana? zapytał pan Antifer, zwracając się do swoich towarzyszy podróży. – Zdaje mi się, że znamy, odpowiedział Gildas Trégomain, który się litował, patrząc na pomięszanie notaryusza. Jeżeli się nie mylę, pan nazywasz się Ben-Omar, z którym mieliśmy przyjemność spotkać się w Saint-Malo… – Prawda, masz słuszność, odpowiedział pan Antifer, jak gdyby dopiero w tej chwili poznał zjawiającą się przed nim postać. Przypominam sobie… Bon-Omar? czy Ben-Omar? – Tak, to ja nim jestem właśnie… – A cóż pan tu robisz? – Jak to co robię? Czekam przecież na pana, panie Antifer!… – Pan czekasz na mnie? powtórzył pan Antifer z doskonale udanem zdumieniem. – Bez wątpienia… Czy pan zapomniałeś, że mieliśmy się spotkać w Suezie? – Spotkać? A to w jakim celu? pytał znowu pan Antifer, odgrywając wybornie swą rolę. – W jakim celu?… Ależ testament Kamylk-Paszy… te miliony… wysepka… – Zdaje mi się, że mógłbyś pan powiedzieć: moja wysepka, przerwał pan Antifer. – No, tak, pańska wysepka… widzę, że pamięć wraca panu po trosze. Wszak w testamencie położono warunek, abym ja… – Wiem już, wiem, panie Ben-Omar. Żegnam pana! Nie powiedział „do widzenia” i ruchem ręki dał znak towarzyszom, ażeby poszli za nim. Ale notaryusz zatrzymał go jeszcze. – Gdzie panowie zamieszkają podczas swego pobyt w Suezie? zapytał. – W pierwszym lepszym hotelu, mruknął pan Antifer. – A może w tym samym hotelu, gdzie mieszkam ja z moim dependentem Nazimem? – Czy w tym, czy w innym, wszystko jedno! Nie warto się o to troszczyć na te dwadzieścia cztery godziny jakie mamy przepędzić tutaj. – Dwadzieścia cztery godziny? powtórzył z niepokojem Ben-Omar
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.