ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Chrzanię! - mruknął z głębokim przekonaniem i podniósłszy się ciężko z fotela
poczłapał
w stronę basenu. Było naprawdę upalnie.
- Na jaki temat, szefciu? - zapytała leniwie Ewa, nie podnosząc głowy z
ręcznika.
- Nie podsłuchuj, kiedy starsi myślą.
- Starsi muszą mieć bogate myśli - odparła strasznie poważnie, podnosząc się
jednocześnie
na łokciach. Przez chwilę przyglądała się, jak Olaf ściągał szlafrok i maczał
nogę w wodzie,
sprawdzając jej, temperaturę.
- Nudysta - stwierdziła tonem oznajmiającym.
- Co to znaczy? Czyżby tubylcy znów coś wymyślili? Nie czytałem tego w
raportach.
Tym razem Ewa raczyła podnieść się cała i kręcąc z politowaniem głową powoli
skierowała
się w jego stronę.
- To słówko ziemskie - zaczęła tonem profesorskim pochodzi nie wiem z którego
wieku.
Strasznie stare. Oznacza ludzi, którzy opalają się nago. Tak jak my. Meda mi o
tym powiedziała -
zakończyła bardzo dumna z siebie.
Przez chwilę Olaf nic nie mówił, ponieważ był zbyt zdumiony, że dziewczyna
oderwała się
bez przeszkód od swego ręcznika. Poza tym... zawsze nie mógł przez dłuższą
chwilę nic
powiedzieć, kiedy tak patrzył na nią w całej okazałości. Piękna bestia -
pomyślał. Wolał jednak nie
wdawać się w żadne historie miłosne ze swoimi podwładnymi. Zwłaszcza z jedną.
Tylko że w
takich sytuacjach musiał się mocno brać w garść, żeby nie sprzeniewierzyć się
swoim zasadom.
Być może któregoś dnia zasady te wydadzą mu się głupie. Wtedy... tym gorzej dla
zasad. Ale
jeszcze nie dziś.
- To jakaś bzdura! - rzekł, starając się nadać głosowi obojętne brzmienie. -
Poza tym, jeżeli
dobrze zrozumiałem, to oboje jesteśmy nudystami, prawda?
- Zgadza się - Ewa ciągle zbliżała się w jego stronę.
- No! Do wody, zanim podpatrzą nas tubylcy! - powiedział trochę szybciej i
bardziej
stanowczo niżby należało.
- Trzeba było nie programować im takiej pruderii - odparła, patrząc mu w oczy.
Były w tych oczach niepokojące iskierki drwiny, przebijające nawet przez
okulary. Tak
jakby doskonale zdawała sobie sprawę z jego rozterek i co więcej, jakby się tym
nieźle bawiła. Olaf
wolał nie przeciągać struny. Odwrócił się i szybko skoczył do wody. Jeszcze w
locie dobiegł go jej
śmiech. Radosny, swobodny, śmiech zadowolenia. Zaraz jednak pogrążył się w
chłodnej cieczy i
długo nurkował.
Kiedy wypłynął, jej już nie było na brzegu. Coś natomiast wolno płynęło w jego
stronę.
Coś? Raczej ktoś. W połowie drogi Ewa zatrzymała się i powoli przebierając
nogami stanęła w
miejscu.
- Przypominam ci, że za godzinę mamy być u Narbona na koncercie - powiedziała
mimochodem i znowu zaczęła płynąć.
Olaf popłynął także, tylko że w drugą stronę. Musiał się przecież choć trochę
przygotować.
Zawsze tak robił, idąc na spotkanie z tubylcami. Uczciwie jednak przyznawał, że
te parę minut
mógłby jeszcze pobyć w wodzie.
*
Kiedy już był w swoim pokoju i kończył się ubierać, przyszło mu na myśl, że
przecież nie
musiał jej brać ze sobą. Przez chwilę kontemplował to osiągnięcie własnego
intelektu z
niepokojem. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Ale zaraz się uspokoił. Przypomniał
sobie, że z
reguły zawsze dochodził do tej myśli w czasie wspólnego pobytu z Ewą. Widać miał
w sobie coś z
masochisty.
- Jeszcze się nie ubrałeś? - dobiegł go nagle jej głos. Mamy przecież tylko pół
godziny
czasu, a nie wypada, żeby dwoje szlachetnie urodzonych spóźniało się z wizytą do
innego
szlachetnie urodzonego - dokończyła naśladując świetnie monotonny głos Jansena,
komendanta
Stacji.
- Nigdy nie nauczysz się pukać? - udało mu się to powiedzieć z prawie szczerym
ubolewaniem.
- A muszę? - zapytała z przekornym uśmiechem.
Oczywiście, że nie musiała. Olaf o tym świetnie wiedział i ona wiedziała, że on
wie itd.
Można to było odmieniać we wszystkich przypadkach i zawsze trafić w dziesiątkę.
Toteż nie
odpowiedział na jej zaczepkę, tylko pochylił się nad intercomem i połączył z
dyspozytornią.
- Proszę o dwuosobową lektykę z czterema nosicielami i sześcioma robotami
ochrony!
- Polecenie przyjęte. Dostawa za dziewięćdziesiąt sekund - odpowiedział
metalicznym
głosem komputer.
- A czy to wypada, żeby szlachetnie urodzony Olaf ze swoją szlachetnie urodzoną
siostrzenicą włóczył się z sześcioma robotami ochrony, niczym jacyś wulgarni
marszandzi? -
usłyszał lekko drwiący głos Ewy.
- Racja - odparł krótko i ponownie pochylił się nad intercomem. - Zmieniam
polecenie.
Proszę o dwanaście robotów ochrony!
- Przyjęte.
- Dziękuję szefie. Poczekaj na mnie przy wyjściu! Zrobię ci w zamian małą
niespodziankę -
mruknęła Ewa i bezszelestnie ulotniła się z pokoju.
*
- Teraz ona się guzdrze - mruknął z rozdrażnieniem, przekręcając się któryś już
raz z kolei
na niewygodnym posłaniu lektyki. Pomyślał, jak zwykle zresztą w takich
sytuacjach, że trzeba
będzie coś zrobić z obyczajami tubylców
|
WÄ
tki
|