ďťż

O, cóż za zdumiewająca substancja! Strużek pokiwał głową...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Z tym rzeczywiście mógł się zgodzić. - Ale ciężar, zgodnie ze znakomitym dowodem Ferumiksa, jest wartością względną - ciągnął profesor. - X równa się y + z przez pi, gdzie x oznacza wagę, y powierzchnię kryształu, a z jego przejrzystość. - Zmarszczył brwi. - A może raczej promienistość? Strużek obserwował go z niepokojem. Czy te rozważania są dowodem na przytomność profesora, czy też jest to bezsensowny bełkot? - Bardzo tu tego dużo - zauważył, rozglądając się. - W rzeczy samej! - wykrzyknął profesor. Odwrócił się sztywno, by spojrzeć na chłopca. -1 zamierzam to wszystko przeliczyć, co do kryształka, by ustalić, ile Wielkich Burz trzeba było do osiągnięcia takich ilości substancji i jak wiele czasu to zajęło. Całe wieki. Całe tysiąclecia - szepnął z szacunkiem. - Całe eony... Strużek pokręcił głową. Niepokoiły go te wzmianki o upływie czasu. Powietrze falowało, z czarno-białych plam cieni dochodziły odgłosy. Były łagodne, kojące. Kuszące... - Jesteś Strużek - mruczały. - Masz szesnaście łat. Jak wiele już widziałeś i dokonałeś w tak krótkim czasie... Kiedy Strużek dłużej spoglądał w migotliwe romby światła i cienia, widział w nich znane sceny, znane miejsca i ludzi. Czuprynian, dębowy elf, który nadał mu imię. Szurbur, jego sąsiad z wioski leśnych trolli. ”Łowca Burz” i piraci. I pokoik na zapleczu gospody Pod Mordrzewiem. Matka Piórklaczyna, Gacjan... Chmurny Wilk. - Wieczna Mroczna Puszcza ma ci jeszcze wiele do podarowania - mruczały sennie głosy. Strużek wpatrzył się w twarz, zawieszoną tuż przed nim. - Ojcze... - szepnął i zrobił parę kroków w jej stronę. Ulotna postać Chmurnego Wilka cofała się, pozostając zawsze nieco poza zasięgiem jego ręki. - Dalej niż sądzisz - odezwała się niskim dźwięczny głosem. - Ale zostań tutaj na chwilę. Szukaj mnie, a odnajdziesz. Kiedyś mnie odnajdziesz. Tylko nie przestawaj szukać, a kiedyś... - Nie! - krzyknął Strużek. - Nie jesteś moim ojcem! Nie jesteś prawdziwy! Chwycił miecz dłonią w rękawicy i wyciągnął go z pochwy. - Zostaw mnie, ty... cosiu! - krzyknął i zaczął gorączkowo Wywijać mieczem. Powietrze zatrzeszczało i zmatowiało. Twarze cofnęły się. Zaczęły stroić szydercze miny i pokazywać mu język. - Mam tu zostać? Nigdy! - krzyknął. -...zostać... - Precz! -...precz... I znikły, a Strużek zobaczył przed sobą zmartwione oczy Profesora Światła, który mocno trzymał go za ramiona. - Słyszysz mnie, chłopcze?! - krzyknął. - Strużku! - Tak, słyszę. Och, profesorze - jęknął chłopiec. - Jeśli wkrótce nie odejdę z Mrocznej Puszczy, będę tu musiał zostać na zawsze. - Mocniej chwycił rękojeść miecza i uniósł go w powietrze. - Kolcer! Bełkot! Zygwint! Gdzie jesteście? Jego głos wsiąkł w gęste powietrze jak w gąbkę. Strużek zwiesił głowę. To bez sensu. Bez sensu... ale zaraz! Przechylił głowę na bok. - Co? - spytał profesor. - Ćśśś! - odsyknął i zamknął oczy. Znowu to usłyszał - żałosne, ciche, lecz nie dające się z niczym pomylić jodłowanie banderzwierza. W dzieciństwie Strużek często nasłuchiwał nocą nawoływań tych potężnych stworzeń, które porozumiewały się poprzez wielkie połacie Kjesoboru. O ile wiedział, w Mrocznej Puszczy nie było żadnych banderzwierzy - oprócz jednego. - Bulgot! - krzyknął i odpowiedział jodłowaniem, najlepszym, na jakie potrafił się zdobyć: - Uaaa! - Uaaa! - rozległa się odpowiedź, już znacznie głośniejsza. Strużek chwycił miecz, na wszelki wypadek, i zaczął biec. - Uch-uch! - zawołał gorączkowo. - Uch-uch! - Wołanie dochodziło już z całkiem bliska. Zaraz potem rozległ się trzask łamanych gałęzi i z płynnych cieni wypadł Bełkot we własnej osobie, olbrzymi banderzwierz albinos. - Bełkot! - krzyknął Strużek. - Uchek! - ryknął banderzwierz i padli sobie w ramiona. - Już się bałem, że nigdy cię nie zobaczę - odezwał się w końcu chłopiec, uwalniając się z potężnych objęć. Zaraz potem zdał sobie sprawę, że nie są sami. Tak jak Profesor Światła towarzyszył jemu, Bełkotowi towarzyszyła reszta załogi. Strużek otarł oczy i uśmiechnął się do otaczających go rozradowanych twarzy. - Grot! Kolcer! Zygwint! Pilot! Jak dobrze was widzieć! - Moje serce się raduje, że tobie także się nic nie stało, paniczu - powiedział Grot. - Myślałem... Mieliśmy nadzieję, że będzie z tobą kapitan. Strużek pokręcił głową. - Chmurny Wilk nie chciał opuścić ”Łowcy Burz”. Kiedy go widziałem po raz ostatni, odzyskał panowanie nad statkiem i skierował go w sam środek Wielkiej Burzy. - Dobry stary kapitan - rzekł Grot. - Najdzielniejszy pirat, jakiego znam, i niech mnie piorun spali, jeśli to nieprawda. Wkrótce znowu się spotkamy. Zobaczycie, że tak będzie! Strużek pokiwał głową, ale nie rzekł ani słowa. Nie pora opowiadać o świetlistej kuli wokół statku ani o wybuchu, który nastąpił potem. Nie ma sensu rozwiewać nadziei piratów. Z drugiej strony oczekiwanie w Mrocznej Puszczy na powrót kapitana mogłoby zakończyć się tragicznie. Profesor Światła przyszedł mu z pomocą. - Musicie stąd odejść jak najszybciej - powiedział. Piraci spojrzeli na niego ze zgrozą. - Bez kapitana? - zdumiał się Grot. - Nie potrafimy określić, gdzie on jest. A na czas jego nieobecności proponuję wybrać nowego kapitana. Kogoś, komu wszyscy przysięgniemy posłuszeństwo i kto wyprowadzi nas z Mrocznej Puszczy. Grot zaszurał niezdarnie nogami. - Kogo? - burknął. - Oczywiście Strużka - odparł profesor. - Kogóż by innego? Jako syn i spadkobierca kapitana... Piraci otworzyli szeroko oczy. Grot Pędziwoda pokręcił głową. - Syn i spadkobierca? Strużek? Niemożliwe. - Wątpisz w moje słowa? - rzucił profesor cierpko. - Nie... Tak... To znaczy... - Quintinius... to znaczy Chmurny Wilk... sam mi o tym powiedział. Dlatego chciał zostawić chłopaka w Podmieście. Dla jego bezpieczeństwa. Grot gwizdnął przez zęby. - Przypomniało mi się, jak kiedyś kapitan opowiadał nam, że urodziło mu się dziecko. Musiał je zostawić w strasznym Kresoborze... Spojrzał na Strużka, który skinął głową. - To dziecko to ja. Grot przyglądał mu się w rozterce. Nagle wyjął miecz, uniósł go i przykląkł. - Kapitanie Strużku, synu Chmurnego Wilka, tobie powierzam moje życie. Kolcer, Zygwint Żelazna Szczęka i Pilot Kamienia poszli za jego przykładem. Strużek poczerwieniał
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.