ďťż

Nie cierpię niektórych fasad kin, szczególnie w Hiszpanii...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Są one niekiedy ohydnie ekshibicjonistyczne. Na ich widok ogarnia mnie wstyd i przyspieszam kroku. Lubię gagi typu ciastko z kremem, zwane po hiszpańsku pastelazo. Wiele razy odczuwałem dużą pokusę, by wprowadzić do któregoś z moich filmów scenę z pasteiazo. Zawsze w ostatniej chwili rezygnowałem. Szkoda! Uwielbiam przebieranki i to od dzieciństwa. W Madrycie przebierałem się czasem za księdza i spacerowałem w tym stroju po ulicach — wykroczenie podlegające karze pięciu lat więzienia. Przebierałem się też za robotnika. W tramwaju nikt na mnie nie patrzył. Wszyscy przecież wiedzieli, że nie istnieję. Z jednym z moich przyjaciół, było to też w Madrycie, lubiliśmy odgrywać paletos, nieokrzesanych chłopków. Szliśmy do gospody, a ja mówiłem do właścicielki przymrużywszy oko: „Niech pani poda mojemu przyjacielowi banana, to coś pani zobaczy". Brał go i zjadał nie obierając. Kiedyś, będąc w przebraniu oficera, zbeształem dwóch artylerzystów, którzy mi nie zasalutowali, i odesłałem ich do oficera dyżurnego. Innym znowu razem wraz z Lorką, który też był w przebraniu, spotkaliśmy młodego, znanego wówczas poetę (zmarł on bardzo młodo). Federico zaczął mu wymyślać. Tamten nas nie rozpoznał. W wiele lat później, kiedy Louis Malle kręcił w Meksyku Viva Maria w wytwórni Churubusco, gdzie wszyscy mnie znają, włożyłem zwykłą perukę i poszedłem w stronę planu. Minąłem się z Louis Malle'em, a on mnie nie poznał. Zresztą nikt mnie nie poznał, ani zaprzyjaźnieni technicy, ani Jeanne Moreau, z którą już kiedyś kręciłem, ani nawet mój syn Jean-Louis zatrudniony jako asystent. Przebieranie się jest pasjonującym doświadczeniem, które śmiało polecam, bo pozwala zobaczyć inne życie. Kiedy jesteście przebrani na przykład za robotnika, sprzedawca odruchowo podaje wam najtańsze zapałki. W drzwiach nikt was nie przepuści. Dziewczyny w ogóle na was nie patrzą. Ten świat nie dla was jest stworzony. Śmiertelnie nienawidzę bankietów i wręczania nagród. Te zaszczyty dość często stawały się powodem pociesznych incydentów. W roku 1978 w Meksyku minister kultury wręczył mi państwową nagrodę w dziedzinie sztuki, wspaniały złoty medal, na którym moje nazwisko zostało wyryte jako Buńuelos, co po hiszpańsku znaczy pączki. W ciągu nocy błąd został poprawiony. Kiedy indziej, w Nowym Jorku, pod koniec straszliwego bankietu wręczono mi jakiś dokument na pergaminie bogato zdobionym, w którym było napisane, że przyczyniłem się w sposób „niewspółmierny" do rozwoju współczesnej kultury. Do słowa „niewspółmierny" dostał się niestety błąd ortograficzny, i znowu trzeba było poprawiać. Zdarzyło mi się kilkakrotnie popisywać publicznie, na przykład podczas festiwalu w San Sebastian z okazji nie wiem już jakiego „składania hołdu", żałuję tego. Szczyt ekshibicjonizmu osiągnął Clouzot, kiedy zwołał dziennikarzy, by im obwieścić, że się nawrócił. Lubię regularność i miejsca, które znam. Do Toledo czy Segowii jeżdżę zawsze tą samą drogą. Zatrzymuję się w tych samych miejscach, oglądam i jem to samo. Kiedy mi proponują podróż do dalekiego kraju, na przykład do New Delhi, odmawiam zawsze mówiąc: „A co ja będę robił w New Delhi o trzeciej po południu?" Lubię śledzie w oleju przyrządzone na sposób francuski i sardynki w sosie escabeche na sposób aragoński, marynowane w oliwie z czosnkiem i tymiankiem. Lubię także wędzonego łososia, kawior, ale na ogół moje upodobania kulinarne są zwyczajne, mało wyszukane. Nie jestem smakoszem. Jajecznica z dwóch jajek z chorizo daje mi więcej szczęścia niż wszystkie „langusty a la królowa Węgier" czy jakieś tam „tymbalito z kaczki w sosie chambord". Nie cierpię nadmiaru informacji. Czytanie gazety jest rzeczą najbardziej przygnębiającą na świecie. Gdybym był dyktatorem, ograniczyłbym prasę do jednego dziennika i jednego tygodnika i oba byłyby ściśle cenzurowane. Cenzurę tę stosowano by tylko do informacji, pozostawiając swobodę w wyrażaniu opinii. Informacja-spektakl to hańba. Ogromne tytuły — w Meksyku biją one wszelkie rekordy — i sensacyjne nagłówki przyprawiają mnie o mdłości, Wszystkie te okrzyki na temat nędzy, po to jedynie, żeby sprzedać trochę więcej papieru! Po co to? Zresztą jedna wiadomość wypiera drugą. Pewnego dnia, podczas festiwalu w Cannes, czytam na przykład w „Nice-Matin" niezwykle interesującą informację (przynajmniej dla mnie): usiłowano wysadzić w powietrze jedną z kopuł Sacre-Coeur na Mont-martrze. Nazajutrz, chcąc dowiedzieć się czegoś o sprawcach tego nowego haniebnego wyczynu, poznać jego motywy, pochodzenie, kupuję tę samą gazetę. Szukam: ani słowa. Porwanie jakiegoś samolotu wyparto Sacre-Coeur. Nigdy już do tego nie wrócono. Lubię obserwować zwierzęta, zwłaszcza owady. Ale nie interesuje mnie ich fizjologia ani szczegóły anatomii. Lubię po prostu obserwować ich obyczaje. Żałuję, że w młodości trochę polowałem. Nie lubię żadnych posiadaczy prawdy. Nudzą mnie i boję się ich. Jestem antyfanatykiem (fanatycznym). Nie lubię psychologii, analizy i psychoanalizy. Oczywiście mam wspaniałych przyjaciół pośród psychoanalityków i niektórzy z nich interpretowali moje filmy ze swego punktu widzenia. Niech im będzie. Z drugiej strony, nie muszę chyba tłumaczyć, że lektura Freuda i odkrycie podświadomości wiele mi w młodości przyniosły. Jednakże, podobnie jak psychologia, dyscyplina według mnie czysto teoretyczna, której ludzkie zachowanie stale zaprzecza i która okazuje się całkowicie bezużyteczna, gdy trzeba w bohaterów dzieła tchnąć życie, również i psychoanaliza wydaje mi się terapią przeznaczoną wyłącznie dla pewnej klasy społecznej, pewnej kategorii osobników, do której nie należę. Zamiast rozwodzić się nad tym, zadowolę się jednym przykładem. Podczas drugiej wojny światowej, kiedy pracowałem w Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku, przyszedł mi do głowy pomysł zrobienia filmu o schizofrenii, jej pochodzeniu, rozwoju, leczeniu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.