ďťż

Na ogół starania ich były bezskuteczne, a stare byki, słysząc w pobliżu zbyt natarczywe porykiwanie młodzika, przeganiały go szybko swą imponującą postawą lub...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dorosłe byki przeważnie wychodziły z tych walk zwycięsko. W okresie rykowiska spokojne i zwykle nieskore do walki samce stawały się agresywne i niecierpliwe, z byle powodu gotowe były napadać na rywali. Właśnie tę ich właściwość łowcy zamierzali wykorzystać. Brodaty umiał naśladować głos ryczącego jelenia. Czynił to tak łudząco, że słyszący go byk z reguły porzucał chmarę łań i chcąc rozprawić się z domniema- nym intruzem, rozjuszony, szedł za jego głosem. W plemieniu każdej jesieni w ten właśnie sposób po- lowano na jelenie. Wyznaczony łowca wabił i prowokował byka głosem, a inni łowcy, ukryci bezpiecznie na drzewach, ciskali w niego dzidy. Od czasu opuszczenia gromady Brodaty nie polował w ten sposób. Było to dla niego przedsięwzięciem zbyt niebezpiecznym i zbyt mało mającym szans powodzenia, on bowiem musiałby wabić i prowokować jelenia, a Mały, do ubiegłego roku sięgający mu ledwie ramienia, powinien, siedząc na drzewie, jednym rzutem dzidy tak ugodzić zbliżającego się byka, by ten przestał być dla wabiącego niebezpieczny. A to nie udałoby się z pewnością. W tym polowaniu i na pomoc Grzywy Brodaty nie bardzo mógł liczyć, gdyż lękała się jeleni w porożu i nawet celnie trafionego byka sama nie była w stanie osaczyć i zatrzymać. Zdobywała się ledwie na to, by zbliżyć się do jelenia od tyłu, zagłębić kły w łydce i odskoczyć. Nie wystarczało to jednak, aby go unieruchomić i zatrzymać w miejscu. Zresztą dla jednej pary wilczych szczęk, nawet szczęk zaprawionych w łowach z watahą, osaczenie byka w pełnym porożu było trudne i niebezpieczne. Rudy — ojciec Grzywy, należał tu do nielicznych wyjątków. Dla Grzywy zadanie to byłoby tym trudniejsze, że nigdy nie polowała z wilczym stadem. Dotąd, nie licząc ptactwa i drobnicy leśnej, przynoszonej niekiedy szczeniętom, jej łupem była tylko zwierzyna wybrana i postrzelona przez Brodatego. A ten wybierał taką, z którą Grzywa mogła sobie poradzić, to znaczy powalić lub bodaj osaczyć do czasu, aż łowca nadbiegnie i wspomoże ją własną dzidą. Beznogi i Brodaty uznali więc, że teraz kiedy Mały i Dziewczyna podrośli i kiedy swymi lekkimi dzidami już sprawnie władają, zaś wśród ich wilków dwa są w pełni dorosłe, a dwa sporymi podrostkami, które znaczyły w łowach niemal tyle, co trzeci dojrzały wilk — że teraz polowanie z wabieniem na rykowisku po- winno się powieść. Beznogi wypatrzył trop chmary łań i towarzyszącego im potężnego byka. Znalazł też miejsce, w którym stado przybywało do błotnej kąpieli i wodopoju. Znajdowało się ono tam, gdzie gęsty drzewostan puszczy schodził w dół i sięgał samego brzegu Rozlewiska. Plan był następujący. Gdy wytropione stado ruszy w kierunku wodopoju, Brodaty, siedzący bezpiecznie w czółnie ukrytym wśród trzcin, zacznie naśladować ryk młodego jelenia. Rozjuszony stary byk ruszy zapewne przodem, by przegnać domniemanego intruza lub stawić mu czoło. Beznogi przygotował wysuszoną skórę jelenia i czaszkę z wieńcem i uczyniwszy z tego odpowiednią kukłę podwiesił ją na gałęzi. Umocował ją na drzewie stojącym najbliżej brzegu Rozlewiska, gdzie wśród przybrzeżnych trzcin miał się w czółnie ukrywać Brodaty, Beznogi przygotował sobie bezpieczne miejsce w rozwidleniu konarów ponad kukłą, tak aby pociągając za rzemień mógł z ukrycia poruszać jej rogami. Dziewczyna miała siedzieć na innym drzewie, nieco na uboczu i dalej od brzegu. W dłoni trzymać miała postronek uwiązany wokół karku Chudego, a ten leżeć miał u stóp drzewa, skryty za gęstym krzewem kruszyny. Gdyby wabiony byk spłoszył się, Chudy puszczony z postronka miał zabiec mu drogę i osaczyć w miejscu, aż nadbiegnie Grzywa i dwa młodziki, pozostające z Małym na drugim czółnie, ukrytym w zaroślach. Gdyby jednak rozjuszony byk ruszył w stronę kukły i wreszcie zbliżył się do niej, Beznogi rzuciłby w niego dzidę. Wtedy Chudy puszczony natychmiast z uwięzi zaatakowałby go pierwszy. A ponieważ działoby się to tuż u brzegu Rozlewiska, w pobliżu ukrytych czółen, pozostali uczestnicy polowania, nie wyłączając Grzywy i wilcząt, nadbiegliby szybko i włączyli się do akcji. Wszystko było ustalone i przysposobione. Wilki nie dostały swojej dziennej racji pokarmu, aby były lekkie, chybkie i skłonne do łowów. Czółna od wieczora stały już przygotowane. Uczestnicy nie kładli się wcale do snu. Zamierzali w środku nocy zająć wyznaczone miejsca i czekać, ale kiedy zbliżała się pora, by się tam udać, zmienił się naraz kierunek wiatru
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.