- Kolejna strona...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Tu mamy co¶ bardziej odpowiedniego. - Wyborna alpaka. - Istotnie, szanowny panie - powiedzia³ zaskoczony Pendel. - Z peruwiañskich Andów, ceniona za miêkko¶æ w dotyku i ró¿norodno¶æ naturalnych odcieni, ¿e pozwolê sobie zacytowaæ „Wool Record". No có¿, panie Osnard, prawdziwy z pana znawca. Przeciêtny klient nie mia³ zielonego pojêcia o materia³ach, wiêc Pendel by³ naprawdê dziwiony. - Ulubiony materia³ ojca. Kiedy¶ wprost za nim przepada³. Istnia³a dla niego tylko alpaka. - Kiedy¶? - Ju¿ nie ¿yje. Do³±czy³ do Braithwaite'a, tam, w górze. - Mogê tylko z ca³ym szacunkiem powiedzieæ, panie Osnard, ¿e pañski ojciec zna³ siê na rzeczy! - zawo³a³ Pendel, podejmuj±c ulubiony temat. - Moim zdaniem, a nie jestem w tych sprawach laikiem, alpaka to absolutnie najlepszy lekki materia³ na ¶wiecie. Zawsze tak by³o i bêdzie, je¶li wolno mi wyraziæ swoj± opiniê. Nie obchodz± mnie te wszystkie moherowe i czesankowe mieszanki. W³ókno alpaki jest farbowane, st±d ró¿norodno¶æ i bogaæ two kolorów. Alpaka jest czysta i elastyczna, ten materia³ oddycha. Nie podra¿ni najdelikatniejszej skóry. - Konfidencjonalnie dotkn±³ palcem ramienia Osnarda. -Wie pan, panie Osnard, na co przeznaczali j± niektórzy krawcy z Savile Row, ku ich wiecznej hañbie? -15- - Ciekawjestem. - Na podszewkê - o¶wiadczy³ z obrzydzeniem Pendel. - Zwyk³± podszewkê. To po prostu wandalizm. - Stary Braithwaite pewnie siê oburza³. - Jakby pan zgad³. „Harry - powiedzia³ raz do mnie (dopiero po dziewiêciu latach zacz±³ mi mówiæ po imieniu) - Harry, nawet z psem nie obszed³bym siê tak, jak oni z alpaka". To jego s³owa, jakbym go teraz s³ysza³. - Ja te¿. - Co pan powiedzia³? Pendel nagle sta³ siê uosobieniem czujno¶ci, a Osnard - wrêcz przeciwnie. Jakby nie zdaj±c sobie sprawy z wagi wypowiedzianych s³ów, nadal z zainteresowaniem przegl±da³ próbki. - Nie wiem, czy dobrze pana zrozumia³em, panie Osnard. - Stary Braithwaite ubiera³ mojego ojca. Dawno temu. By³em jeszcze szczeniakiem. Pendel wygl±da³ na zbyt wzruszonego, ¿eby cokolwiek powiedzieæ. Wyprostowa³ siê i uniós³ nieco ramiona jak stary wojak przy grobie nieznanego ¿o³nierza. Kiedy wreszcie odzyska³ mowê, odezwa³ siê zduszonym g³osem. - Nigdy bym... Proszê mi wybaczyæ. Co za niespodzianka. - Oprzytomnia³ trochê. -To pierwszy taki przypadek. Ojciec i syn. Dwa pokolenia klientów w P & B. Tego jeszcze nie by³o. Przynajmniej w Panamie. Od wyjazdu z Londynu. - Przypuszcza³em, ¿e bêdzie pan zaskoczony. Przez chwilê Pendel móg³ przysi±c, ¿e bystre, lisie oczy straci³y blask, zaokr±gli³y siê i pociemnia³y. Tylko w samym ¶rodku ¼renicy pozosta³ maleñki punkcik ¶wiat³a. Pó¼niej wydawa³o mu siê, ¿e punkcik nie by³ z³oty, lecz czerwony. Ale oczy szybko rozja¶ni³y siê na nowo. - Co siê sta³o? - zapyta³ Osnard. - Ca³y czas nie mogê wyj¶æ ze zdumienia, panie Osnard. „Zatka³o mnie", jak to siê teraz mówi. - Czas zatoczy³ ko³o, prawda? - Istotnie, szanowny panie. Czas toczy siê i zmiata wszystko na swojej drodze, jak mówi±- przyzna³ Pendel i wróci³ do katalogu z próbkami jak kto¶, kto szuka zapomnienia w pracy. Ale Osnard najpierw zjad³ ostatni± kanapkê z ogórkiem, poch³aniaj±c j± od razu ca³±. Potem strzepa³ okruchy z d³oni, pocieraj±c nimi kilka razy, póki nie uzna³, ¿e s± czyste. Przyjmowanie nowych klientów w P & B odbywa³o siê zgodnie ze sprawdzon± procedur±. Wybierano materia³ z katalogu, podziwiano ten sam materia³ w beli - Pendel nigdy nie pokazywa³ próbki, je¶li nie mia³ w zapasie wiêkszej ilo¶ci tkaniny - zdejmowano miarê w przymierzami, przegl±dano dodatki i towary w K±ciku Sportsmena, wychodzono na zaplecze, witano siê z Mart±, otwierano rachunek, wp³acano zaliczkê, chyba ¿e uzgodniono inaczej, i zapraszano za dziesiêæ dni na pierwsz± przymiarkê. Ale w przypadku Osnarda Pendel zdecydowa³ siê na odstêpstwo. Od stolika z próbkami wyprowadzi³ go na zaplecze ku konsternacji Marty, która zaszyta w kuchni czyta³a Ekologi± na kredyt, rzecz o wyrêbie tropikalnych lasów Ameryki Po³udniowej przy gor±cej aprobacie Banku ¦wiatowego. - Oto prawdziwy mózg firmy P & B, panie Osnard, choæ pewnie zabije mnie za te s³owa. Marto, to jest pan Osnard. O-S-N, potem A-R-D. Za³ó¿ panu kartê, kochanie, i zaznacz, ¿e to sta³y klient. Pan Braithwaite szy³ dla jego ojca. Jak imiê ³askawego pana? - Andrew - odpar³ Osnard i Pendel zauwa¿y³, ¿e Marta przygl±da mu siê, jakby us³ysza³a co¶ innego, a potem przenosi pytaj±ce spojrzenie na Pendela. Andrew?-powtórzy³a. Pendel pospieszy³ z wyja¶nieniem. - Chwilowo zamieszka³y w hotelu El Panama, Marto, za co winiæ nale¿y naszych panamskim budowlañców, ale wkrótce przenosi siê do... -16- - Punta Paitilla. - Naturalnie - rzek³ Pendel z uni¿onym u¶miechem, jak gdyby Osnard zamówi³ kawior. I Marta, niespiesznie zaznaczywszy stronê w ksi±¿ce, ponuro zanotowa³a podane szczegó³y, skrywaj±c siê za zas³on± czarnych w³osów. - Co jej siê sta³o? - zapyta³ cicho Osnard, gdy znale¼li siê z powrotem na korytarzu. - Wypadek, szanowny panie, i ma³o fachowa opieka medyczna. - Czemu j± pan u siebie trzyma? Klienci dostaj ± pewnie gêsiej skórki na jej widok. - Wrêcz przeciwnie, o czym mówiê z niek³aman± przyjemno¶ci±, szanowny panie -o¶wiadczy³ kategorycznie Pendel. - Marta jest ulubienic± naszych klientów. A za jej kanapki mo¿na daæ siê zabiæ. I ¿eby unikn±æ kolejnych pytañ o Martê i nie nara¿aæ siê na jej dezaprobatê, Pendel przyst±pi³ natychmiast do standardowego wyk³adu o orzechu tagua, który ro¶nie w lasach tropikalnych i jest traktowany przez ludzi wra¿liwych, o czym z przekonaniem zapewni³ Osnarda, jako udany substytut ko¶ci s³oniowej. - Czy wie pan, co obecnie wyrabia siê z tagui? - mówi³ z wiêkszym ni¿ zwykle entuzjazmem. - Ozdobne komplety szachowe? Punkt dla pana. Wyroby artystyczne? Znowu pan trafi³. Kolczyki, bi¿uteriê, ciep³o, coraz cieplej... co jeszcze? Jakie mo¿e byæ jeszcze tradycyjne zastosowanie, zupe³nie zapomniane w naszych czasach, które my tutaj w P & B, nara¿aj±c siê na pewne koszty, przywrócili¶my dla dobra naszych klientów i przysz³ych po koleñ? - Guziki - zasugerowa³ Osnard. - Oczywi¶cie, tak brzmi prawid³owa odpowied¼. Guziki. Dziêkujê panu -Pendel zatrzyma³ siê przed nastêpnymi drzwiami. - Nasze indiañskie pracownice - zapowiedzia³ przyciszonym g³osem. - Z plemienia Cuna. Muszê powiedzieæ, ¿e s± bardzo wstydliwe. Zapuka³, otworzy³ drzwi, wszed³ ostro¿nie do ¶rodka i da³ znak go¶ciowi, ¿eby poszed³ w jego ¶lady
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.