ďťż

Dzielny chłopak - de la Vega wyciągnął kolejne cigarillo...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Żeby tylko Janusz nie spadł - biadolił Kobiatko. - Bez obaw - dmuchnął dymem profesor - ten chłopak nie należy do takich, którzy spadają... Lepiej niech mi pan opowie coś o jeziorze, które ta piękna zapora spiętrza. - Jezioro Czorsztyńskie - zaczął Kobiatko nie przestając zerkać ku schodom, po których mozolnie, ale coraz wyżej, piął się jego bratanek - ma długość 9 kilometrów i szerokość 1-1,25 kilometra. Maksymalna jego wysokość nad poziom morza to 534,5 metra. Powierzchnia przy spiętrzeniu normalnym 1051 ha, przy maksymalnym 1226 ha. Pojemność całkowita 231,9 milionów metrów3. Spiętrzanie jeziora skończono w 1997 roku. Obecnie trwa turystyczne zagospodarowanie jego brzegów. Ma tu na przykład siedzibę Zakopiański Yacht-Klub. - Może trochę za dużo tych liczb - uśmiechnął się de la Vega. - Jednak przyznaję, że położenie jeziora jest urocze. A co za raj dla turystów! Zimą wyciągi narciarskie, latem możność wypożyczenia jachtu czy choćby kajaka! - Nasi gospodarze z Pensjonatu “Widok” pomyśleli już o tym - wtrąciłem. - Mają tu wyciąg narciarski, a na lato szykują przystań i wypożyczalnię łodzi. - To im się chwali - skinął głową profesor. - W ten sposób mają zapewnionych gości przez cały rok. Sam chętnie wybudowałbym tutaj pensjonat - westchnął - ale raz, praca na dalekim uniwersytecie w Limie, a dwa, obawiam się, czy starczyłoby mi funduszy! - O tak - zawtórował mu westchnieniem Aleksander - taki pensjonat, mówię oczywiście o kosztach jego budowy, to nie dla nas, naukowców! Po raz pierwszy usłyszałem, że nazwał siebie naukowcem. No i dobrze! Na pewno zasługiwał na to miano! Wsiedliśmy do Rosynanta i pojechaliśmy na koronę zapory, oczekiwać tam Janusza. Długo trwało, zanim pojawił się u szczytu schodów. Twarz miał zaczerwienioną z wysiłku i pokrytą potem. Przepocona była także jego koszulka z napisem “Par avion”, ledwo widocznym w ciemnej plamie potu. Zatrzymał się przy nas i wyjął z kieszeni spodni chustkę, by otrzeć twarz. Zachwiał się. Widać było, jak wielkiego wysiłku wymagało od niego wspięcie się bez zatrzymywania na strome wysokie schody. Zresztą, co ja będę je opisywał! Jeśli będziecie kiedykolwiek w Niedzicy, spróbujcie wspiąć się bez odpoczynku na schody zapory, a zobaczycie, jaki to wysiłek! Objąłem chłopaka. - Wiesz chociaż, na ile stopni się wspiąłeś? Janusz odsapnął i jeszcze raz przetarł twarz chusteczką. - Na 272 i jeszcze na 15 na tej skarpie. O ile dobrze liczyłem. Kobiatko wymierzył bratankowi żartobliwego klapsa. - Skaranie boskie z tym chłopakiem! W Wieliczce nie chce zjechać windą do kopalni, tutaj gramoli się na te schody! Innego zdania był de la Vega: - Dzielny chłopak - poklepał Janusza po przepoconej koszulce - chciałbym mieć takiego wnuka. - A widzi stryjek - zaśmiał się “dzielny chłopak”. - Poza tym muszę ćwiczyć, by mieć siły gramolić się pod Zbójeckie Skałki. Ostatni spacer szlakiem stryjka dał mi nieźle w kość - zerknął na mnie. Odpowiedziałem aprobującym uśmiechem. - Fakt, że dzielny nad miarę - powiedziałem głośno po angielsku i dodałem szeptem po polsku: - Tylko lepiej nie pokazuj stryjkowi tych bąbli. - Jakich bąbli? - żachnął się chłopak. - Tych, które porobiły ci się na dłoniach od uchwytów szwedek. - O czym tak szepczecie? - zaciekawił się Aleksander. - O męstwie wykazanym ponad zwykłą miarę - odpowiedziałem znaną dewizą wojskową. Janusz zaczerwienił się ponownie. Tym razem z dumy. Chciałem już jechać na pocztę, ale Kobiatko uparł się, że pokaże de la Vedze cmentarzyk ostatnich panów na Niedzicy, baronów Salamonów. I tak trafiliśmy pod skałę zwaną Groby, gdzie spoczywają: następca Horvathów na Niedzicy, zmarły w 1919 roku Geza Salamon, jego córka Ilona zmarła w 1964 i wnuk Istvan zmarły w 1974 roku. Ilona i Istvan zmarli na Węgrzech, a ich prochy zostały przeniesione do Niedzicy w 1977 roku. Dalej jeszcze obejrzeliśmy stylowy budynek dawnej celnicy, przeniesiony tu po korekcji Jeziora Sromowickiego w 1986 roku i zabytkowy spichlerz (sypaniec) z końca XVIII wieku, który należał niegdyś do folwarku dworskiego. Nareszcie mogliśmy jechać na pocztę. Tu na szczęście nie było dużej kolejki i już po kilku minutach Aleksander z dumną miną wymachiwał przefaksowanym planem jego odkrycia pod Zbójeckimi Skałkami. De la Vega obejrzał plan, ale nie było widać, czy zrobił on na nim jakieś wrażenie. - Teraz kierunek Dębno! - dziarsko zawołał Kobiatko wsiadając do Rosynanta. - Na Dębno! - odkrzyknęliśmy z Januszem. Profesor grzecznie, ale bez słowa, wsiadł do samochodu. Jechaliśmy przez Falsztyn, którego nazwa wywodzi się od niemieckiego “Falkenstein” - Sokola Skała. - Hej, nima tyz nima, jako na Falśtynie, wyńdem na skałecke, widzem pociesynie! - zaśpiewał Aleksander pełnym głosem, budząc niejaki przestrach naszego gościa
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.