ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Trzymał ją przez cały czas po wyłączaniu światła. Oświetlał sobie drogę gdy szedł po schodach. Czuł się głupio tak robiąc - kot przecież nie zrobi mu krzywdy - ale nie zmieniał postępowania.
Nie zauważył niczego w hallu i na schodach. W sypialni zamknął drzwi zanim zapalił światło, a potem przeszukał dokładnie pokój. Tym razem zajrzał pod łóżko.
Tutaj kota nie było. I choćby był łagodny i najzwyklejszy w świecie, nie miał prawa tu wejść. Na szczęście noc była chłodna i można było obejść się bez wentylacji śpiąc przy zamkniętych drzwiach i oknie. W przypadku okna nie to było najważniejsze, że kot tędy wszedł, ale że skoro on skorzystał z tej drogi, może tędy nadejść coś zupełnie innego.
Z jakichś dziwnych powodów żałował, że nie zabrał z sobą strzelby.
W końcu zasnął głęboko.
ROZDZIAŁ XV
Mózg wpadł w panikę, gdy usłyszał, jak człowiek o nazwisku doktor Staunton zawołał: "W porządku, kocie..." Była to reakcja na fakt : uświadomienia sobie, że ten najlepszy z możliwych żywicieli był niebezpieczny - zdawał się być blisko odkrycia prawdy. Do tej pory Mózg miał tylko pogardę dla zdolności intelektualnych człowieka.
Staunton byłby najbardziej pożądanym żywicielem - wybitny elektronik, zamożny, z możliwością odległych podróży, samotny i bez zobowiązali. Mózg z wzrastającą fascynacją przysłuchiwał się dyktowaniu i rozmowie Stauntona z panną Talley.
Było to może nazbyt rozwinięte wnioskowanie, ale był pewien, że Staunton ma, lub będzie w stanie uzyskać dostęp do wszelkiego rodzaju potrzebnych urządzeń. Z takim żywicielem, być może, za kilka tygodni, jako bohater - odkrywca planety nadającej się do skolonizowania - powróci do swojego świata.
Popełnił jednak podstawowy błąd. Niepotrzebnie schował się, gdy panna Tailey nagle podniosła głowę i spojrzała na niego. Powinien był pamiętać, że ma się zachowywać jak najzwyklejszy kot. Podniecenie słowami Stauntona sprawiło, że zapomniał o tym. Zauważony, powinien przespacerować się do kuchni, tak żeby go dojrzeli. Gdyby zachował się przyjaźnie mogliby go nawet pogłaskać, o ile lubili koty. Może daliby mu miskę mleka, a potem wypuściliby, gdyby miałcząc poskrobał drzwi. W najgorszym razie, gdyby nie lubili kotów, wygnaliby go miotłą na dwór. Byłby od wielu godzin wolny, uśmierciłby żywiciela dyskretnie i powrócił do swego własnego ciała schowany pod schodami na farmie Grossów.
Wtedy mógłby wybrać sobie następnego żywiciela, który przeniósłby go tutaj - do Stauntona, w pobliże jego łóżka. Opanowałby wtedy jego mózg za pierwszym razem, gdy ten poszedłby spać.
Tak należało postąpić. Jednak raz ukrywszy się, postanowił dalej się ukrywać do momentu, w którym zdoła wydostać się przez pierwsze otwarte drzwi lub okno. Staunton jednak /żeby go cholera wzięła za ten jego spryt/ wszystko pozamykał, a teraz, dzięki śladom na rozsypanej mące, wiedział, że kot tu jest.
Czego jeszcze Staunton się domyślał? Z pewnością coś podejrzewał, jeszcze zanim opuścił dom, gdyż zastawił tę pułapkę z rozsypanej mąki. Łażąc samotnie po pokojach Mózg nie podejrzewał niczego, dokąd ślady łap nie zwróciły jego uwagi. Spostrzegł się za późno. Długo myślał nad sposobem zatarcia śladów. Może zamieść podłogę i rozsypać mąkę powtórnie? W tym małym ciele, które teraz zajmował było to, po prostu, niemożliwe. Owszem, mógł zlizać mąkę, ale rozsypanie nowej warstewki - równej i cienkiej - było przeszkodą nie do opanowania. Byłby w stanie otworzyć drzwiczki kredensu, by wyciągnąć sito, ale będąc tak małym i nie posiadając rąk nie mógłby go odpowiednio użyć. Nie było sposobu.
Prawdziwa panika zaczęła się, gdy Staunton, po powrocie, zawołał go zwracając się do niego jak do istoty myślącej. Czy odkrył - dedukcją bądź intuicja - że ten kot to wcale nie jest kot. Wydawało się nieprawdopodobne, żeby wywnioskował to z tak nikłych danych. Mogło tak, jednak być. Trzeba pamiętać, że Staunton był naukowcem. Kontakty Mózgu z umysłami ludzkimi ograniczały się do dwóch przypadków: chłopca, który nie ukończył jeszcze szkoły średniej i ograniczonego starca - półanalfabety. Możliwe, że w tym świecie, było mnóstwo rzeczy których istnienia obaj ci ludzie nawet się nie domyślali, a które, dla Stauntona, były oczywistością. Może, nawet, na Ziemi istniały gatunki zdolne do używania żywicieli, tak jak robiła to jego rasa. Może niektóre istoty ludzkie, posiadające specjalne zdolności lub wyszkolenie, potrafiły powodować bytami niższymi. Znajdzie na to odpowiedź w umyśle Stauntona, o ile uda mu się go opanować.
Teraz, najpilniejszym zadaniem była ucieczka, wydostanie się z tego domu. Samobójstwo nie wchodziło w rachubę, nawet, gdyby nadarzyła się sposobność. To właśnie owa nie dająca się wyjaśnić seria wzbudziła naukową ciekawość Stauntona. Jeszcze jedno, w jego własnym domu i w takich warunkach mogłoby się stać ostatecznym dowodem potwierdzającym to, co fizyk wiedział lub, jak miał nadzieję Mózg, tylko podejrzewał.
Zrozumiał, że pozostała mu jedna możliwość - wyjść rankiem z ukrycia, pozwolić się zauważyć i robić wszystko, żeby wyglądać jak kot, najzwyczajniejszy kot. Będzie to niebezpieczne, ale nie było innego wyjścia.
Nie bał się tego, że Staunton go zabije. To natychmiast by go uwolniło. Jeśli uczony cokolwiek wie o żywicielach, ostatnią rzeczą jaką by zrobił byłoby zabijanie kota. Wtedy straciłby nad nim kontrolę. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że Staunton, będąc świadom rzeczy, złapie go i podda badaniom. W najlepszym przypadku będzie to stratą czasu; może nawet nie uda mu się uciec dopóki kot nie zdechnie, a koty żyją latami. Gorzej, jeśli Staunton zna testy psychologiczne pozwalające odróżnić stworzenie kontrolowane od wolnego.
A jeśli Staunton udowodni... ? Tommy Hoffman wiedział coś, niejasno, o serum prawdy. Jeśli badacz zastosuje to i zmusi go do nawiązania kontaktu - będzie zgubiony. Zmusi go do ujawnienia miejsca przebywania własnego, bezbronnego ciała, leżącego w gospodarstwie Grossów i na tym koniec.
Zrozpaczony uzmysłowił sobie, że wystarczy odpowiednio długo przetrzymać kota by skutki były nieodwracalne. W tym czasie jego ciało zginie z braku pożywienia. Zanurzenie w roztworze, które zaaplikował sobie poprzez działania Grossa wystarczy na kilka miesięcy, ale już nie na rok. Długotrwałe uwięzienie w ciele żywiciela niezdolnego do odpowiednich poczynań będzie dla Mózgu fatalne.
Przez całą noc myślał, rozważał różne możliwości
|
WÄ
tki
|