ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Wreszcie jednak zaświtał nam
ten koniec. Dopiero wtedy
Sztajnert podniósł głowę i
uśmiechnął się. Był to wąski,
bardzo oszczędny uśmiech
człowieka, który nie ma czasu na
prawdziwą wesołość.
- Teraz słuchaj - rzekł cicho,
prawie szeptem, a jego samotne
oko przekłuło mnie na wylot. -
Jak na pięć dni, spisałeś się
bardzo przyzwoicie. Kilka twoich
informacji ma nawet pewną
wartość. Resztę, oczywiście,
zebraliśmy już sami. I to nawet
w szerszym zakresie. Ale to nie
szkodzi. Ostatecznie dopiero tam
wszedłeś. Postaraj się teraz
skupić na jednym: na Kosiorze. Z
tego, co słyszeliśmy, wynika, że
ten facet jest groźniejszy od
innych - przede wszystkim
dlatego, że jest inteligentny.
Przysłali go tutaj zza Wisły, co
udało się nam ustalić. NIe
wiemy, czy to jest jego
prawdziwe nazwisko, nie wiemy,
co robił przedtem, gdzie był,
jakie miał kontakty. W ogóle nie
wiemy o nim prawie nic. A póki
nie dowiemy się choćby czegoś,
cała nasza robota nie będzie
warta pięciu groszy. Rozumiesz?
- Owszem - powiedziałem. -
Rozumiem. I spróbuję. Ale
najpierw chciałbym pana zapytać
o pewną rzecz.
- Słucham.
- Co to jest siedemnastka?
Przyjrzał mi się prawie
drapieżnie.
- Siedemnastka albo G VIII -
dodałem nie spuszczając wzroku.
Chwilę milczał. Później
zmrużył swą jedyną powiekę.
- Skąd znasz te cyfry?
- Od niego.
Wydawało mi się, że drgnął.
- Nie mylisz się?
- Nie, panie majorze.
Odwrócił głowę, a ja
zapytałem:
- Czy to są wasze kryptonimy?
- Tak - odparł cicho.
- Używaliście ich w stosunku
do niego?
- Tak - powtórzył. -
Używaliśmy ich w naszych
raportach. I używamy ich jeszcze
do dziś.
- Czy ktoś z waszej siatki był
ostatnio aresztowany?
Wstał i przeszedł się po
pokoju. Potem stanął. Plecy miał
leciutko zgarbione, a głowę
pochyloną do przodu.
- Marcin - powiedział - ta
jedna informacja jest więcej
warta od wszystkiego, co tutaj
przyniosłeś.
- Ale niech mi pan powie: czy
ktoś u pana wpadł?
- Nie - rzekł głucho. - I
dlatego właśnie ta informacja
jest taka ważna.
A później dotknął mnie
czubkami palców.
- Marcin - powiedział znowu,
ale jeszcze ciszej niż przedtem.
- Uważaj, wiesz? Ta gra może być
kosztowniejsza, niż obaj
przypuszczamy. I chciałbym,
żebyś mi coś obiecał. Zgadzasz
się?
- Na przykład co?
- Że pryśniesz, jak tylko
poczujesz najmniejszy smród koło
siebie.
- Widzi pan - odrzekłem - to
nie jest takie całkiem proste.
Mam tu dziewięciu ludzi, którzy
przeszli ze mną powstanie. I
bardzo bym chciał, żeby wszyscy
powrócili spokojnie do zdrowia.
A to może być trudne, jeśli
zawrę bliższą znajomość z
Kosiorem. Dlatego myślę, że nie
powinienem pryskać nawet wtedy,
kiedy będzie już bardzo
śmierdziało. Ostatecznie, póki
tam jestem, mogę jeszcze coś dla
nich zrobić. A jak prysnę, będę
mógł już zrobić coś tylko dla
siebie. Więc niech pan się nie
gniewa, ale dokąd można, będę
raczej zatykał nos.
Obrócił się i bez słowa stanął
przy konsolce, z której wciąż
uśmiechały się do nas idiotyczne
muszle z Ostendy.
- Pilnuj się - powiedział
szeptem. - W każdym razie bardzo
się pilnuj. Bo nie wiemy, ani
skąd on to wie, ani po co ci to
powiedział. A to może być bardzo
ważne.
`ty
Część druga (c.d.)
#/4
Sztajnert miał rację, gdy
jesienią, podczas swojej
pierwszej wizyty przepowiadał
wielką falę aresztowań,
nadciągających ku nam wraz ze
zmianą władzy. Ale miał także
rację, kiedy twierdził, że te
aresztowania będą z początku
dosyć chaotyczne i prowadzone
trochę na oślep: byle się tylko
zaczepić i złapać chociaż parę
nitek, prowadzących do
podziemnego kłębka.
Jak dotąd, wszystko się
zgadzało: nasza konspiracja
wciąż właściwie pozostawała
nietknięta, mimo że piwnice w
gmachach, zajętych przez Ub i
Nkgd, pełne już były
przypadkowych więźniów, a
wielkie, wojskowe ciężarówki
powiększały ich liczbę każdej
nocy. Po jakimś czasie z tych
piwnic zaczęli wynurzać się
pierwsi konfidenci - ludzie,
których złamano lub kupiono, by
się później nimi posłużyć. Lecz
na ogół były to drobne płotki,
które albo nie miały już żadnego
kontaktu z podziemiem, albo też
podlegały natychmiastowej
izolacji, organizowanej przez
Sztajnerta i dwójkę.
Raz tylko w kotle, założonym
przez którąś z przyfrontowych
jednostek "Smierszu", znalazł
się człowiek, który wiedział
naprawdę dużo, jeżeli nie po
prostu wszystko, a mianowicie
szef sztabu naszej obwodowej
komendy. Trafił tam jednak pod
fałszywym nazwiskiem i bez
żadnych obciążających
materiałów, tak że wzięto go
raczej dla porządku, niż dla
jakiejś konkretnej przyczyny i
Rosjanie, którzy go później
przekazali gdzieś za Wisłę, nie
domyślili się nigdy, kogo mieli
w rękach.
Na koniec wydarzyły się
również dwa czy trzy przypadki
wykrycia naszych magazynów z
bronią, ale broń była ostatnią
rzeczą, na której nam teraz
zależało; nie prowadziliśmy
przecież żadnych akcji o
charakterze bojowym i jak mnie
Sztajnert zapewniał - nie
mieliśmy zamiaru prowadzić ich
także w przyszłości
|
WÄ
tki
|