ďťż

Wszystko jest w porządku, nikt się nie obraża i później nie trzeba już do tego samego miejsca wracać...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wiele ludzi niechętnie spotyka się w szerszym gronie? Koncentracja, a tym samym samotność to warunek nieodzowny pisarstwa. Większość ludzi w moim wieku siedzi w biurze otaczając się sekretarkami, telefonami, całym aparatem społecznym w miniaturze. Ja jestem otoczony społeczeństwem nieżywym, społeczeństwem idei, książkami. Wobec tego brakuje mi kontaktu z ludźmi. Bardzo łatwo w takiej sytuacji można popaść w lenistwo towarzyskie. Nigdzie nie chce się wychodzić. Jak się jest przez cały dzień pewnym samego siebie, to się jest niepewnym w obecności innych. Wielu pisarzy na tę chorobę choruje. Nie chodzą na przyjęcia, a jeśli już idą, to są nienaturalni, sztywni, niechętni do rozmowy, albo zbyt nonszalanccy, traktujący wyniośle ludzi wokół siebie. Inni, bardziej nieśmiali, „wzmacniają” pewność siebie dużą ilością alkoholu czy innych środków napędowych. Czy życie towarzyskie w Nowym Jorku różni się od życia towarzyskiego innych miast? W Nowym Jorku jest ono bardziej wymagające, szalenie szybkie, pełne ludzi, których ja nazywam nasyconymi – nic ich nie interesuje, wszystko już spotkali, mają pieniądze, uważają się za ozłoconych przez naturę. To są jednostki trudne, nie chcę ich nazwać zblazowanymi, interesują się innymi dziedzinami życia. Profesjonaliści-zawodowcy też powodują, że życie towarzyskie jest trudne. 58 Zawsze uważałem, że z zawodowcami można się najlepiej porozumieć? Jeśli chodzi o wykonywanie ich profesji – tak. Ale w życiu towarzyskim nie chcą tracić czasu na rozmowy ogólne. Artyści wymagają, abyś wiedział, na czym polega ich sztuka, aktorzy, abyś znał ich występy na Broadwayu, architekci chcą, abyś wiedział, co zrobili. Jeśli nie wiesz, to nie będą z tobą rozmawiać, bo tracą czas. Stwarza to dodatkową presję, że trzeba wiedzieć, kto jest kim. Większość ludzi w Nowym Jorku zakłada, że jeśli wybełkocą swoje nazwisko, to ich z miejsca rozpoznasz. To może doprowadzić do fatalnych pomyłek. Uważasz, że rozmawiasz z byłą królową, a jest to jej pokojówka. Przygotowujesz się do przyjęć? Tak, jeśli znam nazwiska osób zaproszonych. A jeśli nie, to zachowuję się jak wszyscy z okresu Stendhala, to znaczy zakładam, że teren jest zaminowany i trzeba bardzo ostrożnie po nim chodzić, gdyż można spowodować wybuch, o którym się nie będzie wiedziało. A jednocześnie nie wolno uogólniać. Do tego wszystkiego trzeba dodać, że przyjęcia w Nowym Jorku są krótkie, zaczynają się o 19.30 a nawet 20.00, a już o 23.30 ludzie rozchodzą się do domów. Nowy Jork jest pracującym miastem i następnego dnia rano trzeba iść do biura. Czyli jeśli weźmie się pod uwagę, że na początku jest koktajl, w czasie którego niewiele się dzieje; później kolacja, w czasie której uzależnionym się jest od sąsiadów; po kolacji goście śpieszą się do domu, to autentyczny czas na wymianę opinii, zdobycie nowego doświadczenia intelektualnego jest w Nowym Jorku szalenie krótki. Zanim zapytam cię o gafy, które przytrafiły się tobie lub twoim bliskim, a które w różnej formie opisujesz w swoich książkach, powiedz, jak gafy są traktowane w nowojorskim towarzystwie? Środowisko nie wybacza gaf. Jeśli popełnisz gafę, to prawdopodobnie gospodyni nie zaryzykuje, aby zaprosić cię drugi raz. Jeżeli jesteś drażliwy w stosunku do ludzi, też cię nie chcą, jeżeli za banalny również nie. Tolerują tylko ludzi z Białego Domu, najbliższych przyjaciół prezydenta. Wówczas możesz być kompletnym idiotą i wszystko jest w porządku. Jeżeli jesteś senatorem czy kongresmenem, nic to w Nowym Jorku pod względem towarzyskim nie oznacza, jak również to, że jest się bogatym. Wróćmy do gaf? Było ich sporo. Któregoś sezonu, w Szwajcarii, w miejscowości narciarskiej zaproszono mnie na lunch. Akurat wróciłem ze Szwecji, gospodyni przedstawiła mnie innym, więc nie wychwyciłem wszystkich nazwisk. Między gośćmi była miła para z Hiszpanii, mieszkali w Madrycie, pomyślałem, że to Hiszpanie. Ta para bardzo interesowała się moimi obserwacjami na temat Szwecji. Jak zacząłem opowiadać, inni ludzie przyłączyli się do nas. Opowiadałem anegdoty, jakie zwyczaje etniczne bawiły mnie, dziwiły, a nawet doprowadzały do śmiechu. Im więcej o Szwecji mówiłem, tym ta para więcej się cieszyła. Natomiast kilka innych osób zachowywało się dziwnie. „Prawdopodobnie Szwecja ich nie interesuje” – pomyślałem. Gdy śmiałem się z punktualności Szwedów, że trzeba stać przed wejściem do domu, zanim wybije określona godzina (na którą nas zaproszono), towarzystwo pękało ze śmiechu. Właściwie w moich opowieściach nie było nic niestosownego, raczej lekko ujęte spostrzeżenia. Pod koniec przyjęcia, właśnie ta para powiedziała, że chcieliby się jeszcze ze mną zobaczyć, bo mój typ humoru przypadł im bardzo do gustu. Ja sięgnąłem do portfela po kartę wizytową, oni także dali mi swoją wizytówkę. Od niechcenia rzuciłem okiem na nią i okazało się, że rozmawiałem z byłym królem Szwecji, który abdykował, osiadł w Hiszpanii, aby nie mieszać się w sprawy szwedzkie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.