- I owszem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ale kipiel z drugiej strony bardzo mi siê nie podoba. Masz inne pomys³y? - Mo¿e da³oby siê przej¶æ gór±? Tamtym zboczem na grañ, a potem poszukaæ zej¶cia po drugiej stronie. Dill westchn±³. - Koncepcja równie dobra jak ka¿da inna. Ruszajmy. Nie mamy nic do stracenia poza paznokciami... i pazurami. Za³o¿y³ uprz±¿ spadaka, w³±czy³ urz±dzenie na pe³n± moc i podszed³ do ska³y. Przyjrza³ siê jej uwa¿nie, szukaj±c oparcia dla stóp i palców, i zacz±³ wspinaczkê. Alikhan szed³ zaraz za nim. Nie by³o to nawet takie trudne, gdy¿ ska³ê znaczy³y pêkniêcia, niekiedy ca³kiem szerokie. Alikhan radzi³ sobie o wiele lepiej ni¿ Dill. - Za bardzo mi to przypomina szkolenie zwiadowców - wysapa³ Ben. - Dawne, bardzo dawne czasy... I jak niby mam to... cholera... przyda³aby siê lina... Wyci±gn±³ rêkê w stronê kolejnego, ¶rednio zachêcaj±cego chwytu, gdy nagle akumulator spadaka wyda³ ostatnie tchnienie. Dill krzykn±³, odpad³ od ¶ciany i przeleciawszy dziesiêæ metrów, chlupn±³ do jeziorka odgrodzonego od oceanu przez pomniejsz± odnogê ska³y. Po chwili wyp³yn±³ z ha³asem na powierzchniê. - Idê! - zawo³a³ Alikhan, ruszaj±c w dó³, gdzie fale bi³y o kamienie. - Doceniam... - wykrztusi³ Dill, ³api±c siê skalnych wystêpów. - Ju¿ dobrze. Cholera, szkoda, ¿e nie p³ywam lepiej. Alikhan by³ ju¿ na pó³ce tu¿ nad nim i wyci±ga³ rêkê. Dill siêgn±³ ku niej, ale stopa mu siê omsknê³a i znowu poszed³ pod wodê. Po chwili jednak uczepi³ siê ska³y i rêki Alikhana. - Trzymam - oznajmi³ musth. Nagle z jeziorka wyjrza³ jaki¶ stwór. Sycza³ niczym cofaj±ce siê z pla¿y fale, by³ szary i mia³ dziób oraz jedno, pionowo osadzone oko. Dill woln± rêk± siêgn±³ do kieszeni po pistolet, ale bestia z³apa³a go modliszkowatym odnó¿em. - G³owa ni¿ej! - krzykn±³ Alikhan i Dill pos³ucha³, odruchowo chowaj±c twarz pod wodê. Za Dillem co¶ huknê³o i woda uderzy³a go mocno w uszy, oczy, nos oraz odbyt. Jednooki stwór pu¶ci³ jego nogê, a musth silnie poci±gn±³ Bena za rêkê. - Szybko! Nie wiem, czy go zabi³em! Ciê¿ko ³api±c powietrze, wspiêli siê na górê, a potem, niemal na o¶lep, ³api±c siê byle czego, na grañ. Dopiero tam obejrzeli siê za siebie. W jeziorku co¶ siê kot³owa³o, barwi±c wodê na bia³o. Mign±³ im dziób oraz wyba³uszone oko i nagle wszystko zniknê³o. - Rany... - westchn±³ Dill. - Co to by³o? - Nie wiem. W naszych biuletynach wspominano tylko, ¿e tutejsze morza i lasy zamieszkuj± dzikie zwierzêta, wobec których nale¿y zachowaæ ostro¿no¶æ. Dill ³ypn±³ na mustha. - Nie o to pyta³em. Czym go zabi³e¶, czy raczej zrani³e¶ do ¿ywego, skoro tak siê tam t³uk³? - W moim aksaiu by³y trzy granaty. Jednego nie zauwa¿y³e¶. - Czyli mog³e¶ poczekaæ, a¿ zasnê, zabiæ mnie i pój¶æ sobie? - Mog³em. Ale da³em s³owo. - Skubaniec jeden... - mrukn±³ Ben, wyci±gaj±c ku musthowi wielk± d³oñ. - Co mam z ni± zrobiæ? - Nie do¶æ studiowa³e¶ miejscowe zwyczaje. Z³ap za koniec, ¶ci¶nij i potrz±¶nij w górê i w dó³. - Tak? - W³a¶nie. A tutaj masz swój cholerny pistolet. Nieco pó¼niej tego samego dnia us³yszeli odg³os pracy silnika i odruchowo spojrzeli w niebo. - Nie - powiedzia³ Alikhan. - Na wodzie. Patrz. - Kuter - orzek³ Dill. - Mo¿e znowu spróbujesz z lusterkiem? Tym razem zadzia³a³o. Kuter wzi±³ kurs na nich i stan±³ w dryfie jakie¶ dwadzie¶cia metrów od brzegu. Szczêkn±³ w³±czany megafon. - Wygl±dacie na nie¼le sponiewieranych - us³yszeli kobiecy g³os. - Który dowodzi? - Ja! - odkrzykn±³ Ben. - Potrzebujemy pomocy! Jsste¶my pilotami! Rozbili¶my siê kilka dni temu! - Nie przeszkadza ci, ¿e rozwalê tê kupê futra obok ciebie? Mia³am paru przyjació³ w zatoce Bocage. Ze sterówki wysz³a jaka¶ kobieta. W rêku trzyma³a karabin. Opar³a go na relingu. - Nie! - krzykn±³. - On jest z nami! Obaj jeste¶my z Grupy Uderzeniowej, z Mahan na wyspie Chance! Kobieta spojrza³a przez celownik, ale po chwili wycofa³a siê do sterówki i znowu wziê³a mikrofon. - Lepiej, ¿eby¶ nie k³ama³, przyjacielu. Mam nadziejê, ¿e obcy nie podali ci ¿adnych narkotyków. - Nie! Widzicie przecie¿, ¿e to ja mam broñ! On nie jest gro¼ny! - Niech bêdzie. Umiecie p³ywaæ? - On tak! Ja kiepsko! - Bli¿ej nie podp³ynê - oznajmi³a kobieta. - Lepiej, ¿eby¶cie dali radê. - Spróbujemy! Dill rzuci³ siê wp³aw, Alikhan za nim. K±tem oka dostrzegli, ¿e do relingu podchodzi jaki¶ mê¿czyzna z bosakiem
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.