ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Najpierw małpy... - westchnęłam z rezygnacją. Pan Dziubas zaczął od jakiegoś zoologa z Holandii, który obserwował stada małp, prowadząc naukowe badania. Ten facet zauważył posiwiałego szympansa, tak już słabego, że nie mógł wdrapać się na drzewo, żeby zerwać owoc. Młode samce w stadzie bardzo szanowały dziadunia i gdy zbliżał się do któregoś z nich i wyciągał łapę, otrzymywał od niego część porcji. U pawianów podobno wodzami stada zostają stare i sprytniejsze samce, a to dlatego, że życie całej gromady zależy od inteligencji i doświadczenia przywódcy, a nie siły mięśni. Może pan Dziubas specjalnie tak mówił, bo nie wyglądał na siłacza, lecz siebie uważał "za tęgi umysł", jak wspomniał kiedyś Misiek. Opowiadał on, że gdy stado idzie do wodopoju, to na jego czele kroczą młode, silne małpy, ale co chwila oglądają się za seniorami, podążającymi bezpiecznie w drugim rzędzie. One to, gestami rąk, ruchami głowy i mimiką, nakazują: "idź prosto", "skręć", "zatrzymaj się". Doświadczenie starych małp jest w buszu bezcenne. W tym miejscu pan Dziubas zrobił uwagę, że u ludzi jest, niestety, inaczej. Starszych osób się nie szanuje, nie docenia i wysyła się ich przeważnie na emeryturę, chociaż często są świetnymi i pełnymi jeszcze energii fachowcami. A to dlatego, żeby wsadzić na ich stanowisko jakiegoś młodego faceta, a ten robi tylko głupstwa, bo nie ma jeszcze żadnego doświadczenia, i nie liczy się ze zdaniem ludzi starszych i doświadczonych fachowców, a my wszyscy za ich głupotę płacimy pieniędzmi z naszych podatków. Przestraszyłam się, że dalej będzie nawijał o podatkach i emerytach, jak w telewizji, zamiast opowiadać o małpach, więc zaczęłam się dopytywać, czy te stare małpy zrobiły coś specjalnego niż tylko to, że doprowadziły stad do wodopoju.
Pan Dziubas rozkroił krwisty stek na ogromniastym talerzu. Zmiażdżył pierwsze kęsy białymi zębami i natychmiast, przestał być królikiem, a nagle zamienił się w ludożercę. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na mamę. Nie odrywała wzroku od talerza pełnego jarzyn.
Pan Dziubas odłożył na chwilę nóż i widelec. Zaczął ściszonym głosem opowieść, brzmiącą jak bajka. Wpatrywałam się w niego niczym w telewizor.
- Pewnego dnia wielkie stado pawianów raczyło się beztrosko wodą nad brzegiem jeziorka... - zawiesił głos, wypił pól szklanki "sody", jak nazywają tu wodę mineralną, i zastrzegł się, że to, o czym będzie mówił, wydarzyło się naprawdę i zostało opisane przez naukowców. - Niepostrzeżenie podkradło się w wysokich trawach pięć lwic i osaczyło stado od tyłu Wypatrzył je któryś z seniorów i zaalarmował całe małpie towarzystwo, nie dopuszczając do bezładnej ucieczki. Zmuszone przez niego pawiany, zamiast się rozbiec, zbliżyły się do czatujących lwic i też zaległy w trawie. Szanse pawianów wzrosły. Stado trwało długo bez ruchu, a dziadunio ruszył na zwiady. Ustalił pozycję dwóch najbliższych lwic i bezszelestnie przeprowadził między nimi swoich pobratymców, wydostając ich w ten sposób z okrążenia. Wszystkie małpy dotarły szczęśliwie do drzew i tam dopiero podniosły radosny wrzask zwycięstwa... Tak więc strategia starego, niesprawnego już fizycznie pawiana ocaliła stado... Pan Dziubas spojrzał na mnie z taką dumną miną, jakby on sam był tym dzielnym pawianem.
Bardzo mi się ta historyjka spodobała. Przypominała filmy o zwierzętach, które najchętniej oglądamy z Żabelią w telewizji, i wszystko to, o czym opowiadał, widziałam tak dokładnie, jakbym tam siedziała z małpami w krzakach.
Sięgnęłam po widelec i zapytałam pana Dziubasa, czy zna jakąś historię o słoniach, bo chciałabym ją opisać mojemu koledze Maćkowi. Gdy byliśmy z nim i z Żabelią w zoo, to Maciek powiedział, że są to jego ulubione zwierzaki, bo chociaż tak ogromne, to są bardzo łagodne, wierne i długo żyją. Tata wtedy dodał, że są bardzo "pamiętliwe".
Jeśli ktoś zrobi im coś złego albo dobrego, to nie potrafią tego zapomnieć i dlatego mówi się czasem o kimś, że ma "słoniową pamięć".
- O tych kolosach można opowiadać godzinami... - zapewnił z szerokim uśmiechem i zadowoleniem pan Dziubas i już nie ludożercę przypominał, a wielką rechoczącą żabę. Mimo woli także się do niego uśmiechnęłam, tylko nie tak szeroko od ucha do ucha i żałowałam, że nie może z żaby przemienić się w królewicza, żeby mogła go moja mama pokochać. Nie tak wprawdzie mocno jak mnie, ale chociaż troszeczkę. Przecież ja odjadę, a ona zostanie sama i smutna...
- Może więc odłożymy te opowieści na jakiś inny dzień? - podchwycił Misiek z wyraźną udręką w oczach. Widocznie znała już te wszystkie jego historyjki.
- Będę się skracał, Heleno... - westchnął tak jakoś żałośnie i ugodowo, spoglądając z niemym wyrzutem na Miśka.
- Dowiesz się zaraz, Tamaryszku, o czymś bardzo pięknym, a mianowicie, jak słonie chowają swoich zmarłych..
|
WÄ
tki
|