ďťż

Emily patrzyła nań zakłopotana...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wyglądało na to, że nie jest w stanie skupić spojrzenia na jego twarzy. 34 Śł — Dzień dobry, panie Kincaid. Czy my się już znamy? Ben mrugnął powiekami ze zdziwieniem. — Hm... nie, chyba nie. — Och. — Emily rozejrzała się wokół. — Czy już tu kiedyś byłam? Do rozmowy włączył się Jonathan Adams. — Zadajesz za dużo pytań. Po prostu ładnie się przywitaj. Ben uśmiechnął się ponownie. — Ale to nie szkodzi. Ja też lubię zadawać pytania. — Wyjął z jej rąk różowy wełniany sweter i powiesił go na znajdującym się za drzwiami wieszaku. — Ile masz lat, Emily? — Pięć — odpowiedziała i wyciągnęła przed siebie pięć palców. Pięć? Ben nie był ekspertem, ale ta dziewczynka wyglądała na co najmniej osiem lub dziewięć lat. Zauważył, że państwo Adams wymieniają porozumiewawcze spojrzenie. Ben przykucnął przy Emily. — A w której jesteś klasie? Emily zachichotała. — Nie mam tyle lat, żeby iść do szkoły, głuptasie. Mamusia nie ciała, żebym poszła do czeczkola. Bertha Adams wyjrzała przez okno. Emily szybko zmieniła temat. — Znasz ene-due-rabe? — Zaczęła nucić. — Ene-due-rabe, połknął bocian żabę, a żaba... Ben mrugnął do pani Adams. — Nie, tego chyba nie znam. — Umiem jeszcze coś innego — pochwaliła się. Śpiewała dalej w tym samym rytmie. — „Rojenia i trzmiel. Rojenia wystarczą, gdy pszczół jak na lekarstwo". * — Bertha, nie wzięłaś dla niej kredek czy czegoś takiego? — wtrącił się pan Adams. — Wzięłam. —Kobieta wyciągnęła z torebki książkę. —Emily, kochanie, mam twoją książeczkę do kolorowania. Emily odwróciła się i wbiła wzrok w książkę. — Co to jest? Bertha wcisnęła jej książkę do rąk. * Na podst. przekładu St. Barańczaka. 35 — To twoja książeczka do kolorowania, księżniczko. Kupiliśmy ją tuż przed przyjściem tu. A to twoje kredki. Weź je i czekaj w holu. Emily zmarszczyła brwi. — Nie pamiętam holu. Nie znam tego miejsca. Bertha wskazała jej drzwi prowadzące do holu. — Aie nie zostawicie mnie? — Oczywiście, że nie, dziecko — powiedział pan Adams. — Idź, usiądź sobie i poczekaj, aż wyjdziemy. Musimy porozmawiać z panem Kincaidem. Ben wyprostował się. — Cześć, Emily, może później jeszcze się pobawimy. Dziewczynka powoli, z ociąganiem ruszyła ku wyjściu. — Emily — dorzucił Ben — nie zapomnij wziąć swetra. W holu jest chłodno. Klimatyzacja ustawiona jest na niską temperaturę. Dziewczynka lekko przekrzywiła głowę. Na twarzy znowu pojawiło się zakłopotanie. Ben zdjął sweter z wieszaka. — Pamiętasz? — Ale ładny. Mogę go sobie wziąć? Ben odwrócił się w stronę państwa Adams, ale oni wpatrzeni byli w siebie. — Oczywiście — powiedział po chwili. Podał dziewczynce jej sweter. Bertha ponownie wskazała drzwi prowadzące do holu. — No, idź już, kochanie. Emily posłusznie wypełniła jej polecenie. Ben wskazał swoim gościom krzesła. Gdy usiedli, zapadła nieprzyjemna cisza. Wreszcie milczenie przerwał pan Adams. — Jak już pan, panie Kincaid, zapewne wie... — Proszę mi mówić Ben. — Czuł się nieswojo słysząc, jak starszy o trzydzieści lat człowiek zwracał się do niego per „pan". — Ależ oczywiście. Więc jak już zapewne wiesz, Ben, pracuję dla Josepha Sanguine'a w firmie Sanguine Enterprises. Od czternastu lat jestem wiceprezesem do spraw planowania i rozwoju. No, poza moim pobytem w Kalifornii, wtedy zmienił się mój status prawny... 36 — Nie odchodź od tematu, Jonathan. Uśmiechnął się. — Dobrze, Bertho. W każdym razie mniej więcej rok temu wysłano mnie, żebym obejrzał jakąś nieruchomość. Chodziło o otwarcie nowego punktu handlowego w południowej części Tulsy, w kierunku Jenks. I właśnie na tym odludziu znalazłem Emily. Była brudna i przestraszona. Wiedziała tylko, że ma na imię Emily i gdzieś tam ma mamusię, której nie potrafi opisać. Powiedziała, że obudziła się niedaleko stamtąd, ale nie wie, skąd się wzięła. Szybko doszedłem do wniosku, że małą porzucono — przerwał i spojrzał na żonę. — Dopiero później dowiedzieliśmy się, jak się sprawy mają. Ben próbował zachować profesjonalne opanowanie. — Czy Emily... czy z nią coś jest nie w porządku? — I to jeszcze jak. — Adams potarł dłońmi policzki, jakby chciał przywrócić w nich krążenie. — To zespół Korsakowa. — Słucham? — Tak twierdzą lekarze. Zespół Korsakowa. Emily nie jest w stanie zapamiętać czegokolwiek, co zdarzyło się w przeszłości. Prawdę mówiąc, nie pamięta nawet tego, co miało miejsce przed chwilą. Wszystko, co jej się powie albo pokaże, wypadnie jej z pamięci w momencie, gdy osoba mówiąca lub prezentowany przedmiot znikną z pola widzenia. A może i wcześniej — przerwał. — Emily żyje tylko w teraźniejszości. I to nie na długo. Ben skinął głową, choć nie rozumiał nic. — Dlaczego uważa, że ma pięć lat? — Bo wtedy właśnie jej świadomość się urywa — odpowiedział Adams. — Wie mniej więcej, co się działo przedtem. Oczywiście, dużo na ten temat nie powie — czego można oczekiwać po pamięci pięcioletniego dziecka? Dochodzi do tego agnozja wzrokowa. Emily nie widzi twarzy. A jeśli nawet, to nie jest w stanie ich opisać. Nie potrafi znaleźć słów ani ich narysować. Potarł czoło i odgarnął siwe włosy. — Od pewnego momentu w piątym roku jej życia — tabula rasa. Nie jest w stanie nawet przypomnieć sobie, co się działo przed godziną. Dlatego pierwszą rzeczą, o którą cię zapytała, było, czy się znacie. Ona nie pamięta
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.