ďťż

Dobre cu- kierki - mówił...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- A w torbie co masz? Nie chcesz, nie pokazuj. Poczęstowałam go wafelkiem teatralnym. Chciało mi się śmiać, gdy widziałam, jak Piotrek Firlej, który nie wie, co to teatr, jadł teatralnego wafelka! 247 - Patrz, jakie wszystko robią smaczne - powiedział - A mego ojca nie widziałaś? Szedł po gwoździe, chod- nik się wali, ale pewnie już gdzieś pije. Gdzie idziesz? Odchodziłam, a on za mną szedł, chrupiąc wafelka. Do- szliśmy do przystanku, gdzie nadjechał autobus. Wysiadł pan Bojkowski, wsiadła pani Jankowska. Wszyscy na mnie patrzyli, uśmiechali się, coś do siebie szeptali. Ale nie myślałam o tym. - Jutro do szkoły jedziesz? - zapytał Piotrek. Za pło- tem piłował coś młodszy Walczak, więc Piotrek zatrzymał się przy nim, a ja poszłam przed siebie. Jak mogłyby się nazywać Świniary? Może rzeczywiście Świerszcze, może Świnki, Ślimaki...? Może Pijary? Pijaca- ry, Pijaki, Pijuny, Alkoholuny? Winiary? Piwiary? Wódka- ry? Nierobiary, Leniary, Siedziary? Albo Świstary, Świe- cary? Coraz śmieszniejsze nazwy przychodziły mi do głowy. I dobrze, najważniejsze, że nie myślałam o niczym roz-| sądnym. Szłam, jadłam słodycze, wypiłam karton soku pomarańczowego i znowu znalazłam się w domu. Przed telewizorem siedział Romek, jakby na mnie czekał. Wysy- pałam słodycze z torby, ale niczego nie wziął, popatrzył tylko na mnie i powiedział: - Co ja tu będę robił? Zatkało mnie. - Byłem tu, bo tu mieszkała moja mama, a teraz, kie- dy ją wzięli do tego domu, to co? Nie mój ojciec, ani dom, ni rodzina. Podsunęłam mu słodycze, ale nie chciał. - Może i ja kiedyś będę miał po mamie chorobę? - powiedział. Wtedy go objęłam, przytuliłam, a Romek też mnie objął. No, ale zaraz, jak to Romek, musiał przygadać: - Śmierdzisz lekarstwami. - A tam! Moja wina? Zrobiło się jakoś tak przyjemnie, • obrałam ziemniaki, usmażyłam jajka i zrobiłam pysz- ny obiad. Chociaż nie zjedliśmy dużo, ponieważ obje- dliśmy się słodyczami tak, że na stole walały się tylko papierki. 248 TATA Tata wrócił autobusem. Pocałował mnie, przytulił i usiadł przy stole. Tak siedział kilka godzin, palił papierosy, pa- trzył na wszystko, co pokazywali, i nie mówił. Zrobiłam mu herbatę, podałam ostatni wafelek teatralny, ale tata nie lubi słodyczy. Wypił tylko kilka łyków herbaty i po- szedł do swojego pokoju. Siedzieliśmy z Romkiem przed telewizorem, od czasu do czasu patrzyliśmy na siebie, gdy tata podchodził do drzwi. Ale tego dnia tata nigdzie nie wyszedł. Tylko palił papierosy. Nawet w nocy czułam zapach dymu i widziałam czerwoną kropkę nad tapczani- kiem taty. 250 SZKOŁA Ale na mnie wszyscy patrzyli! Autobus zabierał dzieci z przystanków, a każdy, kto wsiadał, musiał na mnie spoj- rzeć. Magda Jankowska usiadła obok mnie. - Współczuję ci - powiedziała. - Lubię twoją mamę. Ciebie też lubię. Ale nie smuć się, nie wolno. Ja też mam tyle problemów, ale jakoś muszę im poradzić. Two- je problemy są trudniejsze, na pewno. Jesteś młodsza ode mnie, więc jeszcze ci trudniej. Ale coś ci powiem, jak tylko będziesz smutna, zawsze przyjdź do mnie, zgoda? Jak potrafię, na pewno ci pomogę we wszyst- kim. Tylko nie w nauce. Jesteś o wiele zdolniejsza ode mnie, wiesz dużo więcej. Ale ja potrafię strzyc, ufarbo- wać ci włosy, nawet nauczę, jak się maluje oczy. Na- uczyć cię? No wiecie! Zatkało mnie, uśmiechnęłam się i o mało nie wykrzyknęłam: oczywiście! Na szczęście opanowałam się i tylko przytaknęłam ruchem głowy. Zrobiło się tak przy- jemnie. W tej chwili zrozumiałam, że w autobusie nie ma żadnego niedobrego dzieciaka. Nawet bracia Magdy, Jan- kowscy, którzy tłukli się z chłopakami z Kosianki, puścili mnie przy wysiadaniu przodem. 251 A w szkole nauczyciele podchodzili do mnie, żeby zapy- tać o moje zdrowie i o mamę. Każda lekcja zaczynała sie takimi pytaniami. Odpowiadałam, pisząc na kartce słowa- dziękuję, dobrze, lepiej. Pani od polskiego jest najmilsza. Od niedawna pracuie w szkole i najpierw zdawało się, że nie poradzi sobie z dzie- ciakami, ale nikt tak jak ona nie potrafi komuś przygadać i to wcale nie złośliwie. Ale mnie nigdy nie musiała przyga- dywać, chociaż czasem zastanawiałam się, co by powie- działa, gdybym zaczęła rozrabiać. Ale nie rozrabiam. Dzisiaj pani powiedziała: - Teraz, Zosiu, kiedy masz problemy z głosem, staraj się jak najwięcej zapisywać. Ludzie mówią i mówią, bez- myślnie, czasem plotą, czasem tylko pokrzykują, a po- tem, gdy siądą samotnie, wydaje się, że nie myślą o ni- czym. Wszystko z nich wylatuje słowami. Ty masz więcej czasu, możesz pomyśleć, nim coś powiesz. A mówić mo- żesz, pisząc. Dlatego rzeczy napisane są mądrzejsze, po- nieważ nad każdą napisaną linijką człowiek musi się za- stanowić
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.