ďťż

Czy nie mamy pojazdów bezzałogowych? Wyślijcie maszyny...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Niech pokroją księżyc na plastry, a eksperci, nie opuszczając swoich pracowni w gwiazdolotach, przeanalizują przekazane materiały. Porozmawiajmy z Dowódcą w obecności wszystkich kosmonautów. Spełniając życzenie Terezy, włączono dwa tysiące głównych ekranów. Paweł Do zaprotestował: — Cóż to za nowe zwyczaje? Nie wyraziłem zgody na publiczną dyskusję. — Znajdujemy się w wyjątkowej sytuacji — tłumaczył spokojnie Hesker. — Stan zagrożenia trwa. W dalszym ciągu nie możemy wyzwolić się spod w* 243 wpływu Rozumniejszych. Najlepszym tego dowodem są nasze reakcje, a raczej brak reakcji na twoją decyzję o zrzuceniu desantu na księżyc Hor. Nie wolno bagatelizować ostrzeżenia Terezy. — Jedynie ona zachowała zdolność samodzielnego myślenia — mówił Dowódca. — Jedynie ona dostrzega niebezpieczeństwo. — Nie — odezwał się Tytus. — Ja również, a także Hesker, Soke, Laurin i wielu innych. — Załóżmy przez chwilę, że mój umysł opanowała idea narzucona przez Rozumniejszych. Jeżeli tak jest w istocie, powinienem natychmiast zrezygnować ze stanowiska Dowódcy eskadry. — To ostateczność — oświadczył Hesker. — Spróbuj przedtem wytłumaczyć nam, dlaczego nie obawiasz się o życie pięciuset kosmonautów, skąd wiesz, że będą bezpieczni na księżycu Hor? — Moje słowa wywołują nowy sprzeciw, może nawet oburzenie. Skoro jednak muszę być szczery, będę mówił prawdę, chociaż wolałbym milczeć. — Mów — rzekł Tytus. — Ta rozmowa nie należy do najprzyjemniejszych. — Prawdopodobnie oni stworzyli tę sytuację, a teraz czekają na rezultaty. — Nie przestałem wierzyć w dobre intencje Rozumniejszych. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, co mówię. Minione wydarzenia świadczą o ich nieporadności w bezpośrednim współdziałaniu z ludźmi. Za wszelką cenę pragnęli wzbudzić zaufanie kosmonautów. — I dlatego zamienili Dowódcę na posłuszną reprodukcję? — zapytał Hesker. — Sądzę, że chcieli postawić kierownictwo eskadry wobec faktu dokonanego — odparł Paweł. — Powiedziałem przecież: „Nigdy nie wyrazimy z,go- 244 dy na lądowanie dwustu tysięcy ludzi". Pozornie zadowolili się kompromisem, lecz w rzeczywistości postanowili zrealizować swój plan w stu procentach. Wzrastająca nieufność kosmonautów upewniła Rozumnie jszych, że metodą łagodnej perswazji niewiele osiągną. — A niebezpieczne przeciążenie? — przypomniał Laurin. — A próba zamknięcia tunelu, gdyby nie błyskawiczny refleks Borcy... — Podejrzewam, że księżyc Hor — przerwał Dowódca — to nie tylko dawny satelita nieznanej planety, przekształcony w statek kosmiczny przez wysoko rozwiniętą cywilizację naukowo-technicz-ną. Sondy, które pozostawiliśmy w głębi tego o-biektu, stale przekazują informacje o zakłóceniach elektromagnetycznych, słabnących i wzmagających się. Eksperci sądzą, że wnętrze księżyca wypełnia aparatura gigantycznej stacji odbiorczo-nadawczej. Całą powierzchnię Hor otacza misterna sieć anten. Jak dotąd nie zauważono obecności istot myślących. Kto steruje tym mechanizmem? — Czyżby nie Rozumniejsi? — zapytał Tytus. — Czynią to pośrednio, ale brakuje tu jednego ogniwa, jak najbardziej materialnego. — Kogoś w rodzaju Efera? — próbowała odgadnąć Tereza. — Ekspert Almais z Grupy Wschodniej wysunął inną hipotezę. Jego zdaniem mamy do czynienia z mniej czy więcej udaną próbą skonstruowania układu zwanego machina liberata. Przypuszczam, że układ ten nadmiernie się usamodzielnił i komplikuje współdziałanie Rozumnie jszych z ludźmi. — A może celowo utrudnia? — powiedział Laurin. 245 — Nie przeceniajmy inteligencji najsprawniejszych nawet maszyn — rzekł Dowódca. — Znamy granice ich samodzielności. Przeciążenie, próba zamknięcia tunelu to efekty zakłóceń w działaniu aparatury zainstalowanej w głębi księżyca, zakłóceń przypadkowych. Widocznie Hor odmawia niekiedy posłuszeństwa. — A zatem wszystkiemu jest winna machina li-berata — ironizowała Tereza. — Znaleźliśmy głównego winowajcę. Swawolna maszyna popełnia błędy, działa wbrew instrukcjom Rozumniejszych, powoduje konsternację genialnych inżynierów. A jak wytłumaczyć zamach na ciebie, próbę wprowadzenia na twoje miejsce bezwolnej reprodukcji? Czy możesz wyjaśnić milczenie Efera? — By odpowiedzieć na te pytania, a także na wiele innych, postanowiłem wysłać na księżyc ekspedycję. Nasze maszyny nie zdołają zastąpić ludzi. Czterystu osiemdziesięciu kosmonautów będzie czuwało nad bezpieczeństwem dwudziestu uczonych, którzy spóbują rozwiązać zagadkę księżyca Hor. Musimy bronić się przed niebezpieczeństwem, ale nie powinniśmy go unikać. Na powierzchni księżyca wylądują rakiety desantowe asekurowane przez dwa tysiące gwiazdolotów. Nie zapominam ani na chwilę o bezpieczeństwie ludzi, ale pamiętam również o celu tej wyprawy. Ekspert Almais przypuszcza, że przed wiekami przedstawiciele wysoko rozwiniętej cywilizacji naukowo-technicznej skonstruowali według wskazówek Rozumniejszych aparaturę, którą umieszczono w głębi naturalnego satelity jednej z planet zamierającego układu słonecznego. Już wtedy wiedziano, że ludzie zorganizują wyprawę kosmiczną i postanowiono nam pomóc. Powtarzam raz jeszcze, wierzę w dobre in- 246 tencje Rozumniejszych. To oni są faktycznymi autorami projektu ekspedycji. Być może, iż machina liberata została zbudowana po to, by ułatwić ludziom odnalezienie klucza do strefy ponadczasowej. Almais uważa, że księżyc Hor ma spełnić rolę pomostu, umożliwiającego przejście na drugą stronę. No, cóż — Paweł Do uśmiechnął się do Terezy — niech twoja intuicja odpowie na pytanie, czy warto podjąć próbę odnalezienia tego pomostu? — Przytoczyłeś sporo przekonywających argumentów — odpowiedziała Tereza. — W dalszym ciągu jednak nie mogę pozbyć się uczucia niepokoju. O tym, czy powtórnie lądować na księżycu, powinni zadecydować kosmonauci. — Zgoda — rzekł Dowódca — komendanci gwiazdolotów zbiorą głosy swoich załóg. Sami zdecydujcie, czy kontynuować badania księżyca Hor i ponownie nawiązać kontakt z Rozumniejszymi, czy też ruszyć w dalszą drogę? Księżyc podzielił kosmonautów na dwa obozy. Było to wydarzenie godne ubolewania. Od tysiąca lat rodzina człowiecza nie przeżywała podobnego konfliktu. —> Lądować, lądować! — wołali zwolennicy decyzji Pawła. — Nie bądźcie naiwni — przestrzegali ostrożni. — To pułapka. I wtedy doszło do żenującej kłótni między dowódcą a podekscytowanym Tytusem. Z obowiązku Kronikarza Wyprawy powinienem utrwalić sprzeczkę kosmonautów. Z obu stron padały przykre, złe słowa. Nie poznawałem moich przyjaciół. Chodziło oczywiście o Terezę. Paweł Do oświadczył, że troszcząc się o bezpieczeństwo 247 pięciuset ludzi, stworzyła niebezpieczną sytuacją dla całej eskadry. Tytus był innego zdania. I na tym poprzestanę
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.