ďťż

Nie mamy (uwaga prawie medyczna) w przypadku tego nieszczęsnego Humberta do czynienia z pedofilią „czystą”, bo podlotek to już nie całkiem dziecko, tkwi w nim jakiś kawałek...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dlaczego zboczeniec Nabokova jest osobnikiem z pogranicza tego, co jeszcze intuicyjnie pojmowame, i tego, co odcięte od naszych introspekcyjnych możliwości? „Normalny”, tj. „pełny” zboczeniec znajduje przeszkody dla zaspokojenia swych spaczonych namiętności w świecie zewnętrznym pod postacią tych wszystkich możliwości skandalu, uwięzienia, potępienia społecznego, na jakie, realizując swe cele, musi się narazić. Istnieją takiego zboczeńca rozmaite odmiany. Najpierw, i to najczęściej, jest to osobnik umysłowo bardzo nisko stojący, nieraz po prostu debil, kretyn, ale w rozmaitych wariantach, od imbecyla łagodnego, który gdzieś, kiedyś zgwałci znienacka staruszkę pod wpływem animalnego impulsu, zrodzonego w przyćmionej świadomości, po agresywnego, wtedy będzie to casus dla kryminologów, erotoman–sadysta np., jakiś Kuba–Rozpruwacz, w którym żądza mordu jako jedynej szansy zaspokojenia libido łączy się w szczególny sposób ze swoistą chytrością postępowania (postać takiego chytrego idioty–mordercy ukazał niemiecki film Diabeł przychodzi nocą — doskonale odtworzył ją aktor, którego nazwiska niestety nie pamiętam). Człowiek o umysłowości przeciętnej a spaczonym pociągu płciowym dzięki działającym nań od dziecka wpływom społecznym: rodziny, szkoły, środowiska, wykształca w sobie, nieraz nie całkiem świadomie, system hamulców, zakazów, tak że albo zupełnie się nie orientuje, dokąd zmierza strzałka jego popędów, albo zorientowawszy się kiedyś kosztem wielkich wysiłków wewnętrznych te ciemne siły skrywa w sobie i zabarykadowuje; może wówczas dojść do sublimacji popędu i z potencjalnego pedofila powstaje naprawdę świetny i moralnie czysty wychowawca np. W innych wypadkach rekrutować się mogą z takich ludzi psychopaci i histerycy czy nerwicowcy, których przeróżne dolegliwości somatyczne i duchowe są niejako powierzchniowym wyrazem zatopionych w głębi ich psychiki przeklętych, niezawinionych ciężarów, przy czym istnienie takich skaz duchowych uzewnętrznia się dla otoczenia w sposób moralnie neutralny. I zdarzają się na koniec jednostki o umysłowości nad—przeciętnej, które zdolne są do analizowania samodzielnego wszelkich zastanych w społeczeństwie norm i zakazów, psychopaci o wybitnej inteligencji, nieraz obdarzeni talentem i przypisujący sobie, w oparciu o tę samowiedzę, o świadomość własnej wyjątkowości, prawo do łamania obowiązujących norm. Uzurpacja taka zrodziła czyn Raskolnikowa. Wyróżnikiem tego rodzaju anormalności jest jej rzadkość, takiego przynajmniej wypośrodkowania, takiego złączenia cech charakterologicznych, popędowych i intelektualnych, żeby człowiek tego formatu nie traktował świata zastanych wartości zawsze jako wroga. Gdyby to był monomaniak przeświadczony o prawowitości swego postępowania (w sferze erotycznej albo innej, np. dysponowania życiem innych ludzi, jak Raskolnikow) w sposób bezwzględny, to — czy nadbudowywałby swym czynom motywację „wyższego rzędu”, jak czynił to bohater Dostojewskiego, czy działałby z pobudek pozbawionego takich „usprawiedliwień” egoizmu, jak Humbert — przedstawiałby zawsze okaz czystej morał insanity. Zamiast problemu humanistycznego, artystycznego, pisarskiego, mielibyśmy przed sobą tylko kliniczny, zupełnie jak w przypadku zwyrodnialca–idioty, tyle że na wyższym piętrze sprawności intelektualnej. Ale właśnie tak jest, że granica oddzielająca to, co można, od tego, czego nie można, zbrodnię od cnoty, grzech od czystości i piekło od nieba, przebiega wewnątrz takiego człowieka i autorytetem osądzającym, przeciwnikiem staje się niekiedy on sam dla siebie w stopniu daleko intensywniejszym od czyhającego na nieprawość (aby ją skazać) społeczeństwa. Problem odwieczny skłonnej do grzechu natury ludzkiej, pytania o konwencjonalną (dla osobowości wybitnej przekraczalną) czy też ponadhistorycznie niezmienną linię zakazów, z którymi rudymentarnie już chyba neandertalczyk zaczynał mieć kłopoty, u tego zboczeńca są skoncentrowane szczególnie, podniesione do potęgi — i oto dochodzimy do zrozumienia, że „zboczeniec” jest po prostu szkłem wyolbrzymiającym, że nie o studium perwersji idzie, tylko o artystyczny wybór środków, które umożliwią, w swym rezultacie ostatecznym, nowe (a to w literaturze najtrudniejsze!) przeżycie spraw seksu i miłości
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.