ďťż

Chuąuet pobiegł do celi biskupa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Starzec leżał na posadzce z roztrzaskaną czaszką. Pośród odłamków kości i krwawych strzępów twarz była nie do rozpoznania. Zupełnie jakby kapłan zginął od potężnego uderzenia maczugą. Nieszczęsny Chuąuet nie wierzył własnym oczom. Izbę wypełniał gęsty dym. Ostra, nieznana woń drażniła nozdrza. Zakonnik zbliżył się do zamordowanego, szlochając. Gęstniejąca krew spływała po oparciu fotela, który był mu tak dro- 30 gi. Na oparciu tego mebla z orzechowego drewna wyrzeźbiono kartusz, a na nim bogatą w detale scenkę - grupę uczniów, którzy z podziwem spoglądają na mistrza. Jego postać usytuowana w centrum wznosi ręce jak w modlitwie. Mistrzowsko wykonana płaskorzeźba, na pierwszy rzut oka banalna i nie-znacząca, przywoływała bogactwo skojarzeń: zgromadzenia pierwszych chrześcijan, szkołę jońską, wierzenia egipskie, kult Mirty, eleuzyjskie misteria. Drewniane oparcie nie ucierpiało, lecz na tym cudownie rzeźbionym obrazie uczniowie otaczający mistrza byli teraz skąpani we krwi. Wieczorem, po raz pierwszy tej zimy, opady śniegu dotarły także do Draguan. Przez cały dzień wszyscy mówili wyłącznie o śmierci biskupa. Noc nie uspokoiła wzburzonych umysłów. Ludzie zniknęli z zaśnieżonych uliczek, aby toczyć rozmowy w cieple kominków. W ciągu tych kilku godzin opinia o poczciwym Haąuinie uległa nieoczekiwanej zmianie - święty mąż okazał się zdrajcą i wiarołomcą. Nikt nie ubolewał nad jego śmiercią, lecz potępiano mordercę. Wieść o nagłej wizycie „człowieka w czerni", o potwornym huku i roztrzaskanej czaszce starca rozeszła się lotem błyskawicy. Żadna broń świata nie zdołałaby unicestwić w taki sposób istoty z krwi i kości. W oczach osieroconego, przesądnego ludu kapłan stał się nagle grzesznikiem, gdyż tylko niewybaczalny grzech mógł usprawiedliwić tak ciężką karę. Szeptano, że biskup padł ofiarą gniewu szatana. Jego mroczna przeszłość zaczęła intrygować. Jego milczenie, samotność, melancholia -wszystko to rozbudzało i podsycało chorobliwe rojenia poszukiwaczy tajemnic. Uczyniono zeń potępieńca, zabójcę dzieci, poplecznika heretyków, sodomitę. Beatrycze, pierwsza gospodyni biskupa, przypomniała sobie, że w kufrze biskupa znalazła (wy- 31 darzyło się to przed z górą dwudziestu laty) sambenito, żółty w czerwone krzyże pokutny worek, który inkwizycja nakazywała nosić skruszonym grzesznikom. Ludzie żegnali się znakiem krzyża. Haąuin był fałszywym biskupem! Przez trzydzieści lat ten renegat odprawiał msze, spowiadał i rozgrzeszał, chrzcił dzieci. Na myśl o tym wiernych ogarnęło przerażenie i wstyd, który przerodził się w gniew. Pasmo nieszczęść, jakie spadały na Draguan od wyłowienia z Montayou trupów, nabrało nagle innego znaczenia, jawiło się w nowym świetle. Nawet za tę srogą zimę winiono teraz Haąuina. Każdy z mieszkańców Draguan miał swoje zdanie na temat tożsamości mordercy i okoliczności zabójstwa. Szło już tylko o to, kto poda nowy lub bardziej przekonywający szczegół. Szymon Clergues, tkacz, zapewniał, że na długo przed zbrodnią widział włóczącego się ulicami człowieka w czerni; szlifierz Haribald opowiadał o grupie jeźdźców w ciemnych szatach, którzy czekali ponoć u bram miasta (powtarzał z uporem, że ich rumaki były jaskrawoczerwone); karczmarka klęła się na wszystkie świętości, że koń niósł dwóch ludzi - olbrzyma i karła (olbrzym prawdopodobnie zbiegł, karzeł z pewnością nadal przebywał w mieście). Snycerz Pelat zapewniał, że uciekający morderca trzymał w prawej ręce potworny zakrwawiony przedmiot... Balwierz Anteliau twierdził, że była to... głowa biskupa! Z upływem czasu mnożyły się sprzeczne i mrożące krew w żyłach opowieści. Ludzie byli coraz bardziej wzburzeni, ich gniew zwrócił się przeciwko świętościom. Łamali krzyże, deptali święte obrazy. Wystraszeni mnisi zabarykadowali się w biskupstwie i na kanonii. - Człowiek w czerni mógł nas wszystkich wymordować! -wrzasnęła stara kobiecina, ciskając kamień. Wieczorem wieśniacy wypuścili się na drogi wiodące z miasta, by wypatrywać czarnego jeźdźca, gdyby ten postanowił wrócić, a także złych mocy, które niebacznie wywołano w ciągu dnia. Jedni pragnęli chronić rodziny, inni chcieli czynem dowieść swego bohaterstwa. 32 Szymon Clergues, tkacz, zajął wraz z trzema ludźmi pozycję przy starej bramie północnej, za rozwalającą się przyporą murów obronnych, tworzącą zamkniętą z trzech stron redutę. W razie zagrożenia mieli wszcząć alarm i podjąć obronę
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.