Cenne informacje, podrobione dokumenty, podwody...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. Armand zawsze p³aci³ z³otem albo srebrem. Tylko wtedy mo¿na liczyæ na dobr± jako¶æ i dyskrecjê. Jacqueline pomy¶la³a o rodzinnych klejnotach, ukrytych w Chãteau de Lambert. Zamek zosta³ z pewno¶ci± spl±drowany, ale byæ mo¿e nikt nie odkry³ kryjówki. Wyprawa do zamku by³a bardzo ryzykowna. Gdyby j± tam schwytano, nie mog³aby ocaliæ Armanda... Lepiej o tym nie my¶leæ. - Wiem, gdzie mo¿na znale¼æ nieco kosztowno¶ci - powiedzia³a tylko. - W porz±dku. - Wsta³ z krzes³a. - Teraz musisz co¶ zje¶æ, a potem odpocz±æ. Planowaæ zaczniemy jutro rano. Jacqueline najchêtniej przyst±pi³aby do opracowania planu, ale potulnie wsta³a i posz³a za Justinem do kuchni, gdzie Philippe po¿era³ bochenek chleba i miskê miêsa. Justin poda³ i jej talerz, a gdy siê posili³a, zaprowadzi³ j± i Philippe'a na piêterko. Jacqueline dosta³a ten sam pokój, w którym Armand przeistoczy³ j± z m³odego rewolucjonisty w wiejsk± babê. Sypialnia Justina znajdowa³a siê naprzeciwko, Philippe dosta³ pokój na koñcu korytarza. Zmêczona d³ug± drog± Jacqueline umy³a siê pospiesznie, w³o¿y³a nocn± koszulê i w¶lizgnê³a siê do ³ó¿ka. Ju¿ mia³a zdmuchn±æ ¶wieczkê, gdy us³ysza³a jaki¶ ruch za drzwiami. Przekonana, ¿e to Justin chce z ni± co¶ omówiæ, podnios³a siê i posz³a sprawdziæ, o co mu chodzi. Skulony na go³ych deskach pod jej drzwiami le¿a³ Philippe, nie-rozebrany i przykryty tylko cienkim kocem. - Co ty tu robisz, na lito¶æ bosk±?! - spyta³a szeptem. Uniós³ siê na ³okciu i spojrza³ na ni±. - Pomy¶la³em, ¿e lepiej siê tu przeniosê ze spaniem na wypadek, gdyby¶ potrzebowa³a pomocy - oznajmi³. - Nie b±d¼ ¶mieszny! - ofuknê³a go. - Dlaczego mia³abym wzywaæ pomocy o tej porze?! Wracaj do swego pokoju! Philippe siê nie ruszy³. Spojrza³ tylko znacz±co na drzwi Justina po przeciwnej stronie korytarza. - Lepiej tu bêdê spa³ - odpar³. - Chyba ci to nie przeszkadza? U³o¿y³ siê na pod³odze i zamkn±³ oczy. Jacqueline spogl±da³a na niego ze zniecierpliwieniem. I nagle zrozumia³a: Philippe obawia³ siê zakusów Justina na jej cnotê! By³a wzruszona troskliwo¶ci± ch³opca, ale zdecydowanie nie ¿yczy³a sobie, by le¿a³ na korytarzu przez ca³± noc. Nie chcia³a te¿ k³óciæ siê z nim, Justin móg³by ich us³yszeæ i poczu³by siê ura¿ony. - Wejd¼ do mnie na chwilê, Philippe, omówimy to – poleci³a szeptem i uchyli³a szerzej drzwi. Popatrzy³ na ni± podejrzliwie, ale wsta³ i wszed³ do pokoju. Jacqueline zamknê³a drzwi i spojrza³a nañ z odrobin± rozbawienia. - Philippe, jestem bardzo wzruszona, ¿e tak troszczysz siê o mnie, ale zapewniam ciê, ¿e to zupe³nie niepotrzebne. Nic niestosownego nie zdarzy siê tej nocy. Proszê, wracaj do swego pokoju i k³ad¼ siê do ³ó¿ka! Wzruszy³ ramionami, ani trochê nieprzekonany. - Taka dama jak ty nic nie wie o mê¿czyznach - powiedzia³ z powag± eksperta. -Ale ja ich znam i lepiej, je¶li zostanê tu pod drzwiami. Nie szkodzi, ¿e na pod³odze. Nie pierwszy raz. - Nie mo¿esz spaæ na korytarzu! - o¶wiadczy³a stanowczo. Po raz kolejny wzruszy³ ramionami. - Nie mo¿esz mi zabroniæ! Jacqueline westchnê³a. Opiekuñcza postawa ch³opca wzruszy³a j±, ale wcale go nie prosi³a o pomoc! Ze strony Justina nic jej nie grozi³o... tylko jak to wyt³umaczyæ dziecku ¿yj±cemu na ulicy, w¶ród pijaków, z³odziei i dziwek? Nie chcia³a te¿ przed³u¿aæ sporu. Marzy³a tylko o tym, by po³o¿yæ siê do ³ó¿ka i choæ trochê przespaæ. - Niech tak bêdzie - ust±pi³a. -Je¶li tak obawiasz siê o moj± cnotê, nie musisz wracaæ do siebie. Mo¿esz zostaæ tu razem ze mn±. Spojrza³ na ni± ze zdumieniem. - Nie pozwolê, ¿eby¶ znosi³ niewygodê na korytarzu, kiedy w moim ³ó¿ku do¶æ jest miejsca dla nas obojga - powiedzia³a, odchylaj±c przykrycie. - Obywatelko Duport, czy jak ci tam! Nie pójdê z tob± do ³ó¿ka! - oznajmi³ twardo. Jacqueline z trudem powstrzyma³a siê od ¶miechu. Trzy miesi±ce temu tak samo broni³a siê przed Armandem, który by³ dla niej wówczas „obywatelem Julien". Jak¿e istotne wydawa³y siê jej wówczas wzglêdy przyzwoito¶ci! Silniejsze od zdrowego rozs±dku i w³asnej wygody. - Sam rozum dyktuje, ¿e je¶li ³ó¿ko jest du¿e, nale¿y siê nim podzieliæ - powiedzia³a, przypominaj±c sobie to, co mówi³ Armand. - Mowy nie ma! - powtórzy³ Philippe, wyra¼nie tym zgorszony. - To nie wypada! Jacqueline westchnê³a. Najwyra¼niej ch³opak nie uwa¿a³ siê za dziecko, lecz za doros³ego mê¿czyznê. Gdyby chcia³a mu to wybiæ z g³owy, urazi³aby jego dumê. Zdecydowa³a siê wiêc na ustêpstwo. - We¼ te poduszki i koc, i po¶ciel sobie na pod³odze! - powiedzia³a, oddaj±c mu czê¶æ po¶cieli. To rozwi±zanie ch³opiec uzna³ za rozs±dne. Szybko umo¶ci³ sobie legowisko. Ju¿ mia³ na nie opa¶æ, gdy nagle Jacqueline co¶ siê przypomnia³o. - A co z myciem, Philippe? - spyta³a. Spojrza³ na ni± zbity z tropu. - Z jakim znów myciem? - Powiniene¶ siê umyæ - wyja¶ni³a. - Twarz, rêce, zêby... Czy w twoim pokoju nie by³o wody i myd³a? Wzruszy³ ramionami. - Nie wzruszaj ci±gle ramionami, Philippe, bo to niegrzeczne. Czy by³y tam woda i myd³o? - Mo¿e i by³y - odpar³ z absolutnym brakiem zainteresowania. - Po to, ¿eby¶ siê umy³. Mo¿esz teraz skorzystaæ z mojej umywalki. W dzbanku jest czysta woda. Wymyj porz±dnie twarz, szyjê i rêce. I zêby! Rzuci³ jej buntownicze spojrzenie. - Jak wolisz, ¿ebym spa³ na korytarzu... - zacz±³ tonem pogró¿ki. - To nie bêdzie konieczne - odpar³a. - Na twoim miejscu umy³abym siê, je¶li marzy ci siê smaczne, obfite ¶niadanie. Ale mo¿e bardziej ci odpowiada letnia herbata i kleik. Wybieraj! I u¶miechnê³a siê s³odko. Rzuci³ jej mordercze spojrzenie i wsta³. Przez kilka nastêpnych minut dochodzi³ do niej plusk wody i co¶, co podejrzanie przypomina³o st³umione przekleñstwa. Stara³a siê nie zwracaæ na to uwagi. Gdy w koñcu Philippe powróci³, jego pot³uczona i pokaleczona twarz by³a wzglêdnie czysta. Sapn±³ z oburzenia, rzuci³ siê na swoje legowisko i otuli³ szczelnie kocem. Jacqueline zdmuchnê³a ¶wiecê. Le¿a³a w milczeniu, czekaj±c na sen, wkrótce jednak zrozumia³a, ¿e nie nadejdzie. Patrzy³a wiêc w mrok i rozmy¶la³a, jak wedrzeæ siê do La Force. - Idê z tob± - odezwa³ siê nagle Philippe, m±c±c ciszê tym nieoczekiwanym o¶wiadczeniem. - O czym mówisz? Uniós³ siê na ³okciu i spojrza³ na Jacqueline. - Pomogê ci wyci±gn±æ tego cz³owieka z La Force - odpar³ z ca³± powag±. - Pods³uchiwa³e¶! - Strasznie tu cienkie ¶ciany - zaprotestowa³ niewinnie. - K³amca! Pods³uchiwa³e¶ umy¶lnie - rzuci³a oskar¿ycielsko Jacqueline. - Czy to ma znaczenie? Chodzi o to, ¿e pójdê z tob±. - Nie zgadzam siê. - Przydam ci siê na pewno - upiera³ siê ch³opak. - Wygl±dam na ma³olata m³odszego, ni¿ jestem
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.