ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Dimmick cmoknął kilka razy z dezaprobatą.
- Pytałem, czy chce pan z nami współpracować - rzekł w końcu. - Odpowiedział pan
przecząco.
- Co było niezwykle krępujące - dorzucił Cuff.
- To dopiero będzie krępujące dla kogoś - przestrzegł ich Mason.
- Chwileczkę - spytał Rodney. - Czy pani Prescott uzyskała pełnomocnictwo do
zarządzania masą spadkową?
- Złożyła już wniosek.
- Na pewno nie zostanie oskarżona o współudział - zauważył Cuff.
- Bank korzysta z waszych porad - podjął problem Perry. - Chcę otrzymać
wszystkie
informacje na temat tego konta.
- Jestem przekonany, że bank nie chce mi ich ujawnić za pana radą.
Dimmick próbował podnieść się z fotela, ale ze stęknięciem opadł nań z powrotem.
- Rodney, pamiętaj, że lekarz nie pozwolił mi się denerwować. Nie pozwól, żeby
coś
mnie zirytowało!
- Czy aby nie wyciąga pan pochopnych wniosków? - zapytał Cuff Masona.
- Nie wydaje mi się - Perry nie spuszczał wzroku ze starszego prawnika.
- No cóż - powiedział Dimmick - nie miałem co prawda czasu, żeby to sprawdzić,
ale
jeżeli znam się na prawie, to dopóki ktoś nie zostanie wyznaczony wykonawcą lub
nie uzyska
pełnomocnictwa do zarządzania spadkiem, dopóty bank nie musi udzielać odpowiedzi
na jego
pytania.
- Nie mówię, jak zapatruje się na to prawo - odrzekł Perry. - Mówię o tym, czego
chcę.
- Ależ my musimy brać pod uwagę literę prawa, doradzacie bankowi - wyjaśnił
Dimmick.
Mason wstał.
- Zna pan moje stanowisko. Oczekuję wiadomości z banku w ciągu godziny.
Dimmick uderzył laską w podłogę.
- Nie wydobędzie pan od nas niczego, dopóki pani Prescott nie zostanie
oczyszczona z
zarzutów lub wyznaczona przez sąd wykonawczynią...
Adwokat stanął przy biurku starszego pana i spojrzał na niego z góry.
- Dimmick - powiedział powoli - żyje pan w akademickim świecie prawniczych
abstrakcji. Pańska idea praw i obowiązków wywodzi się z czytania kodeksów. A
teraz
otrzymał pan karty w zupełnie innej rozgrywce. To nie jest brydż w gronie
przyjaciół, lecz
bezwzględny poker. Może pan ze mną współdziałać lub nie, jak się panu podoba.
Ale jeżeli
nie zrobi pan tego, o co proszę, to rozpętam prawdziwe piekło. Oczekuję na
wiadomość w
ciągu godziny.
Dimmick z wysiłkiem wstał z fotela.
- Niech pan uważa! - wrzasnął. - Nie może pan nas do niczego zmusić! Nie ubija
pan
interesów z jakimiś pokątnymi adwokacinami. Dimmick, Gray and Peabody
reprezentują...
- Proszę nie zapominać, co zalecił panu lekarz - przerwał mu Perry. - Nie wolno
się
panu unosić.
Podszedł do drzwi, otworzył je, po czym zwrócił się do Cuffa:
- A co z portfelem, który pan zabrał z kieszeni Packarda?
- Z portfelem?! - zdziwił się Rodney, szeroko otwierając oczy. - Tam nie było
żadnego
portfela.
- Nie ma go teraz - podkreślił Mason. - Co wcale nie oznacza, że nie było.
- Nie rozumiem pana - odrzekł Cuff. - Pan...
- Ja go rozumiem - przerwał mu Dimmick. - Zamierza twierdzić, że nielegalnie
zabrałeś portfel z kieszeni Packarda.
- Nie zamierzam twierdzić niczego takiego, panowie - zaoponował Perry. -
Zamierzam
tylko zwrócić uwagę prasie na niezwykły fakt, że denat prowadził samochód bez
prawa jazdy.
Kiedy doktor Wallace zajmował się Packardem w szpitalu, ranny miał przy sobie
prawo jazdy
z wpisanym nazwiskiem i adresem w Altaville. Prawo jazdy znajdowało się w
portfelu.
Lekarz zwrócił mu zarówno dokumenty, jak i portfel. Co się z nim w takim razie
stało?
- Skąd mam to wiedzieć? - zirytował się Cuff.
- A w jakim celu szperał pan po kieszeniach zmarłego?
- Próbowałem go zidentyfikować.
- To pan tak twierdzi - chłodno skonstatował Mason. A pan reprezentuje Jamesa
Driscolla, właściciela broni, z której został zastrzelony Prescott. Niech pan
nie zapomina, że
Carl Packard zobaczył coś w oknie domu Prescotta mniej więcej w czasie, gdy
popełniono
morderstwo. Następnie ktoś co zabił, żeby zamknąć mu usta na wieki. Dziwnym
trafem
James Driscoll od razu wiedział, iż ofiarą wypadku w górach był Packard. Być
może nad
wyraz szacowna firma Dimmick, Gray and Peabody będzie musiała odpowiedzieć na
kilka
kłopotliwych pytań, zanim skończę.
Oburzony Cuff podszedł do Masona:
- Nie może pan mówić takich rzeczy. To jest...
- Do widzenia, panowie - powiedział Perry, wychodząc na korytarz. - Zostało wam
jeszcze pół godziny. - I zatrzasnął za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Perry Mason z kciukami wetkniętymi pod pachy kamizelki i opuszczoną w zadumie
głową przemierzał równym krokiem gabinet tam i z powrotem
|
WÄ
tki
|