ďťż

— Jak wyglądała ta kobieta? — spytałem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— A bo ja wiem! Myślałem, że jesteście w pobliżu, żeby ją aresztować. Była stara, lekko przygarbiona, ale twarzy nie widziałem, miała woalkę. Nic więcej nie wiem! Co wy sobie, u diabła, wyobrażacie? To skandal, co wy... Jakoś go w końcu uspokoiłem i powlokłem z powrotem do domu, pozostawiając dokładniejszą penetrację terenu policjantom. Było ich teraz czternastu czy piętnastu, każda brama kryła przynajmniej jednego. Audrey powinna się zjawić, jak tylko ją zwolnią, więc chciałem być na miejscu, by ją wziąć w obroty. Mieliśmy dużą szansę zatrzymania porywaczy, nim się gdzieś zaszyją, jeśli tylko będzie nam potrafiła cokolwiek o nich powiedzieć. W domu Gatewood przypiął się znowu do butelki, a ja warowałem, jednym uchem nadsłuchując telefonu, drugim dzwonka u drzwi. 0'Gar albo Thode telefonowali co pół godziny, żeby dowiedzieć się, czy nie ma wiadomości od dziewczyny. Sami jak dotąd nic nie wykryli. Przyjechali o dziewiątej razem z Luskiem. Kobieta w czerni okazała się mężczyzną, który dawno zdążył drapnąć. Przy bocznym wejściu jednej z czynszówek przylegających do przesmyku, tuż koło drzwi, odkryli damską spódnicę, długi płaszcz i kapelusz z woalką, wszystko czarne. Przesłuchawszy lokatorów dowiedzieli się, że trzy dni wcześniej jedno z mieszkań wynajął młody mężczyzna nazwiskiem Leighton. Oczywiście nie zastali go w domu. W pokojach znaleźli mnóstwo niedopałków, pustą flaszkę i nic ponad to, co tam było, kiedy Leighton się wprowadzał. Wnioski nasuwały się proste. Wynajął mieszkanie, żeby mieć dostęp do kamienicy. Przebrany za kobietę, wyszedł na spotkanie z Gatewoodem bocznymi drzwiami, które zostawił otwarte. Potem wpadł do budynku, zaryglował drzwi, zrzucił przebranie, przebiegł przez kamienicę i wyszedł frontem, nim mieliśmy czas zarzucić naszą jakże nieszczelną sieć. Być może podczas ucieczki musiał się raz i drugi kryć po bramach przed patrolującymi autami 0'Gara i Thode'a. Leighton, jak się okazało, był mężczyzną około trzydziestki, szczupłym, wzrostu metr siedemdziesiąt, może metr siedemdziesiąt pięć, o ciemnych włosach i ciemnych oczach. Na sąsiadach, którzy go dwukrotnie widzieli, wywarł wrażenie przystojnego i eleganckiego w swym brązowym garniturze i beżowym pilśniowym kapeluszu. Zarówno obaj detektywi, jak inspektor pocztowy uważali za rzecz niemożliwą, żeby Audrey przetrzymywano choćby przejściowo w mieszkaniu wynajętym przez Leightona. Minęła dziesiąta, a od dziewczyny nie było żadnej wiadomości. Gatewood utrącił swoją apodyktyczną agresywność i zdawał się bliski załamania. Źle znosił przeciągające się napięcie, a pochłaniany alkohol też mu nie pomagał. Nie żywiłem do niego najmniejszej sympatii ani na podstawie tego, co o nim słyszałem, ani na podstawie tych paru krótkich zetknięć, ale teraz zrobiło mi się go żal. Zadzwoniłem do Agencji o raporty detektywów, którzy odwiedzili znajomych Audrey. Okazało się, że ostatnia widziała ją niejaka Agnes Dangerfield. Audrey szła samotnie Market Street nie opodal Szóstej Ulicy między kwadrans po ósmej a kwadrans przed dziewiątą wieczorem. Była jednak dość daleko po drugiej stronie jezdni, tak że Agnes z nią nie rozmawiała. Poza tym chłopcy ustalili tylko, że Audrey jest nieznośną, rozpaskudzoną pannicą, zadającą się z różnymi dziwnymi osobami — dziewczyną, która mogła łatwo wpaść w ręce zawodowych kryminalistów. Wybiło południe, a Audrey wciąż nie było. Daliśmy znać do gazet, żeby opublikowały przygotowane materiały, uzupełniając je opisem wydarzeń ostatnich godzin. Gatewood siedział złamany, z głową opartą na dłoniach, wpatrzony w ziemię. Zamierzałem właśnie wyjść, tknięty pewnym domysłem, kiedy podniósł na mnie wzrok. Byłbym go nie poznał, gdybym nie obserwował zachodzącej w nim przemiany. — Jak pan myśli, co ją zatrzymuje? — spytał. Nie miałem serca powiedzieć mu tego, co się narzucało teraz, kiedy okup został wypłacony, a ona się nie pokazała. Zbyłem go paroma ogólnikowymi pocieszeniami i wyszedłem. Złapałem taksówkę i kazałem się zawieźć do centrum handlowego. Obszedłem pięć największych domów towarowych, zatrzymując się przy wszystkich stoiskach z damską odzieżą, od pantofli do kapeluszy, i rozpytując, czy przypadkiem jakiś mężczyzna, odpowiadający być może wyglądem Leightonowi, nie kupował w ostatnich dniach ubrań dla młodej kobiety o figurze Audrey Gatewood. Nie uzyskawszy nigdzie potwierdzenia, przekazałem resztę miejscowych sklepów jednemu z kolegów z Agencji, a sam pojechałem promem na drugą stronę zatoki przeczesać domy towarowe Oakłand. I poszczęściło mi się od razu w pierwszym. Nie dalej niż wczoraj mężczyzna, którym mógł być z łatwością Leighton, kupował damskie stroje rozmiarów Audrey
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.