ďťż

– Wyślemy zespół Kampfschwimmerów przodem w miniaturowej łodzi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jest na tyle mała i cicha, że nie zostanie wykryta, w dodatku ma duży zasięg. A poza tym, Gunther, chciałbym, żebyś nią popłynął jako pilot, aby monitorować całą akcję. To zabrzmiało interesująco, ale i trochę niebezpiecznie. – Tak jest, panie kapitanie. – Nurkowie mają swoją łódź o stalowym kadłubie i niewielkim maksymalnym zanurzeniu – rzekł ter Horst. – Zejdąna długiej linie, zabierając ze sobą czułą kamerę, połączoną kablem komunikacyjnym z łodzią więc będziesz mógł obserwować ich pracę. Urządzenie, które podłączą do hydrofonu, nadaje fałszywy sygnał, szumy tła oceanicznego i tym podobne, a my tymczasem przemkniemy się. – Przez cztery lata – odezwał się Bauer – Amerykanie za bardzo polegali na SOSUS, jako sposobie wykrywania obcych okrętów. Gdy pokonamy ich system naszym sposobem, będą w szoku. – Lecz w końcu zaczną podejrzewać, że coś jest nie tak z nadchodzącym sygnałem, kapitanie. – Wtedy będziemy już daleko, będziemy zatapiać ich tankowce i lotniskowce na prawo i lewo... Czyż nauka nie jest cudowna? 22 Na Challengerze Prima Latina miała się zatrzymać w porcie Balboa u wylotu Kanału Panamskiego od strony Pacyfiku, aby wysadzić na ląd pilota. Dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie wtedy silniki statku zablokowały się na najwyższych obrotach. Rodrigowi, wysłanemu pod pokład przez kapitana, by pozamykać główne zawory paliwowe, zajęło to mnóstwo czasu, gdyż udawał, że krząta się po maszynowni, szukając właściwych pokręteł. Władze, sterujące ruchem w kanale, ostrzegły drogą radiową inne statki, by usunęły się z głównego toru wodnego, podczas gdy Prima Latina przepłynęła z maksymalną szybkością całą długość Zatoki Panamskiej. Pilot miał być zabrany przez łódź portową, która nie mając wyboru, musiała gonić frachtowiec. W końcu, u samego wylotu zatoki, udało się wyłączyć silniki. Prima Latina wytraciła szybkość i stanęła. Pilot odpłynął, przeklinając i odgrażając się, że pobierze podwójną opłatę za przepłynięcie kanałem, gdyż stracił mnóstwo swojego cennego czasu. Jeffrey dowiedział się o tym wszystkim, gdyż Rodrigo opowiedział mu ze śmiechem całą historię, gdy tylko pilot opuścił ich pokład. Uszkodzenie silnika było sfingowane i stanowiło część planu CIA, mającego na celu przeprowadzenie Challengera przez płycizny znacznie szybciej, a następnie umożliwienie Prima Latinie zatrzymanie się bez wywoływania niczyich podejrzeń. Bardzo dogodnie Zatoka Panamska stanowiła prawą granicę szelfu kontynentalnego Ameryki Środkowej na Pacyfiku. Stojąc na kadłubie Challengera we wnętrzu Prima Latiny, Rodrigo wręczył Jeffreyowi pożegnalny prezent w postaci świeżych owoców, cygar hawańskich i kilku zaktualizowanych dysków z danymi wywiadowczymi. Mężczyźni pożegnali się serdecznie, po czym Rodrigo wyszedł ciasnym przejściem z tajnej ładowni. Niedługo potem otworzyły się grodzie denne. W tym miejscu krawędź szelfu kontynentalnego była bardzo stroma. Challenger natychmiast się zanurzył i ruszył w drogę nad dnem, na głębokości trzech tysięcy metrów. Prima Latina popłynęła w swoją stronę, a więc do Peru, gdy prawidłowa praca silników została przywrócona przez załogę maszynowni. Jeffrey zastanawiał się, czy spotka jeszcze kiedyś Rodriga w czasie tej wojny lub po jej zakończeniu. Był to bardzo miły człowiek, którego szczerość w jakiś sposób wzruszyła Jeffreya. Kilka godzin później Jeffrey znów dowodził okrętem, załoga zajmowała stanowiska bojowe. W centrali panowała cisza. Bell, jako koordynator ognia, siedział tuż obok Jeffreya. Technicy Kathy Milgrom pracowali przy konsolach sonarowych, gdy ona rozmawiała ze swoim szefem. Porucznik Sessions i komodor Wilson stali przy ploterze nawigacyjnym. COB i Meltzer obsługiwali urządzenia sterujące okrętem, a Harrison zajmował miejsce zmiennika pilota. Wszystkie stanowiska w centrali były obsadzone, a inni marynarze stali w przejściach, żeby pomóc lub choćby patrzeć i uczyć się. Challenger znowu płynął z maksymalną szybkością. Pokład wibrował, konsole popiskiwały, światła w sprężynowych oprawach poruszały się rytmicznie. Głęboko pod wodą po prawej burcie Challengera pojawił się wulkaniczny szczyt Coiba. Grzbiet Mapelo leżał z lewej strony. Challenger zamierzał opuścić dolinę między obiema wyniosłościami i wyjść na płaską otwartą głębię Basenu Panamskiego. Przepłynięcie basenu byłoby ryzykowne, gdyż wyglądał jak wielka podwodna równina lub zatopiony płaskowyż – nie było żadnych elementów terenu, które mogłyby dać jakieś ukrycie. Nawet przy niewielkiej szybkości okręt Jeffreya byłby bardzo wyeksponowany, niemal nagi. Ale Jeffrey nie miał wyboru. Basen stanowił jedyną drogę do następnej długiej, pofałdowanej strefy tektonicznej na dnie oceanu, Grzbietu Kolumbijskiego. Dogodnie szeroki i poszarpany grzbiet biegł na południowy zachód przez tysiąc mil i kończył się na strefie załamania przy Galapagos. – Sternik – rozkazał Jeffrey – zwolnij do jednej trzeciej naprzód, wykonaj skręty na cztery węzły. Meltzer potwierdził. Jeffrey chciał przeprowadzić pełne przeszukanie dźwiękowe, zanim opuszczą bezpieczną dolinę i wyjdą na gładką równinę basenu. Głównym problemem taktycznym Jeffreya było szybkie i dyskretne pokonanie Basenu Panamskiego. Wykorzystanie Kanału Panamskiego mogło skrócić o parę cennych dni drogę na południowy Pacyfik, ale i tak do pokonania pozostał jeszcze ogromny dystans. Rozpoczął się nasłuch pasywnym sonarem. Na ploterze pojawiły się statki handlowe. – Nowy kontakt na sonarze pasywnym – powiedział jeden z marynarzy podległych Kathy. – Kontakt płynie w zanurzeniu. „Okręt podwodny. Czy to nasz? A może wrogi, który tu na nas czeka?” – Klasyfikacja kontaktu? – zażądał Jeffrey. – Diesel, płynący na akumulatorach, panie kapitanie – odezwała się Kathy. – Kilka śrub, silna kawitacja i efekt łopatkowy. Jeffrey odprężył się. Polecił Kathy, żeby podała kontakt na głośniki. W centrali pojawił się nowy dźwięk, rytmiczny łoskot z syczeniem w tle. Bell posłuchał i spojrzał na Jeffreya. – Z pewnością nie usiłuje się ukryć. To niemożliwe przy takim hałasie. Dieslowska łódź była starym okrętem. Płynęła tak płytko, że ssanie śrub tworzyło pęcherzyki próżniowe, które zapadały się z trzaskiem, tworząc szum kawitacyjny. Wirujące śruby także wydawały wyraźny odgłos, gdy każda łopata przecinała turbulencje wywołane sterem i płatami rufowymi. Tworzyło to regularny synkopowy rytm – puls łopatkowy. – Możesz zidentyfikować? – spytał Jeffrey. – Wydaje się, że to peruwiański Foxtrot – odpowiedziała Kathy. – Niegroźny – dodał Bell. – Trzeciorzędny, z trzeciej ręki, neutralny okręt Trzeciego Świata. Przestarzałe sonary i sterowanie ogniem
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.