Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– A sk±d mam wiedzieć? Ale chciałe¶ się tam dostać, może nie? Cały czas gadałe¶
tylko
o tym... mówiłe¶, że to ostatnia nadzieja.
– Niby tak – odparł niepewnym głosem. – Ale co to jest? Do niczego to niepodobne!
– Nie popatrzysz, to się nie dowiesz, prawda? ChodĽmy, dopóki ta sztuczka
jeszcze tu jest!
Wstał powoli, a jego twarz przybierała coraz bardziej rozumny wyraz.
– Nie wiem – ponownie się zjeżył, jakby owiał go nagle zimny wiatr. – Czy jest
sens...
– A co będzie z tamtymi, co zostali w obozie, jak nikogo nie znajdziesz? Co w
ogóle się
z wami stanie? Co będzie ze mn±, Ulissesie? Naprawdę my¶lałe¶, że przeżyję, jak
zostanę sama
jedna? Do¶ć już udawania głupiego, chodĽmy!
Machinalnie przesun±ł dłoni± po pasie, jakby sprawdzał, czy broń jest na swoim
miejscu.
Wiadoma rzecz, że niczego nie znalazł – zdziwił się więc tylko i wzruszył
ramionami.
– No dobra – powiedział. – ChodĽmy.
– Poczekaj chwilkę, tylko odepchnę tratwę – powiedziałam. – Ugrzęzła chyba w
błocku.
I skoczyłam do wody.
* * *
Przez cał± drogę do wsi Simona prze¶ladowało osobliwe uczucie podmiany – jakby
wszystko
wokół stało się odrobinę inne, trochę nieprawdziwe. Może to dlatego, pomy¶lał,
że po raz pierwszy
schodzili do wsi wszyscy razem i na mobilu – czego nie robił nigdy wcze¶niej.
A może dlatego, że sama wioska wygl±dała dzi¶ jako¶ inaczej – zza wysokiej
palisady
wygl±dały dachy domów, a czarny pas skopanej ziemi otaczał j± z zewn±trz niczym
rzeka.
– Czy tu zawsze jest tak cicho? – zapytała Oliwia.
Dopiero wtedy Simon zrozumiał, co go zaniepokoiło – tym czym¶ była absolutnie
głęboka
cisza porzuconej ludzkiej sadyby, zachowuj±cej jeszcze ciepło ognisk, ale już
pustej.
– Co? – zdziwił się Komenski. – Nikogo nie ma?
– Nie wiem – odparł Simon przez zaci¶nięte zęby.
– Może Ľle ich zrozumiałe¶?
– Zrozumiałem ich zupełnie dobrze.
Mobil płynnie przemkn±ł nad pasmem zaoranej ziemi i zatrzymał się przed palisad±.
Wrota
były zamknięte.
– Podnie¶ć go wyżej? – zapytał Gedeon.
– Nie. Nie trzeba.
– S±dzisz, że ich nastraszymy?
– Tym? Nie, nie s±dzę. Ale tak czy owak, nie trzeba. To nieuprzejme, włazić tak
gdzie¶ bez
zaproszenia. Poczekajmy.
Ludzie pojawili się nagle i wcale nie tam, gdzie ich oczekiwano – wyszli z lasu,
przecięli
polanę i zatrzymali się wokół mobila. Simon otworzył drzwi i wyskoczył na
zewn±trz.
Był to starosta w towarzystwie kilku ponurych młodych ludzi – wszyscy mieli na
sobie
baranice powywracane runem na wierzch.
„Boj± się andrów? – pomy¶lał Simon. – Starucha mówiła chyba, że tamci s±
nieszkodliwi, ale
te byczki maj± wyraĽnego stracha”.
– Wszystko wzięli¶cie? – zapytał Micheasz, występuj±c przed gromadę.
– Tak – odpowiedział Simon. – Jak się umówili¶my...
Starosta bokiem, ostrożnie zbliżył się do przyczepy i zajrzał do ¶rodka.
– Dobrze – powiedział. – Zostawcie wszystko tutaj. I wychodĽcie. Wszyscy
przyszli¶cie?
– Wszyscy – stwierdził Simon.
– Oni się pokaż± tylko wszystkim...
Simon wrócił do mobila.
– Wszystko w porz±dku – powiedział. – Wysiadajcie.
– Mamy zostawić maszynę? – zapytał z niedowierzaniem Gedeon.
– Tak.
– Na wszelki wypadek odł±cz przyczepę i odprowadĽ j± nieco dalej – polecił
Komenski. –
Simonie, wzi±łe¶ pelengator? Może trzeba będzie się rozł±czyć...
Simon bez słowa przyczepił do przedramienia płask± tabliczkę pelengatora i ukrył
miniaturowe słuchawki w kieszeni na piersi.
– To broń? – zapytał starosta, który uważnie ¶ledził wszystko, co się działo.
– Nie – odparł Simon szczerze.
– Zostawcie broń tutaj. Oni nie lubi± broni.
– A kto lubi? – mrukn±ł pod nosem Gedeon.
– No, przynajmniej s± przewiduj±cy – zauważył Komenski. – Cóż, chodĽmy...
Oliwia pomogła Nataszy przy wysiadaniu. Ta ostatnia miała bezmy¶ln± twarz i
poruszała się
mechanicznie, jak kukła. „Mam nadzieję, że to skutki zastrzyku – pomy¶lał Simon.
– Jeżeli tak, to
jest choć szansa na to, że odzyska ¶wiadomo¶ć”.
– Idziemy – ponaglił starosta. Szedł pierwszy, wskazuj±c drogę – jego ziomkowie
szli z tyłu,
zamykaj±c kolumnę. Simon poczuł, że po plecach przebiegł mu dreszcz.
– Gedeonie – zapytał – wzi±łe¶ co¶ ze sob±?
– Kamerę – odparł ze zdziwieniem zagadnięty.
– Nie o to pytam..
|
WÄ…tki
|