ďťż

Uważał, że taka postawa rzuca cień na niego i stawia pod znakiem zapytania jego zdolność uwolnienia ich z niebezpieczeństwa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tak więc zwykła propozycja przewiezienia do obozu trzech fok, w pojęciu Shackletona mogła wydać się aktem nielojalności. Kiedy indziej zlekceważyłby może ten incydent. Ale właśnie teraz był przeczulony. Niemal wszystko, co przedsiębrał - wyprawa, ocalenie Endurance i dwie próby marszu w bezpiepzniejsze miejsce - zawiodło haniebnie. W dodatku w jego rękach spoczywało życie dwudziestu siedmiu innych ludzi. Jestem raczej zmęczony - napisał pewnego dnia. - Sądzę, że to skutki wysiłku. A potem: Marzę o wypoczynku, wolnym od myśli. W ciągu następnych wielu dni sytuacja nie uległa poprawie. Pogoda psuła się w dalszym ciągu, choć wydawało się to już niemożliwe. Temperatury w ciągu dnia wzrosły do +3 stopni, przy długich okresach opadów mokrego śniegu pomieszanego z deszczem; „prawdziwa szkocka mżawka”, jak nazwał ją Wors-ley. Nie pozostawało im nic innego, jak leżeć w namiotach, próbując zasnąć, grając w karty - albo po prostu rozmyślając o tym, jak bardzo są głodni. Pojawiła się mewa - pisał Macklin. - Usiadła przy dole z odpadkami - wnętrznościami fok itp. - i na-żarła się do syta - szczęśliwa mewa. James w namiocie Shackletona robił trochę doświadczeń fizycznych, żeby „przypomnieć sobie teorię”, ale prędko znużył się tym zajęciem. Mieszkańcy namiotu Wilda musieli przesunąć swoje śpiwory, gdyż ciepło ich ciał rozpuściło śnieg, pozbawiając ich resztek komfortu - suchego miejsca do spania. Dla wielu nawet banjo Husseya straciło urok. McNeish skarżył się: Hussey męczy nas teraz, grając w kółko sześć znanych melodii na swoim banjo. 9 stycznia Shackleton zanotował: Jestem teraz coraz bardziej niespokojny o całą grupę. I miał wszelkie powody po temu. Prawie od miesiąca nie było wiatru silniejszego od bryzy, a i ta nawet wiała przeważnie od północy. A w ciągu ostatniego tygodnia zabili tylko dwie foki. Tak więc niemal nie ruszyli się z miejsca, a ich zapas mięsa kurczył się w tempie alarmującym. Przeświadczenie Shackletona, że starczy go na miesiąc, okazało się mocno przesadzone. Po dziesięciu zaledwie dniach, spędzonych w Mark Time Camp, zaczynało dochodzić do głosu napięcie nerwowe. Greenstreet pisał: Monotonia życia tutaj działa nam na nerwy. Nic do roboty, nie można nigdzie pójść, żadnej zmiany otoczenia, żywności ani niczego. Oby Bóg zesłał nam prędko otwartą wodą, bo inaczej zgnuśniejemy. Potem, 13 stycznia, rozeszła się pogłoska, że Shac-kleton zamierza zabić psy, żeby ograniczyć zużycie zapasów. Reakcje ludzi wahały się od zwykłej rezygnacji aż do wybuchów wściekłości. Tej nocy we wszystkich namiotach toczyły się burzliwe debaty na temat wartości psów w porównaniu z żywnością, którą zjadają. Ale w dyskusjach tych zasadniczą, decydującą przesłankę stanowił fakt, że dla wielu ludzi psy były czymś więcej, niż ilomaś tam funtami siły pociągowej na szlaku; w grę wchodziło tu głębokie emocjonalne przywiązanie. Była to podstawowa ludzka potrzeba kochania czegoś, pragnienie przejawów czułości w tym pustkowiu. Chociaż psy względem siebie samych były złośliwymi, ponurymi bestiami, ich przywiązanie i lojalność wobec ludzi nie podlegały dyskusji. A ludzie odpłacali im uczuciem o wiele przewyższającym wszystko, co mogliby czuć w normalnych okolicznościach. Na myśl, że mógłby utracić Grusa, szczeniaka urodzonego przed rokiem na pokładzie Endurance, Mac-klin snuł takie rozważania: To miły, mały piesek, pracujący ciężko i odznaczający się dobrym charakterem. Miałem go, karmiłem i trenowałem od chwili urodzenia. Pamiętam, jak nosiłem go w kieszeni, kiedy był szczeniakiem, sterczał mu tylko nosek pokryty szronem. Brałem go zwykle na sanie, kierując zaprzęgiem; od początku przejawiał żywe zainteresowanie tym, co robią psy. Byłaby to wiadomość zdolna wyprowadzić z równowagi nawet w najlepszych warunkach. W ich obecnych warunkach, w pojęciu wielu ludzi urastała do rozmiarów prawdziwej katastrofy. W swoim rozżaleniu niektórzy, jak Greenstreet, skłonni byli przypisywać winę Shackletonowi - nie bez pewnej racji: ...Obecny brak żywności - pisał Greenstreet - zawdzięczamy po prostu i wyłącznie Bossowi, który zabronił przynieść foki, kiedy można je było mieć, a nawet zakazał Orde- Leesowi szukać ich... Jego skrajny optymizm trwający przez cały czas jest według mnie absolutną głupotą. Wszystko miało obrócić się na dobre, nie brano pod uwagę, że sprawy mogą potoczyć się inaczej, i oto wpadliśmy. Shackleton nie wspomniał następnego ranka ani słowem o zabiciu psów. Kazał natomiast przenieść obóz, gdyż ich kra topniała w zastraszającym tempie. Sadza z piecyka tranowego pokryła całą powierzchnię lodu, który skutkiem tego wchłaniał ciepło słoneczne. W południe ludzie zaczęli budować z bloków lodu i śniegu groblę, żeby połączyć mostem przerwę pomiędzy krą położoną jakieś 150 jardów na południowy wschód. Przeprowadzkę zakończono wczesnym popołudniem. Nowy obóz otrzymał nazwę „Obóz cierpliwości”
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.