ďťż

Jourgensen, siedzący między Chmielińskim i mną, zapytał: - A jeśli ta linia jest częścią geologicznego ukształtowania ściany? Płynęliśmy w milczeniu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Po minucie Chmieliński krzyknął: - O cholera! - Nigdy przedtem nie słyszałem z jego ust takich słów. - To jest ukształtowanie ściany! Szybko do brzegu! Podpłynęliśmy natychmiast do lewej ściany i gdy tam dotarliśmy, wbiliśmy z Bzdakiem paznokcie w jej śliską powierzchnię, starając się zaczepić palcami. Utrzymywaliśmy w ten sposób ponton w miejscu, a Chmieliński stał i próbował ustalić, co znajduje się poniżej przeszkody, o której sądziliśmy, że jest naturalną zaporą. - To jest to, czego się człowiek najbardziej obawia - powiedział. - Nie ma drogi odwrotu, nie ma szans na "przenoskę" czy wspinaczkę; a woda znika ci z oczu. Nawet jeśli to jest wodospad, jedyne, co możemy zrobić, to posuwać się do przodu. Z ciężkim sercem ruszyliśmy w drogę. Nikt nie otworzył ust; oczy wszystkich wpatrzone były w linię wody. Gdzie są kajakarze? Rzeka kończy się piętnaście metrów dalej, teraz już - dwanaście. Dobiliśmy ponownie do ściany, wyszukaliśmy szczelinę i uczepiliśmy się jej palcami. Chmieliński zaczął się wspinać po ścianie, lecz kiedy znalazł się na wysokości pięciu metrów, runął do rzeki. Najpierw zobaczyliśmy ciemną plamę, potem dał się słyszeć plusk, wreszcie już tylko głowa w czerwonym kasku podskakiwała w kierunku wodospadu. Obaj z Bzdakiem wiosłowaliśmy zawzięcie. Van Heerden rzucił linkę asekuracyjną. Wciągnęliśmy kapitana pontonu na pokład, w momencie gdy zaczęły się spadki... Lecz to wcale nie był wodospad, a jedynie długi i niegroźny próg. Chociaż stromy - dlatego nie miał falistych grzbietów - okazał się dosyć bezpieczny, bez wystających głazów. Były tam tylko niewinne leniwe fale. Mieliśmy szczęście. Wkrótce szczęście nas opuściło. Ponownie znaleźliśmy się na torze przeszkód. Byliśmy zmuszeni przeprowadzić ponton przez zwalisko olbrzymich głazów. Zajęło nam to wiele godzin. Lina wrzynała się w ciała, ręce krwawiły, a golenie mieliśmy całe w sińcach; pod koniec dnia musieliśmy jeszcze pokonać paskudną kataraktę. Rekonesans zajął nam godzinę, spływ - pół minuty. Coś się stało ze mną w ciągu tej pół minuty. Katarakta była zdradziecka. Miała trzy gardziele i tuzin skrętów - ostatni z nich wokół wielkiego leja. Poradziliśmy sobie z dwiema pierwszymi gardzielami, lecz ostatnia, spadająca trzy metry w dół, była małym wodospadem. Na jego szczycie Chmieliński krzyknął "OD siebie!" - sygnał dla mnie, abym ustawił przód pontonu prosto. Zdołałem wykonać dwa ruchy wiosłem, zanim uderzyliśmy w lewą ścianę gardzieli. Ponton przesadził gardziel, rozbiła się na nim fala i nie widziałem już niczego, tylko wodę, i słyszałem, jak Chmieliński krzyczy: "Od siebie - OD siebie - Od siebie!". Wbiłem wiosło w nurt i zdołałem wykonać jeszcze trzy pociągnięcia, po czym rzuciło nas na krawędź wielkiego leja, a prądy wirujące wokół niego uderzyły w ponton i wypchnęły mnie na siatkę. A może to ja sam wskoczyłem na nią? Nie umiałbym na to uczciwie odpowiedzieć. Katarakta była niebezpieczna, wszyscy to widzieli, i gdy ją pokonaliśmy, Biggs z Truranem wykrzykiwali do nas gratulacje. Chmieliński promieniał radością - skutek podniesionego poziomu adrenaliny. - Idealnie - powiedział, ściskając mi dłoń. Nie byłem tego pewny. Podejrzewałem u siebie początek załamania nerwowego. Ostatni spływ potwierdził nasze nadzieje: być może następnego dnia wydostaniemy się z otchłani. Tej nocy w naszym obozie panował dobry nastrój, jeśli nie brać pod uwagę mojego braku wiary w siebie i kłótni Biggsa z Odendaalem, który nie zastosował się do instrukcji Biggsa podczas pokonywania trudnej katarakty. - Tim jest w niełatwej sytuacji - stwierdził Truran, gdy popijaliśmy herbatę przed obiadem. - To tak, jakby weterynarz dawał zastrzyk własnemu psu. Jeśli Frans utonie, odpowiedzialność spadnie na Tima. Ludzie będą go pytać, dlaczego nie kazał mu opuścić rzeki, skoro był przewodnikiem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.