34 kazał, że nam wierzy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W ten sposób, jak się zdawało, zrobione zostało wszystko, co zrobione być mogło i powinno. Miesięczny pobyt w Krynicy, wypełniony szczę¶liwie Nikiforem, zbliżał się szybko ku końcowi. Obiecywali¶my sobie różne pomysły w przyszło¶ci, ale na razie trzeba było wszystko przerwać. Dali¶my nasz adres Nikiforowi i życz±c sobie serdecznie do widzenia, wrócili¶my spokojni do Krakowa. „MATEJKO" W „DZIENNIKU LITERACKIM" Z 16 MAJA 1948 Komunikacja między Krynic± a Krakowem nie była w roku 1947 ani szybka, ani prosta. Kolej± trzeba było jechać cały dzień, i o nocleg nie było łatwo. Z autem były nie mniejsze trudno¶ci. Przeciętny ówczesny samochód z „demobilu" przystawał na szosie co kwadrans. Daleko było wtedy, choć kilometrów tylko sto sze¶ćdziesi±t. Dlatego po naszym powrocie do Krakowa w sierpniu i wrze¶niu 1947 roku mogli¶my tylko pytać o Nikifora. Z pocz±tku wszystko było dobrze. Ale potem nikt z przyjaciół nie widział go już. Nie chcieli¶my przypuszczać najgorszego, ale wreszcie nasze domysły potwierdziły się. Nikifor znikł. Wiadomo było, że nie opu¶cił swej siedziby dobrowolnie. Pojechali¶my wobec tego natychmiast do Krynicy. Otóż pocz±tkowo Nikifor pozostał, zgodnie z zaleceniami, w opuszczonej wsi. Ale wnet potem przyjechał kto¶ do Krynicy na kontrolę, kto¶ młody, nie znaj±cy naszego artysty, i polecił, by wyjechał. Tak więc pierwszy kontakt z nim, marna nitka, została zerwana. Nie wiadomo było, gdzie go szukać. Miał być gdzie¶ na Pomorzu Zachodnim. Wiedzieli¶my jednak, że nie wytrzyma długo na nowym, obcym miejscu. Zostawiono więc na razie w gminie wiejskiej Krynicy wiadomo¶ć, że gdy wróci, otrzyma swobodę i mieszkanie. Poza tym można było tylko rozesłać za nim literackie listy gończe. Łatwo dało się znaleĽć możnego i m±drego protektora. Stanisław Witold Balicki redagował wtedy „Dziennik Literacki" i „Dziennik Polski" w Krakowie. Chętnie zgodził się na 36 umieszczenie dużego artykułu. Była to pierwsza obszerna wiadomo¶ć o nim po wojnie i pierwszy duży artykuł o Nikiforze w codziennej gazecie. Chodziło o zwrócenie na niego uwagi w celu bezpo¶redniej pomocy. Trzeba było liczyć się z tym, że Nikifor będzie chciał wrócić do domu, do Krynicy, z daleka, może ze Szczecina, ale nie będzie umiał tego zrobić albo nie będzie miał na to pieniędzy. Artykuł umieszczony w „Dzienniku Literackim" z dat± 16-22 maja 1948, a powtórzony poniżej, był więc prób± odszukania go: „Wielu z tych, którzy zeszłe lato spędzili w Krynicy, pamięta może jeszcze postać mistrza Nikifora, malarza ludowego zwanego Matejk±. Obarczony pudłem z farbami i gotowymi już arcydziełami, z flaszk± wody, która od zbytku farb dawno już straciła wszelk± barwę — otoczony gromadk± bezlitosnych dzieci, szedł powoli w górę jezdni± słoneczn± i niebiesk± w poszukiwaniu miejsca dobrego do pracy. Siadał potem gdzie¶ w cieniu, na niskim murze dziel±cym ogrody od chodnika, rozkładał swe sztalugi, czyli okładki brudne z przedpotopowego jakiego¶ zeszytu, wyleniały pędzel ¶linił z namysłem, rozcierał guziczek farby i zabierał się do malowania. W niedzielę znowu, w nasycone odpoczynkiem i żarem popołudnia czerwcowe, ¶wi±teczny Nikifor rozkładał wystawę swych prac malarskich w parku, na betonie dawno wygasłej fontanny. Niestety, niedługo zwykle trwały te wernisaże: nieczuły na sztukę prymitywu dozorca spędzał bez lito¶ci artystę korzystaj±cego z bezpłatnej sali pod niebem. Nie żywi±c urazy, pogodny jak zawsze, składał «Matejko» powoli swój kram malowniczy i odchodził do domu, by za tydzień powrócić znowu. Nie gniewał się, gdy mu kto przeszkadzał w pracy: oczy spełzłe od słońca podnosił wtedy znad papieru i patrzył ufnie i m±drze. Chętnie opowiadał, bełkotem trudno zrozumiałym, o cenie swych utworów, a nawet gdy nabrał zaufania, wyci±gał spod surduta (koszuli w dni powszednie nie nosił) brudny niemożliwie zeszyt «Arkad» z artykułem Jerzego Wolffa o sobie. U¶miechał się przy tym wstydliwie i dumnie tkliwym skrzywieniem dziecka, które z ż±daniem niemym pochwały pokazuje swój skarb największy: zabawkę tajemnicz±, której starsi zrozumieć nie mog±. Je¶li sztuka Nikifora szybko znalazła drogę do naszych oczu, to porozumienie z nim samym było bardzo trudne. Każdy człowiek stanowi ksi±żkę niełatwo czyteln± dla drugiego i nigdy podobno słowo nie jest rozumiane tak, jak je my¶li ten, co mówi. Jak mowa nasza docierała do Nikifora — nie wiem; on sam bulgotał niewyraĽnie, dotykaj±c często palcem własnych piersi i z nazwiska Matejki czyni±c symbol malarstwa — to znaczy okre¶laj±c nim samego siebie. Pisał parę 40 tylko wyrazów «drukowanych»: «NIKIFOR» (zawsze z opuszczeniem litery «I», mimo wyrzutów pomagaj±cych nam w rozmowie dzieci), «MATEJKO» i «KRYNICA». Reszta wyrazów, które pisać umiał, rozsypywała się pod ołówkiem jego bez sensu. Jaka była psychika Nikifora, syna głuchoniemej żebra-czki, nie wiemy
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.