Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ty wiesz, że ja chciałam zostać piosenkark±?
–
Za¶piewaj co¶.
–
Rozpiły mnie skurwysyny. Nie słyszysz, jak chrypię?
–
To ci dodaje uroku.
–
WeĽ mnie do siebie na nocleg. Zimno jest na mie¶cie.
–
Mieszkam u rodziny.
–
W oddzielnym pokoju?
–
Tak.
–
To¶ pan. Dorosły człowiek może sobie raz sprowadzić babę, nie? A może ty jeste¶ lep-szy? Z dziwkami się nie zadajesz? To bł±d. Zobaczysz, dziwki będ± tu niedługo rz±dzić.
– Kucharki, powiedział Lenin.
– Ja dobrze gotuję. Ale jaki sukinsyn to doceni? WeĽ mnie na noc, proszę. Nic ci nie poli-czę.
Muszę odpocz±ć.
Wypiłem drug± setkę, trochę kręciło mi się w głowie, bo przez cały dzień prawie nic nie
jadłem. Może to zło¶ć, a może pijackie wzruszenie, ale nagle żal mi się zrobiło Rozety. Mógłbym zapłakać nad jej losem.
– Dobrze, zapraszam cię na noc. Ale o ¶wicie – wynocha.
– Dopiero dziesi±ta, zd±żę się wyspać! – zawołała rado¶nie. – Nie weĽmiesz choć ćwiartki na sen? Wzi±łem z bufetu pół litra czystej. Wyszli¶my z lokalu w rytm samby „Tico-tico”. Z gru-zów dochodziły najróżniejsze dĽwięki: krzyki, szepty, ¶miechy.
Tu, w ciemno¶ci, toczyło się prawdziwe życie miasta. OtrzeĽwiony zimnem, zacz±łem so-bie u¶wiadamiać, jakiego go¶cia prowadzę do domu rodziców Wacka. Zwykle kładli się spać z kurami. Jakby odgaduj±c moje my¶li, Rozeta wsunęła mi rękę pod ramię. Czułem, że drży.
– Za mało wypiłam na ten zi±b – westchnęła. – Daj, wzmocnię organizm.
Odbiła korek fachowym ruchem, poci±gnęła spory łyk i zaraz przestała dygotać. Teraz już żałowałem mego samarytańskiego gestu. Ckliwa lito¶ć była mi zwykle obca. Za dużo wi-działem trupów, żeby się roztkliwiać nad zwykł± kurw±. Nie my¶lałem sprowadzać j± na dro-gę cnoty. Doszli¶my do placu Trzech Krzyży, gdzie paliło się kilka latarni. W barwnej chust-ce na głowie, Rozeta wygl±dała znacznie lepiej niż w ¶wiatłach knajpy. Dobrnęli¶my do mieszkania, otworzyłem cicho drzwi, kazałem jej zdj±ć pantofle i na palcach ruszyli¶my do mojego pokoju. Oczywi¶cie nic z tego. Wła¶nie z ubikacji wyszła mama Wacka, zapaliła ¶wiatło i zamarła jak żona Lota.
– Dobry wieczór pani – powiedziała grzecznie Rozeta swym sznapsbarytonem.Mamę Wacka zatkało. Weszli¶my do pokoju. Usiadłem w fotelu, wyczerpany.
–
IdĽ do łazienki i kładĽ się na tapczanie – powiedziałem. – I żadnych numerów. Prze¶pię się w fotelu.
–
A co ja, trędowata?! – oburzyła się Rozeta. – Boisz się zarazić? B±dĽ spokojny, nic ci nie grozi. Ja wiem.
– Brak mi ochoty.
Rozeta w mgnieniu oka rozebrała się do naga. Rzeczywi¶cie, była to całkiem zgrabna dziewczyna. Nie wiadomo jakim cudem jej ciało zachowało jędrno¶ć, a piersi sterczały zwy-cięsko.
– Powtórz, że nie masz ochoty.
–
Może jako zwierzę miałbym ochotę, ale jako istota my¶l±ca – nie. Moja ideologia nie pozwala mi cię dotkn±ć.
–
Ty jeszcze nie wiesz, co ja potrafię! – zawołała, usiadła mi na kolanach i zaczęła mnie masować. Trzymałem się dzielnie.
–
Kiedy ja już czuję, że ci się podobam!
–
Mechaniczna reakcja. Nie przyjmuję tego do wiadomo¶ci. IdĽ do łazienki.
–
A niech cię cholera! Zerwała się i naga wybiegła z pokoju. Byłem pewien, że mama Wacka czai się gdzie¶ w pobliżu. Widok nagiej kurwy biegaj±cej po mieszkaniu musiał ni± głęboko wstrz±sn±ć.
Wyrzeczenie sprawiło mi satysfakcję nie dlatego, że postanowiłem pozostać wierny Zu-zannie, to byłby absurd, zwłaszcza że chodziło o zwykł± uliczn± dziwkę, ale na zło¶ć Zuzan-nie. Zaczynaj±c od drobnostki, może i jej się w przyszło¶ci oprę. Tego wieczoru gotów byłem raz na zawsze zwalczyć naturalne popędy. Do pokoju wpadła Rozeta, jeszcze mokra.
–
Cholera, umyłam się cała w zimnej wodzie! – zawołała i rzuciła się na tapczan, przykry-waj±c kołdr± po sam nos.
Zmyła swoje tandetne szminki i wygl±dała znacznie ładniej. Gdyby j± dobrze ubrać i gdy-by się nie odzywała, można by j± wzi±ć za zwykł± mił± dziewczynę.
–
Ty nie jeste¶ taki jak te wszystkie chamy – powiedziała. – Ja cię szanuję. Ty musisz być cholernie zakochany. Jeżeli cię taka jaka¶ rzuciła, to musi być głupia cipa. Wiesz, dlaczego noszę krótkie włosy?
–
Bo ci w nich do twarzy.
–
Bo mnie ogolili na pałę
|
WÄ…tki
|