ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Rodzice zajmowali w Kazaniu dwa umeblowane pokoje i cieszyli się, że mają nareszcie zapewnioną egzysteneję. Przyjęli nas z radością i ojciec, jak dawniej, nucił od rana swoje "param-pam-pam". Wraz z rodzicami zwiedzaliśmy Kazań aż po samą przystań na Wołdze, a wieczorami zasiadaliśmy wokół stołu i ojciec na zmianę z Jankiem czytali głośno, zaczynając od "Wesela", które w czasach wojennej zawieruchy i z dala od Polski miało dla nas szczególny wydźwięk. Po powrocie do Warszawy ofiarowaliśmy rodzicom tom "Wesela" z dedykacją: "Kochanym Staruszkom na pamiątkę wspólnych wieczorów w Kazaniu. Jaś i Hala".
Po Wyspiańskim przyszła kolej na utwory Oscara Wilde'a.
Zafrapowani osobowością i twórczością tego autora, czytaliśmy jedno po drugim jego dzieła. Talent Wilde'a, jego błyskotliwość, w zestawieniu z okrutnym losem, jaki mu zgotowało angielskie społeczeństwo i rodzina, wszystko to poruszało nas do głębi. Szczególną reakeję można było zauważyć u Janka. Trudno mi wytłumaczyć, jak i kiedy dokonała się w nim przemiana. Dość, że zewnętrznie upodobnił się do ulubionego pisarza. Nie tylko uczesanie, ale nawet zarys ust i spojrzenie spod ciężkich powiek były jakby takie same. Potwierdzała to jego fotografia z tamtego okresu, jak również spostrzeżenia wielu osób. Szkoda, że to zdjęcie zaginęło podczas Powstania.
W Kazaniu Janek stale bywał w polskim klubie, gdzie zbierała się tamtejsza polonia. Spotykał się tam z Remigiuszem Kwiatkowskim, któremu pokazywał swoje wiersze. Poeta zainteresował się bratem, uważał, że ma talent, i zachęcał do dalszej pracy.
Na początku roku szkolnego Janek zapisał się na uniwersytet (wydział weterynarii), ale gdy doszło do krajania żab, przerwał studia.
Wojna miała się ku końcowi, front rozłaził się w szwach. Zbliżały się nowe czasy. Coraz wyraźniejsza stawała się wizja wolnej Polski. Rodzice robili starania związane z powrotem do kraju, chcieli jak najprędzej opuścić Kazań. Raptem matka odkryła, że Janek otrzymuje miłosne listy i wymyka się chyłkiem z domu. Przyciśnięty do muru przyznał się, że pewna Rosjanka, mająca zresztą dwoje dzieci, której mąż przebywał na froncie, zakochała się w nim i często go do siebie zaprasza. Jaś zawrócił nią sobie głowę i był zdecydowany na wszystko. Wtedy matka odbyła z nim poważną rozmowę i roztoczyła groźną wizję przyszłości, jaką mógł sobie nieopatrznie zgotować. Jeśli da się uwikłać w ten romans, wsiąknie, zostanie w Kazaniu i pogrzebie wszystkie nadzieje na nowe życie w wolnej Polsce. Słowa te poruszyły wyobraźnię Janka, chłopak przeraził się nie na żarty. Wziął się w garść i przestał odwiedzać uwodzicielkę. Po kilku dniach przyszło dziecko z liścikiem, który Janek otworzył w obecności matki. Przeczytali razem słowa: "Jasja, jeśli wy nie prijdiotie, ja ubijuś". Odpisał na nie: "Ja bolsze nie prijdu. Ni siewodnia, ni zawtra, nikogda nie prijdu". Tak zakończyła się niebezpieczna gra w miłość.
Do Piotrogrodu wracałam sama. Janek na razie został z rodzicami. Dopiero pu upływie dwóch lat miałam spotkać się z nim w
Warszawie, dokąd przyjechał w 1918 ruku. Rodzice wkrótce po nim, po wielu tarapatach, dotarli do Polski i zamieszkali w Radomiu, gdzie ojciec dostał pracę w Dyrekcji Kolei Państwowych. Ja z mężem i synkiem wyjechałam z Rosji towarowym pociągiem wraz z grupą Polaków. Po sześciu tygodniach tułaczki w poszukiwaniu granicznego przejścia dotarliśmy przez Wołoczysk do polskiej granicy i udało się nam ją przekroczyć. Na tle grudniowego nieba ujrzeliśmy sylwetkę żołnierza w rogatywce, na koniu. Stał nieruchomo - symbol upragnionej Polski. A daleko za nami zostały udręki i groza niszczycielskiej wojny domowej.
Na dworzec przyjechali po nas wuj Benedykt z Antkiem. Znaleźliśmy się w innym świecie, wśród naszych bliskich, półprzytomni ze zmęczenia i radości. Kazano nam natychmiast zdjąć z siebie nędzne łachmany, które służąca z odrazą wrzuciła do pieca. Po kąpieli, ubrani w czystą bieliznę i odzież, zasiedliśmy do suto
zastawionego stołu. Byli tam rodzice i Janek, który barwnie i z humorem opowiadał, jak brał udział w rozbrajaniu Niemców. Po kolacji Janek i Antek śpiewali "O mój rozmarynie" i inne
żołnierskie piosenki. Potem nastąpiły rozmowy, którym nie było końca.
Po przyjeździe do Warszawy Janek zapisał się na wydział prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Polska kształtowała właśnie swoją państwowość, powstawała armia. Janek, zgodnie ze swoim
temperamentem, nie pozostawał na uboczu, lecz z młodzieńczym zapałem włączył się w nurt porywających wydarzeń. W 1918 roku przerwał studia, by wraz z grupą studentów wstąpić na ochotnika do nowo utworzonego 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej, idącego na odsiecz Lwowa
|
WÄ
tki
|