ďťż

Nie zwykła głośno mówić, ale wszyscy wokół rozumieli każde jej słowo...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Z pewnością należała do kobiet, za którymi oglądają się mężczyźni na ulicy. - W ten sposób znaleźliśmy się w naszej siedzibie - zakończyła opowieść. - Dobra robota - pochwalił ją Marler. - Teraz ty, Bob - powiedział Newman. Podczas opowieści Newmana Tweed od czasu do czasu zapisywał coś w notesie. Monika nagrywała całość, podobnie jak opowieść Pauli. - Bardzo interesujące - podsumował Tweed. - I bardzo niepokojące. Do gry włączyło się wielu niebezpiecznych zawodników. Monika, z samego rana załóż teczki tym ludziom. Musimy zgromadzić o nich jak najwięcej informacji. Jako pierwszy Jefferson Morgenstern, powszechnie szanowany sekretarz stanu U.S.A. Znam go osobiście. Ed Osborne, nowy zastępca dyrektora CIA. Obaj są teraz w Londynie. Sir Guy Strangeways, mieszka w rezydencji Irongates w Parkham. I... - przerwał na moment - Sharon Mandeville. - Spojrzał na sufit. - Dodaj jeszcze Basila Windermerea. - Zabiorę się do tego od razu - powiedziała Monika. - W Nowym Jorku jest pięć godzin wcześniej i zdążę chyba wykorzystać kilka kontaktów, które pracują do późna. Mam jeszcze źródła w San Francisco - oni mają przesunięcie o osiem godzin. Zadzwonił telefon. Monika podniosła słuchawkę, zmarszczyła brwi, położyła dłoń na słuchawce i spojrzała na Marlera. - To do ciebie. Maurice. - Mówi Marler. Gdzie jesteś? - Dzwonię z automatu na Heathrow. Muszę się z tobą natychmiast zobaczyć. Marler zasłonił dłonią słuchawkę i zwrócił się do Tweeda. - Ucho pojawił się na Heathrow. Chce ze mną rozmawiać. Mogę go tu ściągnąć? Myśli, że pracuję w firmie ubezpieczeniowej. - Zgoda. Powiedz mu, żeby wziął taksówkę. Możesz się z nim spotkać w sali recepcyjnej. W momencie, gdy Marler kończył przekazywanie Uchu krótkich instrukcji, Tweed wskazał ręką na okno za zasłonami. - Musimy szybko pozbyć się tego Lincolna. Nie możemy dopuścić, by sfotografowali Ucho. - Ja się tym zajmę - powiedział Newman, wstając z krzesła. - Zaraz dojdzie tu do wypadku samochodowego. Wezmę wóz z napędem na cztery koła. Dasz radę szybko ściągnąć tu policję? - Zadzwonię do mojego starego znajomego w Scotland Yardzie, Roya Buchanana. Złożyłem mu już zawiadomienie o strzelaninie na Albemarle Street. Nie jest przesadnie życzliwie nastrojony do Amerykanów. Newman zdjął z wieszaka swój trencz i szalik. Zasłonił nim dolną część twarzy i nos, postawił kołnierz trencza. Wybiegł przez frontowe drzwi i skierował się za róg, gdzie parkował wóz terenowy SIS. Zawrócił na najbliższej przecznicy i odczekawszy, aż samolot podchodzący do lądowania na pobliskim lotnisku narobi trochę hałasu, wcisnął pedał gazu do podłogi i skierował potężny samochód w stronę Lincolna Continental. Wykonany ze stalowych rur zderzak głęboko wbił się w kufer limuzyny. Usatysfakcjonowany, wrzucił wsteczny bieg i wycofał się, ciągnąc za sobą porozrywane fragmenty karoserii. - Cholernie cienka blacha - mruknął pod nosem. Wyłączył silnik i wysiadł z samochodu, patrząc na wyskakującego z tylnego siedzenia Lincolna łysego mężczyznę. Miał skrzywiony nos boksera i niezbyt inteligentny wyraz twarzy. W tym momencie z piskiem opon zahamował obok nich samochód z inspektorem Royem Buchananem i sierżantem Wardenem. - Słuchaj, koleś - zwrócił się łysielec do Newmana. Mówił z wyraźnym amerykańskim akcentem. - Za coś takiego traci się zęby. - Każdy ma prawo spróbować - odparł Newman. - No to spróbuję. Pożegnaj się ze swoimi ząbkami. Newman wykonał bezbłędny unik. Kiedy wielka pięść już zmierzała w stronę jego twarzy, płynnym ruchem odsunął głowę w lewo, pozwalając by napastnik zaledwie musnął jego szczękę. W tym momencie z samochodu wyskoczyli policjanci. - Ten samochód był nieprawidłowo zaparkowany - powiedział im Newman. -Samolot właśnie podchodził do lądowania i nieco mnie rozproszył. Nie spodziewałem się, że ktoś może tu parkować. - Widziałem też, że ten człowiek czynnie pana znieważył - powiedział Buchanan. - Kim, u diabła, jesteście? - zapytał opryszek. - Inspektor Buchanan z londyńskiej policji. - Mam paszport dyplomatyczny, więc spadajcie. Łysielec pomachał palcem pod nosem inspektora. - Wolałbym, żeby pan tego nie robił. Dyplomatyczny paszport? A moja babka jest królową. - Spójrz na tablice rejestracyjne, koleś. Newmana dobiegł odgłos syren policyjnych, zbliżających się z każdą sekundą. Buchanan założył ręce na piersi i uważnie przyglądał się opryszkowi. Po kilkunastu sekundach nadjechały trzy radiowozy z umundurowanymi policjantami i utworzyły krąg wokół Lincolna. - Chyba cię rozpoznaję - powiedział inspektor, szczupły mężczyzna po czterdziestce. Na jego pociągłej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, który zazwyczaj mocno niepokoił londyńskich przestępców. - Napad na bank w City miesiąc temu. Nie zrabowano żadnych pieniędzy, tylko dokumenty odnoszące się do znanych osobistości brytyjskich. Jeden z bandytów został sfilmowany na wideo. Bardzo pana przypominał. Jak pan się nazywa? - Sam sobie zobacz - warknął Amerykanin. - Hank Waltz. - Podał dyplomatyczny paszport inspektorowi. - Znany też jako "Diamentowy" Waltz - zauważył Newman. - Proszę spojrzeć, inspektorze, na te krzykliwe sygnety na dłoniach. Z pewnością podróbki. - Podróbki? - Waltz zacisnął dłonie w pięści. - Chcesz jeszcze raz? - Uspokój się, chłopcze. Obok Amerykanina pojawił się jeden z umundurowanych policjantów. Podczas gdy Buchanan oglądał paszport, z Lincolna wysiadł kierowca i podszedł do zgromadzenia. Był wysoki i barczysty, ale prezentował zupełnie inne maniery, niż jego pasażer. Jego amerykański akcent był prawie niezauważalny, a garnitur zdradzał krawca z Savile Row. - Dobry wieczór. Przepraszam, jeżeli sprawiliśmy jakieś kłopoty. Hank bywa bardzo porywczy. Bardzo lubi tego Lincolna - zazwyczaj on prowadzi. A teraz, Hank, kiedy inspektor zwróci ci paszport, sugeruję, żebyś wrócił na tylne siedzenie naszego wozu. A na przyszłość, jeżeli będziesz chciał się odezwać, policz do dziesięciu. - Mogę wiedzieć, jak pan się nazywa? - zapytał oschle Buchanan. - Oczywiście. Jestem Chuck Venacki. Pracuję jako attache w ambasadzie U.S.A
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.