ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Była bardzo piękna. Seymour pomyślał
mimo woli o Elżbiecie. Widząc, że ją obserwuje, uśmiechnęła się.
- Proszę się przebrać. W szafie jest wszystko, czego pan może
potrzebować. Ja muszę jeszcze raz wyjść i upewnić się, czy Michel już
wrócił.
Znowu został sam. Podszedł do szafy. Znajdowały się w niej dwie
przegrody: w jednej leżały najprzeróżniejsze przedmioty codziennego użytku,
druga mieściła w sobie kilkanaście kompletów ubrań i bielizny. Zobaczył
nawet kilka damskich sukien. Przebrał się szybko i siadł zapaliwszy
papierosa. Tym razem czekał dłużej. Wreszcie po półgodzinnym wyczekiwaniu
nieznajoma weszła. Była nieco zaniepokojona.
- Coś się dzieje na polach. Z daleka na drodze słyszałam jadące po szosie
auta. Wydaje mi się, że będziemy musieli przesiedzieć tu parę godzin.
Michel pracuje jako parobek w sąsiedniej farmie. Może on tu pozostawać,
gdyż właściciel prosił go przed wyjazdem o zwrócenie uwagi na gospodarstwo
i zaopiekowanie się dzieckiem. Co do mnie, to tak, jak i pan, nie mam
żadnego tłumaczenia. Nie wolno jest przebywać nie zameldowanej osobie w
obrębie pasa nadgranicznego podczas nocy. Nie ma zresztą powodów do obaw.
Byli tu już wiele razy i nigdy jeszcze nie odkryli przejścia. Poza tym,
ktoś nie umiejący się obchodzić z maszynerią spowoduje natychmiastowe
wysadzenie domu w powietrze. Jest przy otwieraniu zapadni pewien specjalny
sposób. Jeżeli ktoś nie orientujący się źle pociśnie dźwignię cała chałupa
pofrunie.
- Miałem wrażenie, że tego rodzaju urządzenia zdarzają się jedynie w
powieściach sensacyjnych. - Seymour nie ukrywał swego zdumienia.
- Niech mi pan wierzy, że widziałam w życiu przemyślniejsze kryjówki.
- A więc - kapitan przypomniał sobie, po co właściwie się tutaj znajduje
- kiedy skontaktuje mnie pani z człowiekiem kierującym pracą na sektorze
CD-5?
Uśmiechnęła się.
- Ja jestem agentem CD-5. Mam polecenie, przekazać panu sumę wiadomości
zdobytych przez nas w tym rejonie i wręczyć plany fortyfikacyjne.
- Pani? Nigdy nie przypuszczałem, aby...
- Nie przypuszczałby pan zapewne, że jedynym moim pomocnikiem jest
piętnastoletni chłopiec. Nie przypuszczałby pan wielu innych spraw. Europa
walczy przy pomocy wszystkiego, co ma do dyspozycji. Kobiety i dzieci są
równie potrzebne przy pracy wywiadowczej jak mężczyźni. Kiedyś, gdy nastąpi
oswobodzenie, przyjdzie czas na odpoczynek. Wtedy młodzież powróci do
szkół, a kobiety do garnków. Na razie trzeba robić to, czego wymagają
nakazy chwili.
- Wiem o tym. My Anglicy mamy jednak pewne braki w rozumieniu tych
problemów, może dlatego zresztą, że nie przeżyliśmy nigdy klęski. Wątpię,
czy po wojnie będziemy mogli mimo filmów, prasy i książek, zrozumieć cały
ogrom toczonej przez was walki.
Znowu uśmiechnęła się.
- Przecież nie o to nam chodzi, głównym zadaniem jest wygranie wojny. To,
czy ktoś będzie mógł ocenić pracę, lub wysiłek jakiejś grupy ludzi, nie gra
roli.
Przestała mówić i podeszła do stołu. Wyciągnęła szufladę i wyjęła z niej
zwykłą papierową teczkę na akta.
- Tu jest wszystko, co mogliśmy zebrać, jeżeli chodzi o sektor CD-5. Może
przejrzymy sobie każdy papierek po kolei i postaramy o zsumowanie
wszystkich informacji.
Przysunął krzesło do jej krzesła. Zagłębili się w rozmowie. Kiedy Seymour
skończył przeglądanie materiałów, miał w głowie całkowity obraz umocnień
sektora i ich rozmieszczenia. Przyznać musiał, że najbardziej pedantyczny
kierownik akcji wywiadowczej, nie mógłby wymagać więcej od rozpracowującego
odcinek agenta. Spojrzał z podziwem na drobną figurkę siedzącej przy nim
kobiety.
- Kiedy zdążyła pani dowiedzieć się o tym wszystkim?
- Nie przyszło mi to wcale tak trudno. Mieszkam od półtora roku w rejonie
fortyfikacji, a poza tym jestem kochanką dowódcy stacjonowanej tam
kompanii. Jak pan widzi, cała sprawa nie jest, aż tak skomplikowana.
Powiedziała to takim tonem, jak gdyby chodziło jej o podanie
popielniczki. Seymour chciał coś powiedzieć, lecz zająknął się i
zaczerwienił. Zauważyła to.
- Dziwią pana zapewne moje słowa. I ja kiedyś spojrzała bym ze zdumieniem
na kobietę, która swobodnie przyznawałaby się do tego rodzaju przeżyć.
Wojna nie jest czymś wzniosłym. Ktoś musi wykonywać brudną robotę.
Zresztą... - machnęła ręką - zmieńmy temat. Ciekawa jestem, co słychać z
pańskim kolegą. Wie pan zapewne, że miało was lądować dwóch?
- Tak, wiem - wciąż jeszcze myślał o przyczynie, która skłoniła tę
piękną, inteligentną dziewczynę do tego rodzaju postępowania. - Powinien
już dawno być na miejscu. Czy pani ma jakiś sposób dowiedzenia się o jego
losie.
- Zobaczymy. Jeżeli nic mu się nie stało, powinien wkrótce dać znak
życia. Jego punkt kontaktowy może nadać szyfrowaną wiadomość telefoniczną
do najbliższej wsi, a stamtąd przyjedzie rano goniec na rowerze. Która
godzina
Spojrzał na zegarek.
- Dwadzieścia po czwartej! Nie spodziewałem się, że jest tak późno.
- Umówiłam się z Michelem, że o ile nic nie przewidzianego nie zajdzie,
zejdzie tu punktualnie o siódmej rano. O ileby nie przyszedł, będziemy
czekać. Powietrza nam nie zabraknie, a jedzenia jest pod dostatkiem na dwa
tygodnie. - Kiedyś siedzieliśmy tu osiem dni. Odbywał się wtedy transport
lotników zbiegłych z obozu jeńców. Niemcy nie wiadomo skąd, dowiedzieli
się, że ukryto ich gdzieś w okolicy. Przez tydzień całe nadbrzeże roiło się
od patroli i cywilnych szpiegów. Tu byli jakieś trzydzieści razy.
- Mam nadzieję, że tym razem będzie to trwało trochę dłużej - Seymourowi
powrócił dobry humor - będę miał przyjemność stałego przebywania w pani
towarzystwie, a poza tym nikt nie będzie mi miał za złe, że nie siedzę w
Londynie za najobrzydliwszym z biurek i nie piszę nikomu nie potrzebnych
głupstw.
Roześmiała się. - Niech pan prosi Boga, żeby nie wysłuchał tej prośby.
Najdalej za dwa dni musicie panowie być z powrotem. Tak przynajmniej
obliczył to sobie człowiek wysyłający nam meldunek radiowy o waszym
przybyciu.
- Oni tam w sztabach wyobrażają sobie tę pracę, jako robotę, która nie
wymaga niczego, prócz skoku na ziemię, treściwej rozmowy i natychmiastowego
powrotu.
- Z naszego punktu widzenia mają słuszność. Proszę się nie gniewać, ale
muszę wyznać, że troska o bezpieczeństwo wszelkiego rodzaju pasażerów na
gapę wcale nie ułatwia nam pracy.
- Niestety, nic na to nie mogę poradzić. Co gorsze, mam wrażenie, że jest
pani skazana na jeszcze kilka godzin mojego towarzystwa
|
WÄ
tki
|