ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Podobnie ważnym tomem jest
Chłopiec z gołębiem na głowie (1979), rodzaj cyklu ukazującego młodość i dalsze życie
chłopaka, który staje się pisarzem. Jest to także powrót do motywów lumpowskich z wczesnego
okresu twórczości, później zaś spotkamy gorzkie obrazki prowincjonalne.
Do własnego zapewne dzieciństwa odwołuje się autor w tomie krótkich opowiadań dla
dzieci Lepszy (1979) i podobnie rzekomo dla nich została napisana gorzka, wyraźnie przypowieściowa
Opowieść o kocie Gacku (1982).
Dalsza działalność Marka Nowakowskiego wiąże się z wydawnictwami emigracyjnymi i
drugim obiegiem - tu zapewne są luki bibliograficzne, nie do wszystkiego też dotarłem. W
każdym razie ukazały się: Kto to zrobił? (1981), Raport o stanie wojennym I (1982), Raport o
stanie wojennym II (1983), Notatki z codzienności (1983), Dwa dni z Aniołem (1984), Grisza,
ja tiebie skażu... (1986), Wilki podchodzą ze wszystkich stron (1987), Karnawał i post
(1988).
Kto to zrobił? to dłuższe opowiadanie, utrzymane jakby nieco w klimacie Hłaski, drukowane
pod pseudonimem Seweryn Kwarc w latach siedemdziesiątych w paryskiej Kulturze.
Wilki powstały także przed stanem wojennym, przynajmniej częściowo. Raporty i Notatki to
po prostu obserwacje z owego ponurego okresu, Karnawał i post przynosi szkice i wspomnienia.
Stąd właśnie dowiadujemy się, jaką wagę dla Nowakowskiego mają trzej pisarze - Czechow,
Babel i Bunin, istotne dla wiedzy o Nowakowskim informacje zawierają też wspomnienia.
Część z nich powstała w więzieniu, inne również mają sporo więziennych odniesień.
Chyba za łatwe sprowadzanie ludzi do niewielu motywów. Ale dla nowelisty niezmiernie
wygodne. Bo chyba największą siłą Nowakowskiego był i pozostał portret.
Andrzej Brycht
Podobny krąg społeczny, podobne w jakiejś mierze rozwiązania literackie co u Hłaski i
Nowakowskiego spotkamy także u Andrzeja Brychta, który również - tak jak Hłasko - włączył
siebie samego w obręb literackiej legendy. Dadzą się też dostrzec pewne pokrewieństwa
rozwoju twórczego z tamtymi pisarzami - Brycht też zajął się ferowaniem wyroków politycznych,
ale po drugiej stronie barykady. Miał w swoim literackim życiu momenty wielkiego
powodzenia. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych był uważany za najwybitniejszego
prozaika młodego pokolenia, czemu towarzyszyła wielka poczytność jego książek.
Trudno dociec, co w jego życiu jest prawdą, a co legendą. Urodzony w Warszawie (1935),
wychowywał się w Łodzi, był przez pewien czas górnikiem, bokserem, dziennikarzem, mie
13
wał kolizje z prawem. Po Październiku przeniósł się do Warszawy, pracował we wczesnej
Współczesności. W 1971 roku poprosił o azyl na Zachodzie, osiadł w Kanadzie, po siedemnastu
latach wrócił do kraju.
Debiutował jako poeta w prasie w 1953 roku. Z czasem opublikował cały tom wierszy, ale
w zasadzie zajął się prozą. Początkowo były to beletryzowane reportaże, później przyszły
opowiadania, chętnie sięgające do autentycznych konkretów. Stąd ulubione określenia
Brychta własnej prozy to relacja i raport. Co prawda, jak się parę razy drastycznie okazało,
więcej w tych relacjach i raportach poetyckiej fantazji niż rzeczywistości... Na dodatek
Brycht został tknięty nieuleczalną pasją oskarżycielską, a jak już raz zacznie, wali na
oślep, chociaż nigdy nie są to konwulsyjne działania buntownika: bije tych, których nie lubi
zwyczajny człowiek i władza. Dostaje się więc niewiernym kobietom, Żydom, waluciarzom,
pedałom, inteligentom, prostytutkom, Niemcom, bananowej młodzieży, emigrantom,
literatom, a wreszcie i Kościołowi. Słowem, komplet fobii okresu późnego Gomułki. Wyszedł
od penetracji środowisk marginalno-przestępczych, okazując im zresztą wiele zrozumienia
i ciepła. Ale, jak się zdaje, uprawia przede wszystkim kult siły, choć jednocześnie
przeciw niej występuje - chyba nie bez zazdrości. Jeśli by się tu szukało jakiegoś programu,
to pewnie byłby to postulat oczyszczenia społeczeństwa z tych wszystkich, co wątpliwi,
nieentuzjastyczni, niedostatecznie prości, prawi i przaśni. Bo przecież ma temu wszystkiemu
przyświecać wyższa racja moralna - w rozumieniu lat sześćdziesiątych.
Wielką siłą Brychta jest jego język i dar dosadnego, często złośliwego opisu. Bywa patetyczny,
bywa i melodramatyczny, często nie stroni od psychologii. Narrator na ogół jest zarysowany
bardzo wyraziście, niekiedy bywa tożsamy z autorem, lubi udawać prostaczka, w
istocie niemało w nim miłości do samego siebie i przekonania, że jest jedynym rzeczywiście
mądrym i sprawiedliwym, który w dodatku bez reszty posiadł sztukę życia. W istocie wdzięczy
się co nieco. Jak się zdaje, największą pasją Brychta są samochody: pisze o nich znacznie
czulej niż o kobietach. Największe jednak sukcesy osiągnął, gdy udało mu się połączyć problematykę
polityczną z reportażem historycznym i studium obyczajowym. Znaczniejszy
wpływ niż Amerykanie i Hłasko wywarł na niego Borowski.
Już pierwsze głośniejsze wystąpienie Brychta było niewielkim skandalem. Poszło o wiersz
opublikowany we Współczesności w 1958 roku:
Urodziłem się w poczekalni
dworcowej
pełnej kurw, alfonsów i glin
chciałem
dużo
wiedzieć i widzieć
siedzę
okrakiem
na szynach
uparcie onanizując
wyobraźnię
czekam
na pociąg
który utnie
mój czas.
Oczywiście, gorszyły określone zwroty, nie interesowano się zaś smutnym przesłaniem
całości. Wydany w 1961 tom Czas bez Marii nie usiłował już szokować czytelnika. Widać tu
wpływy Różewicza czy Grochowiaka, lecz zasadniczym rdzeniem jest przekaz Borowskiego;
14
tytuł tomu jest naturalnie aluzją do Pożegnania z Marią. Wiersze zróżnicowane, sporo form
poematowych, sporo aluzji do drugiej awangardy w ogóle.
i nasz niepokój tu niezbędny
gdzie kość szlifuje sól i wiatr
i w tępe zęby gwiżdże świat
wojennych zatopionych kryp
i naszej trzeba tu rozpaczy
gdzie w wydmach ognia syczy trup
i spod niebacznych tryśnie stóp
żelaznych pian kosmicznych grzyb
nasze tu sny i przerażenia
pod wiatr i sól donikąd nieść
aż się przemieni o nich wieść
w milknący z wolna szelest ryb
(***)
Poezja była jednak tylko incydentem w jego twórczości. Prawdziwy Brycht zaczął się
wraz z tomem prozy Czerwony węgiel (1960). Były to fabularyzowane reportaże, głównie z
Łodzi, ale także ze Śląska. Bardzo tu mocno podkreśla autor swoją proletariackość, kult siły,
niechęć do wszelkich dewiacji i odszczepieństwa. Najgłośniejszy był cykl scenek Ulica Piotrkowska,
na której narrator dostrzega i gromi wszelakie marginesy społeczne, erotyczne i gospodarcze.
Na ich widok ogarnia go płomień jakiegoś społecznego patriotyzmu o sadystycznym
posmaku. Zapakowałbym temu dużemu hak z prawej w wywalony bebech, lewy sierp na
pysk i pod flek
|
WÄ
tki
|