ďťż

Zapytał, co sądzę o udziale pani Libby w naszym posiłku...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Sprzeciwiłem się temu pomysłowi. Spytał więc, czy chciałbym zaprosić Percy'ego Smitha. Znów odpowiedziałem przecząco. Chciałem, żeby była to bardzo intymna kolacja. Zapachy przywiezionych specjałów spodobały mi się. Wyczułem woń czosnku i aromat curry, kiedy wytarłszy się po kąpieli, zabrałem się do golenia półtoradniowego zarostu. Robiłem to krótkimi pociągnięciami, starając się zapanować nad trzęsącymi się rękami. Opadła mnie groza przeżyć, jakie stały się moim udziałem. Czułem wyrzuty sumienia z powodu tego, co przydarzyło się Kimberowi, ale najwięcej współczucia budził we mnie Dell Franklin. Lauren uznała najwyraźniej, że za długo siedzę w łazience, bo w końcu weszła do środka bez pukania i objęła mnie od tyłu. - Nic się nam nie stało - szepnęła. - Żadnemu z nas trojga. 44. Kolacja w pensjonacie nie była radosną ucztą. Przypominała po trosze sabat czarownic, którym udało się uniknąć spalenia na stosie, a po trosze irlandzki obrzęd czuwania przy zwłokach. Nie brakowało wprawdzie tych, którzy wyszli cało z opresji, ale były też ofiary, które należało opłakać. No i trzeba było opowiedzieć mnóstwo rzeczy. Satoshi czekała na mnie w małym saloniku. Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do pustej, hotelowej kuchni, gdzie mogliśmy być sami. Przysiadła na krawędzi kamiennej lady. Wydaje mi się, że nie powinnam słuchać tego na stojąco - powiedziała. - Ja też powinienem usiąść - odparłem zajmując miejsce na taborecie i przetarłem wierzchem palców zmęczone oczy. - Jest pani gotowa na wysłuchanie mojej opowieści? Skinęła głową. - Czekałam na to tak długo. Wiem, jak umarła pani siostra - zacząłem, a potem nie spiesząc się, opowiedziałem o bezsensownej śmierci Mariko, dając Satoshi czas na przemyślenie każdego szczegółu. Płakała prawie przez cały czas. - Zginęły jak bohaterki - powiedziała, gdy skończyłem. - Tak zgodziłem się z nią. Jej następne pytanie zaskoczyło mnie. - Co będzie dalej z panem Franklinem? Czy sądzi pan, że zgodziłby się ze mną porozmawiać? Odpowiedziałem, że nie wiem. Powtórzyłem to dwa razy. A potem dodałem: - On wie, co zrobił pani Joey. Po prostu domyślił się tego. Satoshi odchyliła do tyłu głowę. Po chwili spojrzała na mnie uważnie i powiedziała: - Zastanawia się pan, czy nie zmieniłam zamiaru i nie zamierzam oskarżyć Joeya, prawda? - Tak, rzeczywiście. - Nie jestem w stanie udowodnić, że to się wydarzyło. A jeśli go oskarżę, on wszystkiemu zaprzeczy - powiedziała, przyglądając się swojej lewej dłoni, tak jakby się spodziewała znaleźć na niej wypisaną poradę, co ma zrobić. - Moi rodzice nauczyli się jakoś żyć ze świadomością, że została im tylko jedna córka. Może tak samo powinien zrobić Dell Franklin. Posłała mi ciepły, ale pozbawiony radości uśmiech i poprosiła, żebym zostawił ją na chwilę samą. Kiedy dołączyłem do reszty towarzystwa, Sam i Lauren przysłuchiwali się Flynn i Russowi, którzy opowiadali, jak zostali zwabieni do wiatrołomu pod pozorem udzielenia pomocy przy wydobywaniu zwłok Dorothy Levin. Po chwili Flynn przeprosiła nas i wyszła. Chciała odwiedzić Kimbera w szpitalu. Przyszła kolej na moją opowieść. Wyjaśniłem, w jaki sposób do wiatrołomu zwabiono Kimbera i mnie, co się stało z Philem Barrettem, a potem z Dellem i Cathy Franklinami. Była już prawie północ, gdy Russ odpowiedział na ostatnie pytanie dotyczące Raymonda Wellego i wypadków na ranczu przy Silky Road. - Najwyższy czas, żebym poszła do łóżka - powiedziała Lauren. - Jeżeli ja czuję się tak zmęczona, to wy wszyscy musicie padać z nóg. - Ja na pewno - stwierdziła Satoshi. W tym momencie odezwał się telefon komórkowy w kieszeni Russa. Russ wstał, podszedł do okna we wnęce i dopiero tam odebrał. Dochodziły do mnie tylko fragmenty jego rozmowy. Wreszcie wrócił do stołu i oznajmił: - Zdaje się, że Flynn i ja jeszcze dziś w nocy wrócimy do Waszyngtonu. Kimber, co mnie specjalnie nie dziwi, chce się znaleźć w swojej twierdzy, zanim prasa odkryje, co tu się wydarzyło
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.