Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. No
dobrze. To ju¿ wiemy... A! Rq|a! Rura... Rura? Bez sensu, po
co komu ska¿ona woda? Chwileczkê, przecie¿ gdyby by³a
ska¿ona to po prostu aparatura pomiarowa zasygnalizowa³aby
to kompowi i zawory zosta³yby zamkniête. A je¶li by³by to tylko
atak konwencjonalny to dlaczego nie wykorzystaæ tej wody?
Ale to ja tak rozumujê... Wcale nie musieli tak my¶leæ. Nie,
musieli. Bo po cholerê ta druga rura? Spokojnie, bo serce
stanie... Jeszcze raz. Co to mo¿e byæ? Odpowietrznik? Wyci±g
powietrza? Mo¿e to co¶ wyrównuje ci¶nienie? Trzeba wyrów-
nywaæ? Fizyka, podstawy... Trzeba by³o siê uczyæ... Stop! Je¶li
w ogóle trzeba wyrównywaæ ci¶nienie, to robi to szyb windy
albo inne cienkie przewody. A je¶li basen jest pe³ny bo jest, to
co? Nie!!! Tylko woda! Dalej... Jest basen, jest woda. Otwieram
klapê, leje siê woda. Hura! Czekam a¿ siê wszystko wype³ni
UPIÓR Z PIAYBACKU 177
i wyp³ywam rur±! Tak! Ile to mo¿e byæ metrów? Trzydzie¶ci?
Czterdzie¶ci? Niewa¿ne, przecie¿ do góry pop³ynê wypycha-
ny... Stop! Och, nie..."
Poczu³, ¿e jedna z kropel potu zjecha³a w dó³ wzbieraj±c po
drodze i sp³ynê³a do k±cika prawego oka. Wytar³ rêkawem
czo³o i oczy. Poderwa³ siê i zrobi³ dwa szybkie kroki w kierunku
sali odka¿aini i mocno kopn±³ powietrze. Noga nie natrafi³a na
¿aden opór.
„Chyba nie ma tu jeszcze nikogo. Co z tym ci¶nieniem?
Bo¿e, kto móg³ przypuszczaæ, ¿e zdechnê tu z powodu w³as-
nego nieuctwa? Uspokój siê! Je¶li otworzê jak±¶ klapê i woda
rzeczywi¶cie pop³ynie, to znaczy to, po pierwsze, ¿e w rurze nie
ma ¿adnych przeszkód, przynajmniej dla wody. Mo¿e byæ
i krata i wtedy ju¿ nie wrócê na dó³. Nie ma problemu, nie
mam po co^wracaæ. Niech bêdzie, ¿e woda sp³ynê³a. Znowu
jest kilka mo¿liwo¶ci. Jedna, ¿e woda wype³nia ca³y podziemny
zbiornik i zostanê w rurze. Ci¶nienie! Przecie¿ to wiedzia³em...
Chyba jedna atmosfera na metr s³upa wody. Czterdzie¶ci
metrów... Zostanie ze mnie placek. To na pewno. A gdyby
nawet nie, to chyba choroba kesonowa. Przecie¿ nie mogê
robiæ sobie przystanków, zreszt± nawet nie wiem jak i ile.
Klapa. A je¶li zbiornik jest wiêkszy ni¿ ten na powierzchni?
Wtedy rura bêdzie pusta i chyba nie bêdzie tego kurewskiego
ci¶nienia. Chyba... Jak to sprawdziæ? Przecie¿ je¶li istnieje jaka¶
logika, to na ni¿szym poziomie te¿ nie bêdê niczego widzia³?
Nic nie sprawdzê, wskoczê do zbiornika nawet nie wiedz±c czy
bêdê móg³ z niego wyj¶æ. Koszmar... Pop³acz sobie, Kip. Gdyby
by³a Jana... Kretyn! Przecie¿... Nie, wy³±czmy tê.dziwkê. Jeszcze
raz. Inaczej. Schodzê do zbiornika. Zostawiam otwart± klapê.
Lejesiê woda. Zalewa akwen, wylewa siê na dolny poziom. No
178 EUGENIUSZ DÊBSKI
to co? Ca³ego schronu nie zaleje, a gdyby nawet! Rura pusta.
No, to ju¿ lepiej. Zostaje co? Jak znale¼æ rurê, jak siê wspi±æ
po niej czterdzie¶ci metrów. I jak omin±æ ewentualne filtry,
kolanka, syfony. Ale 'przecie¿ nie pamiêtam, ¿eby na tym
schemacie by³y jakie¶ zawijasy. Tyle ¿e wcale nie muszê
pamiêtaæ... Niewa¿ne. Nie mam innego wyj¶cia. My¶l, Kip... Po
raz pierwszy w ¿yciu twój mózg musi zapracowaæ na swoje
utrzymanie. Bez dowcipów. My¶l, durniu. Co ci jest potrzebne?
Sprzêt do ³a¿enia po rurze, od ¶rodka. Lina? Haki? Rozpory?
Nic takiego tu nie ma... Klapa. Szkoda, tyle siê namy¶la³em".
Z
«robi³ dwa kroki w kierunku windy i sprawdziwszy kilkoma
kopniakami, ¿e nikt siê tam nie czai po . prostu usiad³ na
pod³odze nie dbaj±c ju¿ o to, ¿e zanurza siê w mg³ê bez
smaku, zapachu i temperatury. Opar³ siê wygodnie g³ow±
o ¶cianê, wyprostowa³ i wyci±gn±³ przed siebie nogi, obok ud,
na pod³odze u³o¿y! rêce z zapalonymi latarkami.
„Gdybym nie wy³±czy³ komputera zdoby³bym narzêdzia
— pomy¶la³ spokojnie, leniwie. — A mo¿e i nie? Mo¿e jaki¶
przemy¶lny system blokuje nap³yw wody? Na pewno. Wiêc
tylko przy wy³±czonym komputerze. Nawet przewiduj±co kaza-
³em mu otworzyæ wszystkie drzwi. Mo¿e i klapy otworzy³? Ale...
cha-cha... warsztatu nie otworzy³em. Z prokognicji pa³a. Otwar-
te drzwi... I co z tego? A... Tu jest jaki¶ magazynek... Tak?
Powinien byæ, chemiczny czy co¶ takiego".
Poderwa³ siê na równe nogi i rozejrza³. Po prawej stronie
w ¶cianie rysowa³y siê cienkie p³ytkie szczeliny. Drzwi. Poszuka!
UPIÓR Z PLAYBACKU 179
d³oñmi i znalaz³ kasetê z klamk±. Pchn±³ ciê¿k± metalow± taflê
i o¶wietli³ pomieszczenie. ¦ciany tworzy³y metalowe szaty
z tajemniczymi symbolami na górze i kolumnami prostszych
nieco s³ów poni¿ej. Czê¶æ tych kolumn ginê³a odciêta poziom±
kurtyn±. Kip obszed³ szafki zmuszaj±c siebie do spokojnego
uwa¿nego odczytania wszystkiego co na drzwiach szaf wypisa-
no. Niemal wszystko by³o dlañ niezrozumia³e, dopiero przy
czwartej szafie zatrzyma³ siê i czuj±c szalone bicie serca prze-
czyta³ „Maski p/gaz". Poni¿ej nastêpowa³ d³ugi wykaz po-
szczególnych typów poch³aniaczy, okularów, czê¶ci twarzo-
wych, neutralizatorów, reagentów, katalizatorów... Powstrzy-
ma³ siê od radosnego wrzasku widz±c informacjê o jedno-
razowych maskach z wytwarzaniem porcji tlenu na trzy do
czterech minut. Bole¶nie naddar³ sobie paznokcie zanim uda-
³o mu siê otworzyæ szafê. Ten typ masek znajdowa³ siê na
dolnych pólkach, poza zasiêgiem wzroku Kipa. Zmuszaj±c siê
do spokojnego dzia³ania podnosi³ do góry poszczególne ma-
ski i uwa¿nie czyta³ etykietki. Szósta paczka zawiera³a jedno-
razowe maski z chemicznymi wytwornicami tlenu. „Wkrêæ do
oporu sztyft. Tlenu wystarczy na trzy do czterech minut". Kip
przygry¼! wargi i wyszarpn±³ jedn± z maseczek z opakowania
i trzymaj±c ca³± paczkê miêdzy kolanami, zgodnie z instrukcj±
wkrêci! wystaj±cy z tuby sztyft. Przy³o¿y³ gumowy „kaganiec"
do twarzy i z rado¶ci± poczu³ ³askotanie strumienia tlenu
w nosie. Sumiennie sprawdzi³ na zegarku czas wyp³ywu gazu
i powtórzy! operacjê z jeszcze jedn± losowo wybran± mask±.
Wynik by³ identyczny. Nieca³e cztery minuty. Wepchn±³ za
wierzchni± czê¶æ kombinezonu trzy maski, resztê, ca³e pud³o
rzuci³ na pod³ogê. Nerwowo ruszy³ w dalszy obchód szaf.
Nadzieja na realizacjê rozpaczliwego planu wprawi³a jego
180 EUGENIUSZ DEBSKI
palce w dr¿enie, a serce i p³uca w pracê charakterystyczn± dla
ciê¿kiego wysi³ku fizycznego; Przedostatnia dziesi±ta szafa za-
wiera³a zestawy do dezaktywacji pomieszczeñ — kilkulitrowe
ampu³y, pojemniki ci¶nieniowe, zestawy samolikwiduj±cych siê
p³acht, kub³y z samonatryskowymi b³onami izoluj±cymi. I wspi-
ny. WSPINY!!! Kip. nie móg³ powstrzymaæ siê od radosnego
wrzasku. Wyszarpn±³ z wysokiej tuby parê rêcznych i z drugiej
parê no¿nych wspinów i natychmiast wypróbowa³ je na meta-
lowej szafie. Sensory rêcznych dzia³a³y bezb³êdnie. Dotkniêcie
uaktywnia³o nadsprawne elektromagnesy i nie da³o siê ¿adn±
si³± oderwaæ wspina od drzwi szafy. To samo dotyczy³o
no¿nych. Sensory w czubkach, uruchamiane przy poruszaniu
stóp, w³±cza³y i wy³±cza³y odpowiedni wspin
|
WÄ…tki
|